- Wiem, Jackson - odparł krótko, również posyłając mu nieodgadniony wyraz - i nie powiesz mi, że nie użyłeś jej żeby mnie zdobyć.

- Cholera, byłem wtedy tak pewny, że ty jesteś wampirem - wspomniał. - Nikt nie nadawał się do tej roboty lepiej niż ty jeśli umiałeś tak zdobywać zaufanie wampirów. Teraz nawet nie widzę różnicy.

Mark zaśmiał się krótko, biorąc to za komplement. Może jego dawna praca nie była powodem do dumy, ale jeśli w ten sposób udało mu się poznać Jacksona, to nawet pomimo zemsty na ogonie przyniosła coś dobrego.

Minęło kilka dni zanim Sungjin ponownie dał znak. Przez cały ten czas nie wydawało się aby coś miało się zmienić w niedalekiej przyszłości; Jackson i Mark wracali do szkoły tylko w ciągu dnia, a wszystkie noce spędzali poza budynkiem, ćwicząc i chodząc po ulicach miasta. Właśnie dlatego jego nagły kontakt wzbudził podejrzenia.

Nad ranem, gdy wrócili już na strych, ze strefy komfortu wyrwał ich hałas niosący się po rurach. Krótko wymienili spojrzenia zanim Jackson ostrzegawczym gestem nie nakazał Markowi pozostać na miejscu i podszedł do okna. Odetchnął z ulgą widząc na dziedzińcu Yugyeoma, tego samego chłopaka, który odwoził ich po ich pierwszej wizycie w klubie Sungjina.

Możliwe, że zbyt ryzykownym byłoby wybierać się do nich osobiście albo po prostu Sungjin miał coś innego do zrobienia, dlatego wysłał do nich kogoś w swoim imieniu. Jackson skinął na niego, powoli wychodząc na zewnątrz gdy Mark dla bezpieczeństwa mundurował się jak w czasie każdej ich podróży.

- Sungjin chce się z wami widzieć - wyjaśnił, choć nie było to konieczne. - Dlatego przyszedłem was ostrzec. Kilku jego znajomych doniosło o napaściach i walkach z innymi wampirami.

- Wampirami?

Mark w tej chwili z głuchym dźwiękiem zeskoczył na kostkę, nie marnując czasu na powitania. Pytające spojrzenie wbił w Yugyeoma i nie zdejmował go nawet gdy młodszy chłopak oceniał jego ruchy zanim odpowiedział.

- Wychodzi na to, że kto nie jest z nami, jest przeciwko nam - podsumował Yugyeom. - Na miejsce pojedziemy metrem. Sungjin powiedział, że prywatne samochody i taksówki są zbyt łatwe do namierzenia.

Choć nie byli przekonani do tego pomysłu, nie mieli innego wyjścia jak zejść do stacji metra kilometr czy dwa dalej. Jackson już wyobrażał sobie ten żałosny obraz; trzy wampiry, które powinny szykować się do ważnego starcia nie mogą nawet dostać się na miejsce w jakiś odpowiedni sposób i tak jak klasa robotnicza oraz tysiące Koreańczyków spieszących do pracy, znajdą miejsce w metrze.

Yugyeom szedł kilka kroków przed nimi gdy Jackson i Mark bez słowa wymieniali się swoimi zmartwieniami. W trakcie tego krótkiego marszu tylko jeden temat był obecny i wciąż ich niepokoił: dlaczego ktoś, kto powinien stać po ich stronie, nagle się odwraca?

Była to godzina zdecydowanego spokoju, ponieważ większość dotarła na miejsce i w przedziale było zaledwie kilka osób, co musiało być rzadkością, nawet na miejscowość oddaloną od stolicy.

Jackson podparł czoło dłonią, traktując podróż jako chwilę odpoczynku. Yugyeom siedział naprzeciwko nich, dlatego mógł ukradkiem zerkać na Marka. Jego proste plecy i spięte barki sprawiały nieprzyjemne wrażenie; nie pasował do tego miejsca, jakby zaraz miał wyskoczyć przez szybę do tunelu. Strzelał na palcach, a nieobecne spojrzenie wbił w przejście.

Uznając, że Mark da sobie radę, Jackson przyjrzał się pozostałym pasażerom. Na drugim końcu przedziału siedziało czterech mężczyzn w garniturach, każdy w odstępie od siebie, z marynarką na kolanach i rozwiązanym lub poluzowanym krawatem. Nie zwracałby na nich uwagi gdyby dziwne przeczucie nie zrodziło się w jego umyśle.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONWhere stories live. Discover now