31.

1.5K 119 45
                                    

45 gwiazdek = nowy rozdział!







Marcel ze zgrają wściekłych wampirów stanął u bram posiadłości.

-Każde zaklęcie można złamać. - zakpił, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Bariera ochronna była dość solidna, więc pierwsza lepsza czarownica jej nie złamię. Niestety wśród jego ludzi była dziewczyna żniw znana wszystkim jako Davina Claire, miała cholernie wiele mocy i zdecydowanie była groźnym przeciwnikiem.

-Marcel, jeszcze możesz odpuścić. - stwierdziłam, podchodząc do czarnoskórego mężczyzny. Zatrzymałam się, gdy stanęłam pomiędzy Klausem a Kolem - Nie musi dojść do wojny. - starałam się go przekonać.

-Ta sprawa cię nie dotyczy, Preston. Odejdź teraz, a będziesz żyć. - wysyczał, piorunując mnie wzorkiem.

Prychnęłam na jego słowa. Zrobiłam krok w przód, a potem kolejny i jeszcze jeden. Aż stanęłam przed barierą, która zapewniała nam bezpieczeństwo.

-Nigdy mnie nie doceniałeś, Marcel. - stwierdziłam - I spójrz prawdzie w oczy, zawsze ze mną przegrasz. Jestem wyjątkowo niebezpiecznym przeciwnikiem i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. - wysyczałam, robiąc krok w tył - Wszyscy, zdajecie sobie sprawę z tego, do czego jestem zdolna gdy chodzi o bezpieczeństwo moich bliskich. - podniosłam głos, niemal krzycząc. Wpatrzona byłam w armię wampirów stojących przede mną. - Jeśli ktoś choćby pomyśli o tym, żeby zrobić krzywdę jedenmu Mikaelsonowi, bez wahania powyrywam wam serca i wepchnę je do gardeł. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby - A zatem polecam abyście się zastanowili co teraz zrobicie. - uśmiechnęłam się i ponownie stanęłam między braćmi Mikaelson.

Odetchnęłam z ulgą, gdy do mojego nosa dotarł cudowny zapach wody kolońskiej hybrydy. Nagle poczułam się spokojna. Jakby wszystkie problemy nagle zniknęły.

-Zginiesz, Preston. - usłyszłam wampira. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-Wielu próbowało do tego doprowadzić do mojej śmierci i każdy poległ. - wyszczerzyłam się - Jednak z chęcią przyjmę kolejne wyzwanie i udowodnię kto jest lepszy. - puściłam mu oczko.

-Więc niech wygra najlepszy. - usłyszałam kobiecy głos, a chwilę później nastolatka stanęła przed Marcelem Gerardem. Davina Claire we własnej osobie.

-Nie jest Ci wstyd? - zainsteresowałam się - Tak potężna czarownica jak ty, jest jedynie marionetką w rękach przeciętnego krwiopijcy. - prychnęłam - Marnujesz swój potencjał, skarbie. - zakpiłam.

Widziałam jak szatynka się wścieka i zaciska dłonie. Byłam obserwatorem i wiedziałam jak rozpracować sposób myślenia innego człowieka. A ta laska, za kilka chwil będzie chciała rzucić na mnie zaklęcie pomimo istnienia bariery.

-Zamilcz! - wrzasnęła, a chwilę później wyciągnęła dłoń przed siebie, aby sprawić mi ból głowy. Co oczywiście się nie powiodło, dzięki istnieniu bariery.

Zadowolona uśmiechnęłam się, widząc, że udało mi się ją sprowokować.

-Jak sami widzicie - podniosłam głos, aby wampiry skupiły się na mnie - wasz przywódca i jego główna broń. - puściłam oczko młodej czarownicy - Nie panują nad sobą. - wzruszyłam ramionami - Chcą zabić pierwotnych, ale czy na pewno są w stanie to zrobić? - zakpiłam - Nie wydaję mi się. - uśmiechnęłam się zwycięsko - Powtórzę więc raz jeszcze. Zastanówcie się, czy chcecie walczyć. Jeszcze możecie się wycofać. - oznajmiłam z pełnym spokojem w głosie.

Czułam na sobie spojrzenia wszystkich z ludzi Marcela oraz całej rodziny Mikaelson.

W końcu armia Gerarda zaczęła się wykruszać. Powoli odchodzili. Nie wszyscy, ale znaczna ilość osób. Nas było tylko sześcioro, a ich pewnie setka...

-To jest wojna. - warknął Marcellus. Davina zaczęła mówić zaklęcie, które miałoby zniwelować działanie bariery. Cholera... Jest potężniejsza niż mi się wydawało. Zajmie jej to mniej czasu niż przypuszczałam.

Czułam jak tracę kontrolę nad oddechem. Klatka piersiowa unosiła się nieregularnie, a ja nie mogłam wziąć głębszego oddechu ani uspokoić kołatania serca.

Spojrzałam na pierwotnych i widziałam przerażenie na ich twarzach. To nie koniec. To nie mógł być koniec...

-Potrzebna mi broń. - mruknęłam pusto i biegiem rzuciłam się na piętro posiadłości. Zamknęłam w pierwszej lepszej sypialni i chwyciłam za telefon.

-Pamiętasz, jak powiedziałaś, że masz u mnie dług? - zapytałam, gdy usłyszałam, że połączenie zostało odebrane.

-Czego potrzebujesz, Lauro? - usłyszałam zaniepokojony głos znajomej czarownicy.

-Rzucisz dla mnie pewne zaklęcie. - oznajmiłam, nie przyjmując odmowy - Potrzebuję potężnej czarownicy, a ty jesteś jedyną, która jest w stanie mi pomóc. - wyznałam zgodnie z prawdą.

-Jakie to zaklęcie? - przerwał mi zniecierpliwiona.

-Musisz połączyć mnie z pewnym wampirem. - wyjaśniłam - Kiedy ja złamię nogę, to on ma mieć złamaną nogę. I tak dalej... - mruknęłam znużona.

-Coś ty znów wymyśliła, Preston?

-O nic się nie martw, Bonnie. - wyszeptałam, czując łzy w kącikach oczu - Nic mi nie będzie. - a przynajmniej miałam taką nadzieję...







Emilia Mikaelson

Under Pressure ✔Where stories live. Discover now