Rozdział 1 Laura

4.4K 87 3
                                    

Rok wcześniej

- Nie podoba mi się ta okolica. - powiedziałam, patrząc na stary domek stojący przed nami. Nie wyglądał on zachęcająco. Tynk był wyskubany po bokach. Okna rodem z PRL-u.
Nie ma mowy, że tu zamieszkam.

- Nie marudź. - Mel uderzyła mnie lekko w ramię - Będzie fajnie. - wzięła karton z samochodu i ruszyła przed siebie.

- Dalej nie jestem przekonana co do tego miejsca. - powiedziałam lekko przerażona. Miałam do tego jasne powody.
Dom był położony na obrzeżach New Jersey, obok lasu. Jak ja mam tu wracać po nocnych zmianach.

Weszliśmy do środka i obie zamarłyśmy. Naszym oczom ukazał się pusty hol, ogromna przestrzeń do umeblowania. Widoczna na ścianach czerwona cegła, która dodawała uroku wnętrzu. Idąc w głąb domu, Melanii odstawiła karton na wyspie. Ja trafiałam na „salon". Zobaczyłam duże okna sięgające do samego sufitu i fotel na samym środku. W głowie obliczałam koszty wymiany oraz renowacji. Zbankrutuje. Wszędzie znajdował się kurz, a dokładnie jego tony. Co tylko przypominało od dawna opustoszały dom. Stare schody skrzypiały pod stopami, poręcz wyginała się pod nie wielkim naciskiem. Promienie słońca wpadały przez okno, rozpromieniając otwartą sypialnie i starą szafę, która była zepsuta. Po przeleceniu pomieszczenia wzrokiem, usiadłyśmy na podłodze.

- Nie wierzę, że znalazłaś takie cudo. - odparłam, rozglądając się jeszcze raz.

- Czyli jesteś zadowolona?
Zapytała z słyszalnym zdenerwowaniem w głosie. Kiwnęłam głową. Mel rzuciła mi się na szyję i zaczęła piszczeć z radości, dopiero po chwili pozwoliła mi złapać oddech. Byłam jej za to wdzięczna.

- Ale czeka nas dużo pracy, - wskazałam na nią palcem - a ty mi w tym pomożesz - zeszłyśmy na dół i stanęłyśmy obie w kuchni.

- No to co zabieramy się do roboty. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy

Teraz

Siedziałam na swoim już prawie skończonym tarasie, popijając kawę. Patrzyłam na zarośnięty płot, z którym nie zdążyłam się jeszcze uporać. Usłyszałam dzwonek telefonu na stoliku. Spojrzałam na ekran "Melanii". Odebrałam.

- Nie uwierzysz. - powiedziała od razu

- Witaj, Melanii, jak minął ci dzień? - rzuciłam ironicznie.

- Dzięki, że pytasz kwoko - zaśmiałam się - ale do rzeczy. Dzisiaj otwierają nowy klub koło ciebie tak się składa. - W tym momencie wybuchłam śmiechem

- Już to widzę. Ja nawet sąsiadów nie mam, bo najbliższy to jakieś 10 minut drogi, a gdzie ty widzisz tu klub w szczerym polu.
W słuchawce usłyszałam głośne westchnienie.
Zapomniałam wam powiedzieć. Melanii kocha wymyślać różne dziwne rzeczy i dramatyzować na swój sposób. Znam się z nią, odkąd zaczęłam pracować w firmie z nieruchomościami na dziale ozdoby wnętrz. Ta kobieta, to prawdziwa imprezowicza, zna każdy klub w mieście, jak i poza nim. Mel mieszka w Nowym Jorku, niemal w centrum. Przez co ma bliżej do pracy, natomiast ja... Wydaje krocie na paliwo.

- Nie przeżywaj. Dom prawie skończony, a i tak uratowałam go przed zburzeniem.

- Tak całe życie będę ci dziękować, że pracujemy w tej samej firmie. - Znów usłyszałam głośne westchnienie.

- Pominę twoje karygodne zachowanie. - Zaśmiałam się do słuchawki, po czym upiłam łyk kawy - Idziemy dzisiaj na imprezę. Mam bilety. Tak wiem, jestem wspaniała, nie musisz dziękować.
Po odgłosach w tle, wiedziałam, że już się szykuje.

- Nie odpowiedziałam na twoje pytanie, więc na razie nigdzie nie idziemy. - Przeciągnęłam ostatnie 3 słowa. Jeden weekend bez imprezowania, tylko o to proszę.

- Idziesz z swoją najlepsza przyjaciółką, opić awans. - powiedziała jakby to nie miało żadnego znaczenia.

