18

42 4 0
                                    

Rany Jacksona - te fizyczne - zagoiły się dość szybko. Pozostałe musiał zignorować i przełknąć dumę aby skupić się na priorytetach. Nie zwlekając ani jednej nocy dłużej, zaczekał aż Mark i Youngjae zasną i przemknął pod okiem BamBama, średnio zainteresowanego nocną powtórką jakiegoś programu.

Najpierw po cichu wszedł do gabinetu. Mrucząc coś pod nosem rozglądał się pod zeszytem z numerami telefonów aby skontaktować się jak najprędzej z Sungjinem. Zajęło mu to chwilę, ale w końcu zwycięsko wystukał go i niepostrzeżenie wyszedł na zewnątrz.

Sungjinowi odebranie nie zajęło długo, również po krótkiej rozmowie z Jacksonem chętnie zgodził się na spotkanie. Jackson westchnął, czując jak został przyparty do muru i nie ma już innego wyjścia. Gorzej wybrać nie mógł, mając do wyboru łowców wampirów lub kogokolwiek innego, komu nie podobały się decyzje jego i Marka.

Spotkali się w dobrze znanej Jacksonowi ulicy za budynkami gdzie nikt nie mógł im przeszkodzić. Jackson wspiął się na jeden z niższych dachów i czekał. Sungjinowi musiało zależeć na tym sojuszu, w przeciwnym razie nie zjawiłby się na miejscu.

Jackson nie zamierzał przedłużać spotkania. Powiedział od razu dlaczego zgodził się spotkać i na jakich warunkach mają współpracować, jeśli tego właśnie pragnął.

- Chcę mieć pewność, że mogę ci zaufać. Złóż przysięgę.

Sungjin zrzucił kaptur i ściągnął lekko brwi. Teraz gdy Jackson poznał jego sekret współczesne ubrania, nawet jeśli ekstrawaganckie i gotyckie, zupełnie mu nie pasowały. To było jak oglądanie pomniejszego boga ubranego w bluzę z kapturem i luźne dżinsy. Jego spojrzenie, choć przyzwyczajone do codziennego świata, nadal miało w sobie coś z ciekawości i niezrozumienia, zwłaszcza kiedy zmarszczył brwi na słowa Jacksona.

Sięgając ostrożnie do kieszeni, wyjął niewielką świecę, buteleczkę z wodą święconą i srebrne ostrze z metalowym zabezpieczeniem, co dało Sungjinowi odpowiedź. Wyszczerzył kły w uśmiechu i przejechał po nich lekko językiem.

- Przygotowałeś się.

Jackson rozpoczął obrzęd i rozłożył potrzebne przedmioty. Zaświecił ogień między nimi. Przyzwyczajony do bólu naciął skórę od zewnętrznej strony dłoni, przy czym nawet nie opuścił kącika ust. Dopełniając przygotowań, zakropił miejsce wodą święconą, czując jak zaczyna piec go nowopowstała rana.

Zdrową ręką podał nóż Sungjinowi aby zrobił to samo i uścisnęli sobie dłonie. Sungjin spoważniał, godząc się na prośbę Jacksona.

- Przysięgam na całą podarowaną mi wieczność, że ja ani nikt z moich sojuszników nie zamierza skrzywdzić Jacksona Wanga ani nikogo z jego bliskich. Ponadto zamierzam zrobić wszystko by ich chronić. W zamian oczekuję zaangażowania w sprawy moje i mojego środowiska.

Jackson skinął lekko głową i zmrużył oczy. W tej chwili gdyby Sungjin miał cokolwiek udawać, wycofałby się jeszcze przed rozpoczęciem rytuału. Jeśli zgodził się na tak odważny krok, przysięgę, której złamanie mogło kosztować wampira nawet życie, niczego nie udawał.

Sungjin dostrzegł, że Jackson nie kończy, dlatego szepnął do niego, nie przerywając podniosłości chwili:

- Mam na nazwisko Park.

- Zgadzam się na warunki przysięgi Park Sungjina z własnej, nieprzymuszonej woli i przyjmuję przysięgę.

Po potwierdzeniu Jacksona ścisnęli mocniej nawzajem dłonie aby zakończyć skinieniem w szacunku. Jackson nigdy wcześniej nie zawierał z nikim podobnych umów, jednak w tak niebezpiecznej sytuacji nie widział innego wyjścia. Złamanie jej skutkowałoby dla Sungjina czymś więcej niż zwolnieniem z funkcji, zwłaszcza, że nie tak jak w przypadku Marka, podpisali ją własną krwią i osłabili się przy tym - a takie rytuały zawsze były silniejsze.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz