Grupa?...

896 88 40
                                    

~Siedem lat później~

Wszedłem do już pustej szkoły i skierowałem się do szatni. Z tego co widziałem lekcje właśnie się rozpoczęły, ale... dzwonek podobno jest dla nauczyciela, prawda? A że nie pracowałem za marną stawkę na tym stanowisku w jakimś liceum, to miałem na to wywalone. Poza tym wreszcie nie było tu tłumów.

Wziąłem pierwsze lepsze zeszyty, bo nie chciało mi się sprawdzać planu. Gdy jednak zamknąłem szafkę, usłyszałem, że w tym samym czasie ktoś zrobił dokładnie to samo. Doskonale wiedziałem kto, więc jedynie spojrzałem w jego oczy, marszcząc brwi. Asther odpowiedział mi tym samym. Nie musieliśmy nic mówić.

Właśnie rozpoczął się pojedynek.

Ruszyliśmy w kierunku schodów, aby zobaczyć kto jest szybszy i pierwszy dostanie się do klasy. Każdy zakręt ścinaliśmy jak tylko się dało, idąc łeb w łeb, co mnie niemiłosiernie irytowało. Nagle jednak on skierował otwartą dłoń na moje stopy i tuż pod nimi stworzył lód, przez co się poślizgnąłem. Poleciałem do przodu, wyuczenie amortyzując upadek na rękach, ponieważ przez takie jego akcje już miałem wyrobiony refleks.

— Szmato! — warknąłem, słysząc jego śmiech.

Brunet poleciał już dalej, ale nie miałem zamiaru przegrać. Będąc trochę w tyle widziałem, że trzymał rękę na poręczy, aby brać szybsze zakręty. Położyłem na niej dłoń i korzystając z tego, że była metalowa podgrzałem ją intensywnie. Tak jak się spodziewałem, As odskoczył na bok, ale i przy okazji zarył głową w wiszącą na ścianie doniczkę, na co zacząłem się śmiać, doganiając go.

— No brawo. Trzeba było iść do ogrodniczej. — Uśmiechnąłem się złośliwie, mijając go.

— Jak ci dam ogrodniczą, to będziesz kwiatki od spodu wąchał — rzucił wkurzony i szybko pobiegł za mną.

Wreszcie dotarliśmy na trzecie piętro, z tym że ja z minimalną przewagą. Oddychając ciężej przez usta, bo jednak sprint po schodach do lekkich nie należał, szybko się rozejrzałem. Dzisiaj chyba mieliśmy gdzieś tutaj lekcje.

Asther zrobił to samo. Spojrzeliśmy w końcu na chwilę na siebie i równocześnie ruszyliśmy przez pusty korytarz. Wpadliśmy równocześnie do jednej klasy, z impetem otwierając drzwi.

— Wy dwaj! Znowu hałasujecie! — Zaczął mówić zły, krągły profesorek. — Dzisiaj środa! Nie tu macie lekcje, matoły jedne!

Rzuciliśmy szybkie spojrzenie po klasie i faktycznie, to nie była nasza. Obaj niezadowoleni skrzywiliśmy się.

— Przepraszamy... — rzuciliśmy naraz znudzonymi głosami i zamknąłem za nami drzwi.

Słychać było jak jeszcze profesorek coś tam na nas wrzuca, ale to taka stara śpiewka, bo to nie pierwszy raz, gdy nam się dni pomyliły.

— Czyli znowu remis... — skomentował As, krzywiąc się z tego powodu.

— Na to wygląda. A do tego to oznacza, że mamy kolejny raz matematykę.  — Włożyłem ręce do kieszeni, idąc dalej korytarzem. 

— Ygh... Ta to zawsze ma ból dupy o byle co — powiedział, mając na myśli nauczycielkę.

— To co? Znowu kto pierwszy ją wkurzy, tak aby zamilkła? — Uniosłem wrednie kącik ust i na niego spojrzałem.

— Jasne. Ale jak wyrzuci za drzwi, to jest to przegrana — odpowiedział mi tym samym.

— Stoi. — Przybiliśmy sobie niedbale piątki, aby przypieczętować zakład.  — Tylko... Gdzie była matma? — Wyjąłem telefon, aby to sprawdzić.

A&A |BL|Where stories live. Discover now