Epilog Laura

1.8K 38 7
                                    

Wysiadłam z samolotu zbyt zmęczona, aby z kim rozmawiać. Pomimo prawie pięciomiesięcznym pobycie na Karaibach czuje się wykończona. To było jedno wyjcie z tej sytuacji, bo przecież ucieczka zawsze jest częścią rozwiązania jak to mówią. Owszem jest, ale im dłużej to robisz uwiadamiasz sobie, że nie możesz robić tego w nieskończoność.

Więc wsiadam do samochodu Lucasa, on zatrzasnął drzwi za mną, a sam obszedł pojazd, aby usiąść za kierownicą. Zapięłam pasy i od razu oparłam głowę o szyby. Jego dłoń musnęła moją przez co drgnęłam.

- Miele, wszystko będzie dobrze obiecuje. - powiedział spokojnie, przez co powinnam byłam wciekała, jak on może być taki opanowany w takiej sytuacji. Lucas pocałował grzbiet mojej dłoni, po czym odpalił samochód. Z każdą sekundą moją głowę zaczęły nawiedzać myśli, które się kotłowały. Przez co obraz stał się zamazany i szklący. Powstrzymałam się przed od łez.

Tak właśnie chciałam uciekać od problemów i rzeczywistości. Pierwszy raz zrobiłam to jak zobaczyłam Catarinę z Lucasem. Uciekłam, bo nie mogłam sobie wyobrazić, tego, że mógł mnie zdradzić. Nie zrobił tego, ale przez głowę przeszedł mi taki scenariusz. Uciekłam po zobaczeniu Damiano, wielokrotnie to zrobiłam, bo nie pogodziłam się z przeszłością i z tym co mnie spotkało. Po raz kolejny, tym razem trzecim, uciekłam od wszystkiego. Od utraty dziecka, od obowiązków związanych z chorobą Anny, od samej siebie. Od rzeczywistości, która wróciła niczym tsunami.

Żyliśmy we własnej bańce, gdzie Lucas dochodził po silnych urazach. Zajęło to kilka tygodni, natomiast ja nie odczuwałam tego jak ze mną jest źle. Po tym wszystkim co przeszła, a do dzisiaj nie powiedziałam, że nasza córeczka została sprzedana.

Ni jakie święta, pełnym słońcu, spędziliśmy we dwójkę. Wielokrotnie dzwoniłam do Anny czy Adriana, ale żadne z nich nie odbierało. Zaniepokoiłam się, gdyż po przyjedzie do naszego tym czasowego domu wykonałam mnóstwo telefonów do wszystkich. Oni również byli na licie i odebrali. Po kolejnych nieodebranych połączeniach, zbiegłam na dół robiąc przy tym mnóstwo hałasu.

- Kochanie - krzyknęłam poprawiając na palcu pierścionek z pięknym diamentem. Pan Moretti oświadczył mi się jakiś czas temu, ale nie planowaliśmy się pobrać, dobrze nam było w takim statusie. - Dzwoniłeś do Hudsonów? - wyjrzałam zza kolumny, a on właśnie z kimś rozmawiał. Nie chciałam mu przerywać, bo wiem, że załatwiał mnóstwo spraw z przekazaniem mi firmy, ale i rodzinnym biznesem czy klubem. Ja natomiast zajęłam się zleceniami i leczeniem Anny, która ponownie mierzyła się z powrotem raka piersi.

- Powiem jej o tym, Adrianie. - powiedział cicho, chodź niewystraczająco, gdyż usłyszałam to. Odkrzyknęłam wchodząc do salonu, który stał się naszym biurem. - Oddzwonię, do zobaczenia.

- Z kim rozmawiałeś? - zapytałam obejmując go dłońmi od tyłu, jego zapach odurzał mnie, przyprawiając o zawroty głowy.

- Lauro. - powiedział, przez co spięłam się cała. Rzadko używał mojego imienia. - Muszę Ci coś powiedzieć, ale proszę Cię abyś -

- Po prostu to powiedz - przerwałam mu, czując narastający ucisk w żołądku. Wiedziałam, że nie ma mi nic dobrego do przekazania.

- Anna zmarł dzisiaj rano w szpitalu.

Reszty dnia nie pamiętałam, byłam jak w amoku. Pełno łez, pakowanie ubrać jak szalona, zbieranie najpotrzebniejszych dokumentów. Mnóstwo telefonów do wszystkich, ale żadne z nich nie odebrało. Zasnęłam z ogromnym bólem głowy wraz z rozdzierającym mnie żalem. Nie mogłam sobie tego poukładać w głowie.

Dźwięk telefonu Lucasa przerwał panującą cisze w aucie. Odebrał, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Adrian, stłumione "halo" przedarło się przez gąszcz moich myśli. Pierwszy raz usłyszałam jego głos od dwóch dni, a moje serce rozerwało się na małe kawałki.

Lucas//Dziedzictwo Morettich #1Where stories live. Discover now