Rozdział 22 Laura

897 34 4
                                    

Obudził mnie ból głowy. Wyciągnęłam tabletkę i od razu ją połknęłam. Nie mam zamiaru mierzyć się z tym gównem.
Powoli zeszłam na dół, byłam zaspana, chciało mi się położyć i leżeć do późnego popołudnia. Jednak szybko wpadłam na pomysł, żeby wykorzystać Thomasa. Skoro mam mężczyznę w domu, pomoże mi składać meble, które są w garażu. Jeśli nie to zrobię to sama.
Zeszłam na dół jednak tu panowała cisza. Opanował mnie niepokoju. Przecież on było od piątek rano na nogach. Zaparzyłam kawę i wybrałam się ponownie na górę. Zapukałam do pokoju gościnnego, w którym pomieszkiwał. Nikt nie odpowiedział. Złapałam za klamkę, pchając drzwi.

- Thomas, wiesz, że...
Zamarłam w drzwiach. Nie ma go.
Łóżko było poskładane, okna otwarte. Nawet nie było jego rzeczy. Sprawdziłam wszędzie. Pojechał bez słowa.
Wypiłam kawę w samotności. Jak przez większą część swojego życia. Długo zastanawiałam się nad przyczyną jego zniknięcia, ale wciąż nasuwała mi się jedna myśl.

W ciągu kilku sekund byłam gotowa i w drodze do jego apartamentu. Nie byłam zdenerwowana ani nic w tym rodzaju. Jednak potrzebowałam go zobaczyć. Zaparkowałam na parkingu, zebrałam rzeczy z auta. Biegłam do drzwi wejściowych jak szalona. Tylko jak przekroczyłam próg holu, nie dało się nie zauważyć liczby ochroniarzy. Wszystkie spojrzenia trafiły na mnie. Recepcjonistka odchrząknęła.

- Przepraszam panią, ale...
Nie słuchałam jej. Od razu poszłam do prywatnej windy. Drzwi urządzenia się otworzyły, zrobiłam krok w stronę panelu sterującego. Nagły ucisk na ramieniu. Odwróciłam się, to trochę sprowadziło na ziemię. Wyrywając mnie z amoku.

- Nie może pani tutaj wejść.
Powiedział wysoki mężczyzna ubrany na czarno.
- Dlaczego? Chciałam się z kimś zobaczyć. - powiedziałam spokojnie, opanowując kumulujące się emocje.

- Wątpię. Ta winda jest prywatna. - powiedział, po czym puścił mnie.

- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Właśnie dlatego ją wybrałam.

- Nie sądzę, a teraz proszę opuścić budynek.
Na jego słowa, zdziwiłam się.

- Chyba pan sobie żartuje?

- Proszę nie podnosić głosu albo panią wyniosę.

- Już to widzę.
Nie zważając ma jego słowa, weszłam głębiej do windy.

Ponowny silny uścisk. Straciłam grunt pod nogami. Obraz wywrócił się do góry nogami, a krew zaczęła spływać do głowy.
- Powiedziałem pani, że panią wyniosę.

- Proszę puścić mnie w tej chwili! - krzyczałam, z każdym jego krokiem coraz bardziej. Uderzając rękami o jego plecy, poczułam coś twardego pod paskiem. Złapałam i uderzyłam mężczyznę w tył głowy wystraczająco mocno. Od razu odbezpieczyłam broń. Mężczyzna rozproszył się na sekundę, a ja ześlizgnęłam się z jego ramienia. Upadłam na podłogę, podniosłam się szybko, nie straciłam ani sekundy na rozproszenie czy kwestionowanie jakichkolwiek ruchów.

- Teraz wsiądę do windy i nikt mnie nie powstrzyma. - wymierzyłam w mężczyznę, a kontem oka zobaczyłam, że wszyscy do mnie celują.

- Dobra Lauro, opuść broń miejmy to już z głowy. - Z tyłu dobiegł mnie znajomy głos, przez co mój lewy kącik uniósł się do góry.

- Thomas, jak miło Cię widzieć. - rzuciłam nie spuszczając broni z ochroniarza, który nie wyglądał na zadowolonego z przebiegu tej sytuacji.

- Opuście te cholerne gnaty, czy chcecie zostać oskórowani.
Na jego sygnał mężczyźni opuścili broń, ja zrobiłam to samo. Schowałam ponownie zabezpieczony pistolet za jeansy. Naciągnęłam na to koszulkę, poprawiłam się.
Spojrzałam na ochroniarzy i się uśmiechnęłam.
- Nie rób więcej zamieszania i chodź. - powiedział Thomas, poszłam za nim. Wiedziałam, że jest poirytowany tą całą sytuacją. Nie dziwię mu się.

Lucas//Dziedzictwo Morettich #1Where stories live. Discover now