- Co! - krzyknęłam do słuchawki, wstając z fotele - Czemu nie mówiłaś od razu, to kiedy do mnie przyjedziesz? - powiedziałam, wchodząc do domu.

- Będę za godzinę, bo dzisiaj mam zamiar się upić. - słyszałam podekscytowanie w jej głosie.

Rozłączyła się bez słowa. Pobiegłam na górę i wzięłam szybki prysznic. Wychodząc, znów mało co się nie zabiłam o kartony z łóżkiem sypialnianym. Miałam go dzisiaj złożyć, ale trudno zrobię to w kolejny weekend. Nie mam czasu w ciągu tygodnia, bo haruje jak wół.
Stanęłam przed szafą, przeglądałam jakieś kreacji na wieczór. Po całym tygodniu biegania, nawet kawy nie mogłam wypić w spokoju, gdyż stoi na tarasie. W oko wpadły mi trzy sukienki.

Rozłożyłam je na materacu. Pierwsza dopasowana kremowa sukienka na cienkich ramiączkach z srebrnymi dodatkami. Czy miałam ochotę na silikony? NIE. Wreszcie skusiłam się na czarną, asymetryczną sukienkę, także dopasowaną. Miała lewy rękaw dłuższy i bufiasty. Do połowy uda, idealnie podkreślała mój tyłek, a przede wszystkim czułam się w niej wygodnie.
Chwilę później usłyszałam, jak Melanii otwiera drzwi. Przestałam prostować włosy i wychyliłam się delikatnie za balustradę.

- Miała być godzina, ja nawet nie mam tapety. - powiedziałam głośno. Wróciłam do końca prostowania włosów. W takim tempie będziemy tam jutro.

- Postanowiłam, że pomaluje się u ciebie, a poza tym nie widziałam cię 2 tygodnie. - powiedziała dziewczyna stojąc w drzwiach łazienki. Spojrzałam na nią przelotnie.
Miała na sobie rozkloszowaną, beżową sukienkę do kolana, która była jej ulubioną.

- 2 tygodnie? A w pracy się nie widzimy? - Na moje słowa, ona westchnęła głośno

- To się nie liczy. - powiedziała, wyciągając z szafki kosmetyki

- To się maluj, a nie gadaj. Ja też tylko zrobię szybki makijaż i możemy wychodzić. - rzuciłam, odkładając prostownicę.
Jak w zegarkiem w ręku 30 minut i byłyśmy gotowe. Zadzwoniłam po taksówkę, po czym ruszyłyśmy do klubu.

40 minut później

- I to jest ten klub?
Stałyśmy przed wejściem w kilometrowej kolejce.

- Tak, ale nie spodziewałam się takiej kolejki. - Spojrzała na mnie, zarzucając włosy do tyłu. Nie zastanawiając się długo złapałam ją za rękę i podciągnęłam do ochroniarza przy wejściu.

- Przepraszam, pana. - stanęłam przed wysokim mężczyzną całym na czarno, czułam się jak karzeł. - Potrzebuje pomocy, moja koleżanka złe się poczuła, od napiętej atmosfery, czy jest możliwość. - pokazałam bilety - Wpuszczenia nas szybciej...

Napiętej atmosfery? Skąd ty to do diabła wzięłaś?

Mężczyzna uniósł jedną brew.
- Myślę, że powinny panie zaczekać w kolejce jak inni. - powiedział beznamiętnie
Że co proszę? O nie, to nie dla mnie.

- Przepraszam za to, co za chwilę powiem. Czekamy to od 20 minut, chcemy zostawić tu co najmniej kilka set dolarów, a pan - wymierzyłam w niego palcem - nie chce pomóc dwóm kobietą po ciężkim tygodniu, napić się i opić sukces? Więc jak nie ma pan nic przeciwko, ładnie poproszę jeszcze raz. Czy możemy wejść do środka? - założyłam ręce na klatce piersiowej.

- Ty dobra jest. - powiedziała ktoś z tył, a Mel stała koło mnie ledwo powstrzymując śmiech. Ochroniarz zaśmiał się, wyprzedzając moją przyjaciółkę.

- Trzeba było tylko ładnie poprosić, a poza tym macie bilety do strefy VIP - uśmiechnął się do nas, otwierając nam drzwi do środka.

Szczęka opadła mi na samą podłogę, ciężko byłoby ją pozbierać. Zrobiłam z siebie idiotkę. Super, czy może być jeszcze gorzej?

Lucas//Dziedzictwo Morettich #1Where stories live. Discover now