Dwie wcurvione matki...

543 64 12
                                    

Cisza.

Jak makiem zasiał.

Albo ktoś rzucił przed chwilą granatem dźwiękowym, bo tak aktualnie czuły się moje uszy. Nawet ze szpitala nie wyszliśmy, a już w sali obaj zgarnęliśmy taki opieprz, że to chyba nawet wpisze się do księgi pamiątkowej tej placówki.

Nikt nic nie mówił. Razem z Astherem nie patrzyliśmy na stojących naprzeciwko rodziców. Mieliśmy głowy odwrócone w przeciwne strony, unikając ich wzroku, który wręcz wywiercał w nas dziurę. Nasze matki, nadal ciężej oddychały po tym wybuchu złości.

Normalnie jak karabin maszynowy: zwolniono blokadę, to zaczęły tak krzyczeć, że aż żadna siła ich nie powstrzymała. Podczas tych kilkunastu minut nagłej burzy, pacownicy szpitala bali się nawet wchodzić do sali, aby zwrócić uwagę. Widziałem, że próbowali podejść pod drzwi, ale ostatecznie zbyt bardzo się przestraszyli i zrezygnowali z tego pomysłu. Nasi ojcowie tylko stali za dwoma kobietami i jak na początku byli w stanie dołączyć się do zbiorowego opieprzu, tak już coraz później sami się zamknęli, aż w końcu podjęli odważne próby łagodzenia temperamentu swoich żon.

Czy skutecznie?

Cóż... Jeden prawie odmroził sobie rękę, więc tak średnio bym powiedział.

Chyba właśnie przeżyłem stereotypowy gniew matki. Przysięgam, że w życiu już się z tego nie zaśmieję.

Dobra, przyznaję, może LEKKO przesadziliśmy, ale... To nie była nasza wina, plus po co od razu te nerwy?

Ciszę przerwał płacz jakiegoś dziecka na korytarzu. Było widać tylko cień za drzwiami, że ktoś pobiegł i kucnął, uciszając je szeptem.

— Ciii... Już spokojnie. Nikt na ciebie tak nie będzie krzyczał, obiecuję. — Usłyszałem delikatny głos tej kobiety i zaczęła odchodzić z dzieckiem.

Ej... Pani... Weź mnie pani ze sobą...

Patrzyłem z Asem identycznie na drzwi, błagając o ratunek z tego piekła, ale tych wrót strzegły dwa cerbery, więc byliśmy unieruchomieni.

W końcu szatynka westchnęła ciężko i opadła na krzesło, przystawiając dłoń do twarzy.

— Już. Skończyłam. Teraz możemy przejść do drugiej części, ale mnie już gardło boli.

— To może teraz my będziemy mówić. — Ojciec Asthera spojrzał na mojego i znów przenieśli wzrok na nas.

— Co się stało Jasonowi? — zapytał od razu As, nie chcąc owijać w bawełnę.

— On...  — Zrobił ciężki wydech. Ewidentnie nie chciał o tym mówić, ale obaj z Asem nie spuszczaliśmy z niego poważnego wzroku, domagając się odpowiedzi.

— Może zacznę z innej strony. — Wtrącił się mój ojciec. — Wiecie, że każda żywa istota żyje i funkcjonuje dzięki energii. Jej obieg w naturze jest zawsze stały, nic nie bierze się z niczego. Utalentowani przetwarzają swoją własną energię w inną fizyczną formę, odpowiednią jej elementowi.

— Tak, tak. Ogień, ziemia, powietrze i woda. Wszystkie też mają po drugie stopnie, wymagające większego skupienia, a także wrodzonego talentu. Tak zwane kolejne poziomy pochodne, gdzie są to kolejno błyskawica, roślinność, fale dźwiękowe oraz lód. Ten podręcznik już czytałem — rzekłem zniecierpliwiony. Ile można chować prawdę?

— Powiedzmy... — Skrzywił się i skrzyżował ręce. — Występują także  wyjątki bez wyraźnej identyfikacji rodzaju, ale nie o tym teraz.

Zaraz, co?

A&A |BL|Where stories live. Discover now