Rozdział 25 Lucas

817 19 3
                                    

Nie miałem głowy przez ostanie dni. Prawie nie spałem, więc kawa była jedynym sposobem przetrwania. Przez to stałem się nerwowy, a myślami byłem gdzieś indziej.
Przeszedłem przez salon. Na dywanie wciąż znajdowała się pęknięta ława, muszę się tym zająć. Poza tym ona cały czas przypominała, że spierdoliłem sprawę. Kolejny raz. Ale musiałem powiedzieć, jej prawdę. Jakby dowiedziała się od kogoś innego znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. Przy tym to ja bym się obwiniał, że nie wiem tego ode mnie. Coś wiem o tym. Trzeba żyć dalej.

Moje rozmyślenia przerwał Antonio, który wszedł do apartamentu. Jego gwizdanie doprowadza mnie do szewskiej pasji.

- Jak się dzisiaj czujesz? - powiedział przeskakując przez oparcie kanapy. Stanąłem na chwilę, by na niego spojrzeć. Wyglądał jakby wyszedł z salonu piękności w porównaniu do mnie. Świeżo wykąpany, było czuć od niego żel pod prysznic i jego wodą kolońską, która w ostatnich dniach doprowadzała mnie do spazm kaszlu. Włosy miał idealnie ułożone. Na białej koszulce nie było widać jeszcze żadnego zagniecenia. On na pewno nie wystroił się tak dla mnie.

- Tak jak wczoraj...

- Chujowo. - powiedział za mnie, a ja kiwnąłem głową - Trzeba ustalić plany. Nie możemy pozwolić siebie na potkniecie.

- Chyba tylko ty. - powiedziałem spojrzawszy na niego - Napisane są zaproszenia?

Mężczyzna spojrzał na mnie, po jego twarzy było widać, że nie. Kto mnie ukarał? Nie mam głowy ostatnio, ale to ogarniam.

- Nie martw się będę na...
Rzuciłem mu lodowate spojrzenie, a on przestał mówić.
- Wiem, miałem się tym zająć i zajmę. Odejdźmy od tematu. Co z nią?

- Nic. - powiedziałem siadając na kanapie. Rozłożyłem nogi i odchyliłem głowę do tyłu. Byłem w chuj zmęczony. Miranda - sprzątaczka- zmieniła chyba z szesnaście razy pościel, ale wciąż czułem jej zapach. Co nie pozwalało mi zasnąć.

- Lucas. - rzucił mój brat wstając z kanapy. Wsłuchując się w jego kroki wszedł do kuchni i włączył ekspres do kawy.

- Antoni, weź sobie kogoś znajdź i nie truj mi dupy. Nie mam na to czasu. Przy okazji, weź znajdź ławę do tego salonu. Nie mogę patrzeć na ten szkielet. - powiedziałem otwierając oczy, widząc obraz do góry nogami, zaczęło kręcić mi się w głowie.

- Ciebie do reszty pojebało. - powiedział mój jakże pomocny brat - Weź idź ty spać, bo to pierze Ci mózg. - rzucił pokazując na kubek z moją trucizną ostatnimi czasy.

Rzadko zgadzam się z Antoniem, ale tym razem miała rację. Powinienem odstawić kawę i wreszcie iść spać. Głośno westchnąłem, przejeżdżając ręką po twarzy. Co się ze mną kurwa dzieje?

***

Minęły trzy miesiące, odkąd ostatni raz ją widziałem, przynajmniej jak mi się wydawało. Byłem wtedy nieźle napierdolony. Zająłem się swoimi problemami związanymi z przemytem broni, prowadzeniem klubu, firmy i jeszcze wielu innych rzeczy. Powinienem powiedzieć: jeszcze wielu innych rzeczy związanych z mafijnym gównem. To brzmi lepiej. Nie mogę pozwolić sobie na lekkomyślność. A cierpienie na bezsenność mi to nie ułatwia. Żarcie tabletek wkurwia mnie jak ten cały biznes. Czy mogłem go rzucić w pieruny? Nie jeszcze nie.
Skończyłem dzisiaj wcześniej, gdyż wszystkie papiery były przejrzane. Nie miałem dzisiaj żadnych spotkań, więc postanowiłem się udać w pewne miejsce. Ubrany w nowo uszyty garnitur, wziąłem kluczyki do samochodu. Nie mogłem pozwolić na zwyczajne auto, musiałem wybrać idealne na tą okazję. Nim wyszedłem na dobrze powiedziałem Thomasowi, żeby mnie nie szukał w klubie. Spojrzałem na zegarek. Było przed południem. Idealna pora.

Lucas//Dziedzictwo Morettich #1Where stories live. Discover now