12, 13 października 2020
Nauczanie zdalne. Oh, shit here we go again. No, ale biorąc pod uwagę ilość zarażeń na dzień, to się nie dziwię, chociaż wolałam już siedzieć w szkole. No ale trudno.
W poniedziałek zaczynałam od 9 i miałam niemiecki. I nie miałam żadnej informacji o lekcji, więc założyłam, że jej nie ma. I tak nagle po dziesięciu minutach lekcji mój przyjaciel mi pisze, że jednak jest, tylko, że przez to, że zmieniłam język, to babka zapomniała mnie dodać. I w sumie byłam tylko na ostatnich dziesięciu i połowy lekcji nie ogarniałam.
W poniedziałek jeszcze nie mieliśmy tak dużo lekcji. Potem była matma. Ja mam tak, że łatwiej mi się skupić przy muzyce i zawsze w tle gdzieś musi lecieć. Więc miałam włączoną muzykę na drugiej karcie i kiedy babka mnie spytała o coś, to po prostu włączyłam mikrofon i jej odpowiadałam. A kiedy skończyłam, to ona tak do mnie: A kto tam tak ładnie śpiewa? Okazało się, że wszyscy słyszeli muzykę, a ja teraz wiem, żeby zatrzymywać ją, kiedy będę proszona do odpowiedzi xd. Mój przyjaciel i parę osób na klasowej mieli z tego beczunie i w sumie ja też.
Potem pisaliśmy sprawdzian z polskiego. Babka wysłała nam na poczcie cały sprawdzian do wypełnienia i do 15 mieliśmy jej go odesłać. Oczywiście nikt nie robił tego samodzielnie, ja z moim przyjacielem przykładowo zadzwoniliśmy do siebie i robiliśmy razem zadania, ale kompletnie inaczej wpisując odpowiedzi. Zajęło to nam jakieś dwie godziny i fakt jest taki, że gdybym robiła to sama, wyrobiłabym się w jakieś pół godziny, ale pewnie byłoby sporo błędów.
Babka z chemii i wosu wysłały nam jakieś randomowe zadanka do opracowania, a ja ostatnio nic nie ogarniam z chemii, więc robiłam wszystko na wyczucie.
We wtorek na pierwszy dwóch lekcjach mamy przeważnie chemię, ale z racji tego, że zdalne to babka połączyła się z nami tylko na pół godziny. Za dużo nie zrobiliśmy, a jedyne co zrozumiałam, to to, że umawiamy się na sprawdzian, a ja nic nie umiem.
Potem był polski i wkroczyliśmy już parę dni temu do baroku i teraz omawialiśmy wiersz o tym, że Polacy w XVII wieku byli w chuj egoistami. I było mi szkoda, że nikt nie odpowiada na pytania tej babeczki, więc głównie ja mówiłam. I to dobrze mówiłam. O tej lekcji mój przyjaciel mi napisał, że może powinnam być na humanie, a nie na biolchemie i to jest zadziwiające, jak wiele osób mi to mówi. I może mogłabym być na humanie, ale jest tam za dużo lektur. Wolę się skupić na historiach, które czytam i które sama chcę napisać.
Na biologii prawie w ogóle się nie odzywałam i chillowałam sobie do muzyczki lecącej w tle. Na historii było o reformacjach, a ten temat mieliśmy już na polskim, więc za dużo się nie skupiałam. Słuchałam, tylko kiedy był wspomniany anglikanizm, a to przypomniało mi, że jestem dopiero na drugim sezonie Dynastii Tudorów. Mimo tego, że tylko połowicznie słuchałam, to zrobiłam bardzo ładne notatki, z których jestem dumna.
Babka od angielskiego nas olała, a z matematyki, była już na naszej lekcji wyczerpana. Na szczęście nie prosiła mnie dzisiaj do dyktowania odpowiedzi. Nie jestem pewna czy ogarnęłabym co jej dyktować, bo ja rozwiązywałam to w swoim tempie i w swoim stylu. Ale najważniejsze było to, że końcowy wynik nam się zgadzał.
W ogóle te lekcje trwają po pół godziny, dzięki czemu między nimi mam około dwudziestominutowe przerwy i jak na razie nauczyciele wiedzą, co robią, więc może to nauczanie zdalne nie będzie takie złe jak w zeszłym roku?
Stay safe,
~Queenie
CZYTASZ
Przeżyć W Liceum | klasa druga, trzecia i czwarta
Randomciąg dalszy mojego jakże ehem nieciekawego życia aka narzekanie na zajebisty system edukacji oraz na wszystko inne. Nie obejdzie się bez opinii z dupy wziętych na temat wszystkiego. Zapraszam