16

55 5 0
                                    

Mark, pierwszy raz tak wściekły przy Jacksonie, zdecydował, że nie opuści go na krok. Został z nimi tylko Youngjae, który usunął się w cień i starał się nie słuchać kłótni kochanków. Nie mógł wyjść gdyby Jacksonowi miało się coś stać lub gdyby musiał interweniować, choć wolał nie być świadkiem ich prywatnych rozmów. Oni natomiast nic sobie nie robili z jego obecności.

Jackson nie chciał wracać do tego, co zrobił. Pluł sobie w brodę, że uwierzył tak łatwo w czyjąś bezinteresowność, a teraz ktoś miał niezbity dowód na ich obecność. Możliwe, że właśnie pozbawił ich bezpiecznego schronienia.

- Przysięgam na Boga, jeśli ktoś nas znajdzie... - zaczął ponownie Mark, warcząc w podłogę. Siedział pochylony, ale czujny, zupełnie do siebie niepodobny.

- Mark, naprawdę chcę odpocząć, wystarczy mi twojego narzekania na mnie - odparł sfrustrowany. Słyszał to już któryś raz tej nocy, aż Youngjae, który nie komentował, chciał się w końcu wtrącić. - Przecież chciałem dobrze.

Po sali przetoczyło się głuche westchnienie. Nie dało się ukryć, że intencje Jacksona były najszczersze i nie planował na nikogo ściągnąć kłopotów. Nie zastanowił się nad tym co robił, za co od razu został ukarany.

Przysunął się bliżej lampy do fototerapii, mając nadzieję, że to i czysta krew pomogą mu odzyskać siły. Gdyby ktoś teraz ich napadł, walczyć byłby zdolny tylko Mark.

Kiedy zaczęło świtać Tuan wrócił przespać się na jakiś czas, a kiedy wstał, zrobił to Jackson. Ponownie spotkali się po kolacji późnym wieczorem gdy postanowił porozmawiać z Markiem na osobności.

Wszedł za nim do sypialni bez żadnego dźwięku. Zaskoczył go widok chłopaka skupionego przed lustrem. Podszedł bliżej żeby dostrzec jak zakłada srebrne kolczyki.

- No daj spokój - jęknał Jackson i opadł na łóżko. - Robisz mi to specjalnie.

- Jasne, że tak - zgodził się z nim Mark. Odwrócił się tylko po to aby pokazać mu dobrze znane sygnety, a po chwili ze zrozumiałą satysfakcją pochwalił się kolczykiem w języku. Jackson podniósł się równie zaskoczony, co oburzony. - Lepiej się nie zbliżaj jeśli nie chcesz żeby cię to zabolało.

- Dlaczego mi to robisz? - mruknął, oparłszy się na łokciach. Porzucił beztroski ton aby wyrazić szczerą urazę. Nie rozumiał dlaczego Mark zamierza złościć się na niego za popełnienie błędu.

Wyczuł, że Jackson przestał żartować i odchrząknął aby samemu przywołać powagę.

- Sam mówiłeś, że to dopiero początek. Tak ci powiedział tamten wampir - przypomniał. - Mogłeś zginąć, Jackson, przez swoją lekkomyślność. Albo ściągnąć niebezpieczeństwo na nas. Nie po to uciekaliśmy na drugi koniec świata.

- Przecież to nie moja wina - usprawiedliwił się niezbyt dojrzale. - Nie planowałem tego zrobić. To nie moja wina, że mnie oszukał.

Mark wziął swoje rzeczy i wstał. Jackson nie wiedział co zamierza zrobić ani czy wróci do niego, ale nie chciał o tym więcej myśleć. Planował zasnąć w ciągu dnia i odzyskać siły już nie po walce, ale ekscesach Marka i zabiegach Youngjae.

Wieczorem przebudził się i od razu zszedł do kuchni. BamBam powoli przyzwyczajał się do nocnego trybu życia, a Mark nawet nie zareagował na widok swojego chłopaka; tylko ostentacyjnie poprawił srebrne sygnety. Youngjae podniósł się niemal od razu, widząc jak Jackson słabo schodzi po schodach.

- Czujesz się już lepiej? Wszystko w porządku? - zarzucił go pytaniami. Podał mu ramię, ale Jackson odrzucił pomoc. Miał nadzieję, że wygląda słabo tylko dlatego, że dopiero co wyrwał się ze snu. - Napij się wody.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONWhere stories live. Discover now