Czy ja jestem straszny?...

420 54 43
                                    

Przez cały wykład nie patrzyłem na Asa. Po prostu było mi zbyt głupio. W końcu złamałem jedną z niepisanych zasad, co z tego, że pojedynków, ale nie chciałem pogrążać swojej sytuacji. Był dość mściwym typem i dla własnego bezpieczeństwa wolałem sobie nie grabić, bo to akurat, przyznaję, była moja wina. 

Godzina dobiegła końca, ale mimo to nasz profesor chwile przedłużył zajęcia. Szkoda tylko, że gdy trwała przerwa na lunch. 

Na lunch. Byłem tak głodny, że już chciałem jak najszybciej stąd wyjść. 

Gdy wreszcie nam się udało, pod drzwiami czekał nasz komitet powitalny w formie (i tu zaskoczenie, że nie w postaci nauczycieli) Michaela i Leo. 

Leo był dość zabawną osobą, jeśli chodzi o całokształt. Chłopak, od nas starszy o dwa lata, natomiast o rok młodszy od Michaela, był dość niski, miał krótko strzyżone, miedziane włosy, a jego oczy i brwi sprawiały, że miało się wrażenie, iż wiało od niego wiecznym niezadowoleniem. A raczej może złością, co z jego wybuchowym temperamentem idealnie tworzyło obraz takiego wściekłego pieska. Wyglądał też na takiego wiecznego buntownika, który tylko czeka na ustawki za garażami. Śmieszne było to, że tak dobrze dogadywał się z Michaelem. Byli kompletnymi przeciwieństwami. W końcu blondyn był miły, często dziecinnie naiwny, zawsze starał się rozwiązywać konflikty, był wysoki i miał trochę kobiece rysy, przez co nie dało się poznać, że ma już dwadzieścia trzy lata. 

Co do umiejętności Leo, to była ona bardzo niezwykła. On był właśnie tą jedną z nielicznych osób posiadających niezidentyfikowaną naturę mocy, u niego skategoryzowana jako manipulacja technologią. Nigdy nam ostatecznie jej nie pokazał, przynajmniej jeszcze nie, ale wiedziałem, że mógł tworzyć jakby elektroniczne hologramy ekranów, uzyskując i przekierowując rejestry kamer, a także tworzyć do tego w powietrzu hologram klawiatury, co w sumie można porównać do tworzenia komputera z niczego i to w powietrzu. Taki to musi potrafić ściągać na egzaminach... W końcu chyba mógł mieć dostęp do niemal wszystkiego, nie? Dla takiego daru zasada zakazu używania umiejętności jest pewnie najbardziej sensowna na całej tej uczelni. 

— Co tak długo? — Powitał nas chłodny ton Leo. — Przez was będziemy musieli stać w kolejkach. 

— To co tu jeszcze robisz? Biegnij — rzucił Asther lekceważąco, może lekko zirytowany. 

— A co ja, pies jestem? Sam sobie biegaj, chwaście. — Chłopak włożył dłonie do kieszeni, zadzierając trochę głowę i zaczął iść przed siebie. 

As zacisnął usta w wąską linię, patrząc na niego. 

— No tak, zapomniałem, że dla niziołków zawsze zrobią wyjątek. 

Leo już się obracał, mając wymalowaną chęć walki na twarzy, gdy między nimi stanął Michael, rozkładając ręce między nimi, aby w ten sposób uniemożliwić im zbliżenie się do siebie, bo to by mogło być nieciekawe. 

— Już, już... — Uśmiechnął się krzywo, mówiąc swoim delikatnym tonem. — Jestem pewny, że i tak wszystkiego nie zjedzą, jak teraz pójdziemy. 

Obaj jedynie prychnęli i w ciszy zaczęli iść do stołówki. Ja jednak milczałem. Widziałem kątem oka, jak blondyn patrzył to na mnie, to na Asthera, że coś cicho jesteśmy. 

— Coś się stało na wykładach? 

— Nic. — Natychmiast rozległy się głosy mój i Asthera, na co odruchowo spojrzeliśmy na siebie, jednak niemal od razu znów odwróciliśmy wzrok, niemo zawierając pakt, że nikomu nic nie mówimy. 

Michael jedynie spojrzał na nas, nie rozumiejąc, o co nam mogłoby chodzić, ale ostatecznie nic już nie powiedział. 

Gdy dotarliśmy na stołówkę, zastaliśmy ogromny tłum. Trudno było dostać jedzenie, a co dopiero znaleźć stolik, jednak jakimś cudem nam się udało. Gwar był wielki, każdy coś mówił, a w powietrzu dało się wyczuć przeróżne zapachy jedzenia. Całe szczęście, że ta akademia nie stawiała jedynie na naukę i przeróżne posiłki też mieli bardzo dobre. Dlatego też tym razem postawiłem na coś innego niż zwykle, dodatkowo kupując porcje frytek, bo czemu by nie. 

A&A |BL|Where stories live. Discover now