CZ II | ROZDZIAŁ 12 | MARATON 4/7

787 29 1
                                    

Wątek +18, czytasz na własną odpowiedzialność


Lea's POV:


Było mi gorąco. Otworzyłam oczy. Na moje szczęście za oknem było widno, co oznaczało, że przespałam noc bez problemu. Przekręciłam się na drugą stronę. Zauważyłam śpiącego J... chłopaka. Tak, mojego chłopaka. Musiałam się z tym w końcu oswoić. Musiałam też iść do łazienki. Z trudem się podniosłam, nie mówiąc już o utrzymaniu się na własnych nogach. Bolała mnie głowa. Jednak bardzo mocno chciało mi się siku. Powoli doszłam do łazienki i zrobiłam siku. Spojrzałam w lustro.


O niee...


Zombie to mało powiedziane. Chwyciłam szczotkę do włosów, rozczesałam je i zrobiłam warkoczyka. Nagle coś mi mignęło po oczach. Coś świecącego. Jakby gdzieś z dołu. Spojrzałam w tamtą stronę, dostrzegając, sama nie wiem co, w małym koszu na śmieci przy zlewie. Sięgnęłam po srebrne... coś. Saszetka po lekach. Estazolam.


Co to jest Estazolam?


Schowałam zużytą saszetkę za gumkę moich spodenek od piżam. Zakryłam ją koszulką i wróciłam do łóżka. Schowałam pusty listek po tabletkach do szafki nocnej, po czym wsunęłam się pod kołdrę. Ból głowy był na tyle silny, że zdecydowałam się przespać...



.............


-Co to jest Estalamoz? -Uchwyciłam wzrok bruneta w odbiciu lustra.-Estazolam... Benzodiazepiny. -Spojrzałam na niego, bardziej niż lekko zdziwiona.-Benzo-hmm? -Musiało go to rozbawić. -Tabletki nasenne. -Połączyłam niektóre fakty. Zmarszczyłam brwi. 


Nie podobały mi się wnioski.


-Dałeś mi je wczoraj?-Yhmm. -Powiedział tuż przed tym, nim zaczął myć zęby.-Wolałabym żebyś prędzej mówił mi takie rzeczy. -Czszesz sze terat kłószicsz? -Powiedział ze szczoteczką do zębów w buzi. Zrezygnowana wróciłam do pokoju.


Minęło pięć, a może nawet i dziesięć minut, nim i on do niego powrócił. Patrzyłam na każdy jego krok. Stanął pośrodku pokoju. Mokry. W firmowych bokserkach z białym, puchowym ręcznikiem przewieszonym przez bark. -Miałaś się wyciszyć i przespać noc jak należy. -Podsumował zachowując neutralny ton głosu. 

-Powiedz mi następnym razem.

Spojrzałam na godzinę w telefonie.

-Dziś też jedziesz do pracy? -Chciałam zmienić temat. Przecież już było po fakcie.-Nie zostawię Cię samej w tym stanie. -Powiedział zakładając czarne spodnie. Może i ja bym się ubrała...-Dobrze się czuję. -Wstałam. -Możesz jechać do pracy. -Nie zdążyłam zrobić dwóch kroków, a mój wzrok już zdążył wychwycić parę ciemnych, nieco rozgniewanych oczu.

-Jesteś chora. Ledwo co Twoja kostka doszła do siebie. 

-Ale już mi lepiej, naprawdę. Podeszłam do szafy. Zaczęłam przeglądać ubrania. Zobaczyłam jego cień na ubraniach. Stał tuż za mną. Chwycił moją dłoń w swoją, sunąc nią po zamkniętych drzwiczkach szafy.

-Piżamy... masz tutaj, kochanie. -Otworzył je moją ręką, a zamknął te, które sama wcześniej otworzyłam.-W Piżamach, nie dość, że będę wyglądać jak zombie, to jeszcze będę się tak czuła. -Zaśmiał się.-Jestem pewien, że będziesz najpiękniejszą wersją zombie. -Stojąc u mojego boku, pewnie chwycił mnie za szyję, po czym pocałował w bok głowy.

Kidnapped for Him [JB] (Porwana dla niego)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz