Rozdział 12 Laura

1.4K 38 2
                                    

  Wchodząc do zatłoczonej kawiarni, ściągnęłam płaszcz, wieszając go na wieszaku. Przyjaciółki zrobimy to samo. Przez chwilę rozglądnęłam się w poszukiwaniu wolnego stolika, jednak nasz zawsze był o tej porze wolny. Jakby zarezerwowany tylko dla nas. Odsunęłam krzesełko, po czym na nim usiadłam. Camilla rzadko z nami tutaj przychodziłam, więc pierwsze co zrobiła po zajęciu miejsca sięgnęła po menu. Nie minęło kilka minut, kiedy podeszła do nas kelnerka. Wszystkie złożyliśmy zamówienie, po czym pogrążyliśmy się w rozmowie.

- Muszę wam powiedzieć, że miałam zajebisty weekend. Poznałam super faceta. – rzuciła Cam. Biedna nie ma się komu wygadać, więc jako dobre przyjaciółki, staramy się ją wyciągać na poniedziałkowe lunche. Jest przy tym śmieszniej.

Camilla nie była od nas starsza wręcz przeciwnie młodsza, a jej długie włosy odejmowały jej jeszcze lat. Jej życie umywało się do pracy i domu, niczego więcej. Mieszkając w kawalerce na Brooklynie nieźle sobie radziła. Jednak zrezygnowaliśmy z imprezowania z nią, Camilla wolała spędzić wieczory w domu, a nasze spotkania kończyły się zazwyczaj nawet nie przed pierwszą, bo nie mogła patrzeć ma alkohol. Zabawnym faktem było to, że przed wejściem do jakiegokolwiek klubu się legitymowała. Z powodu tego jak wyglądała. Nie ma w tym nic śmiesznego, jednak my z Melanii należymy do kobiet wysokich jak na standardowy wzrost, ona miała lekko ponad metr sześćdziesiąt w szpilkach. Jasna karnacja i czarne włosy do pasa, nawet nigdy niemiała czerwonej szminki, bo wyglądała jak nastolatka, która-

- Ja spędziłam weekend na kacu w sobotę, po imprezie z Laurą. – powiedziała Melanii, przerywając mi myśli. – Jednak moją towarzyszka do kieliszka zniknęła rano i nawet nie raczyła do mnie napisać wiadomości.

- Oh, nie przesadzaj. – powiedziałam, przesuwając ozdobę na stole, aby zrobić miejsce na nasz lunch. – Dziękuję. – rzuciłam do kelnerki.

- To jak się bawiłaś Lauro? – zapytała niemal od razu Camilla po odejściu kobiety w czarnym fartuszku.

- Dobrze, można tak powiedzieć. Ale wrócimy do Ciebie Cam, co to za chłopak. – powiedziałam podnosząc filiżankę kawy. Kolejną w tym dniu.

Dziewczyna westchnęła, po czym rozkręciła się na całego. Miałam wrażenie, że wszyscy na nas patrzą, przez to jak gestykulowała. Opowiedziała nam cały jej wieczór oraz to co myśli o tym Christianie. Nie miała zdjęcia, więc musiałyśmy się obejść smakiem.

Szybko się okazała, że czas zleciał nam nieubłaganie. Na moim zegarku wybiła za dziesięć czternasta i trzeba było się zbierać. Jak na majową pogodę, dzisiaj było bardzo chłodno. Stawiając na beżowy garnitur, nie sądziłam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Ponownie narzuciłam płaszcz na ramiona i zbierałyśmy się na nogach do firmy.

***

Chcąc jeszcze dzisiaj załatwić coś na mieści, musiałam wyjść wcześniej. Jakoś nikt nie robił z tym problemu, chodź w duszy się modliłam, by nie wpaść na szefa mojego działu. Ten łysy skurwysyn, jest bardziej podły niż niejedna baba robiąca komuś na złość. Kończąc pracę o trzeciej, nigdy nie wychodziłam się równo z nią. Zdarzyło mi się równo z paniami sprzątającymi zazwyczaj w piątki. Jednak mój szef nigdy nie doceniał mojej pracowitość, nawet się na nią skarżył. „Nikt Ci nie da podwyżki, jeśli na to liczysz." „Spotkania z klientami tylko po godzinach pracy DLA CIEBIE." Po prostu łysy chuj.

Otworzyłam drzwi od swojego gabinetu- przynajmniej tego zdarzyłam się dorobić- wyrywając do przodu. Nacisnęłam przycisk windy, a w głowie modliłam się, żebym nie musiała długo czekać. Nerwowo zerkałam na zegarek, punkt trzecia opuszcza swój pokój. Widząc wolno otwierające się drzwi, serce przyśpieszyło mi, mogąc wbiec do windy zrobiłabym to. Zamykanie się urządzenia miało trwać wieczność, więc zajął się poszukaniem telefon. W głowie miałam, że zostawiłam go na biurku, a czułam się jakbym popełniała przestępstwo.

Lucas//Dziedzictwo Morettich #1Where stories live. Discover now