21.

1.7K 119 48
                                    

40 gwiazdek = nowy rozdział!





I cisza. Między nami zapanowała niezręczna cisza, ale czemu tu się dziwić? Facet mnie całuje a ja mu mówię, że lubię jego brata. To chyba nie był odpowiedni moment... Jednak nie potrafiłabym inaczej, przede wszystkim cenię szczerość. Zawsze mówię prawdę, choćby była bolesna i brutalna. Lepsza najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo, pewnie dlatego nie mam zbyt wielu przyjaciół.

Westchnęłam i niepewnie spojrzałam szatynowi w oczy. Konsternacja wymalowana na jego twarzy uświadomiła mi w jak chujowym położeniu się znalazłam.

-Okey. - mruknęłam, przerywając ciszę - Wiem, jest niezręcznie. Wiem, że to moja wina, ale zrozum, że musiałam być szczera. Znasz mnie i wiesz, że...

-Obawiam się - przerwał mi - że mój brat miał rację. - westchnął - Chyba problem w tym, że naprawdę słabo cię znam i nie rozumiem. Kocham cię i bardzo mi na tobie zależy, ale... - pokręcił głową - sam nie wiem. - westchnął - Nie jestem pewny czy jest nam pisane bycie razem. - wyjaśnił. Parsknęłam  śmiechem.

-Przynajmniej w jednym się zgadzamy. - wzruszyłam ramionami - Myślę, że nie musimy od razu skreślać wspólnej przyszłości, ale niech czas pokaże co ma być. - poprosiłam - Nie lubię planowania i myślenia nad tym co ma być i w tym się różnimy. Mimo to nie chcę cię stracić, bo stałeś się dla mnie wyjątkowo bliski. - mruknęła.

-Jak uroczo. - i znów ten cholerny brytyjski akcent. Czy on nie miał iść do mnie po broń?

Odwróciłam się i ujrzałam szczerzącego się blondyna z pudłem w rękach. Czyli już zdążył odwiedzić mój dom i wrócić. Chyba się spieszył.

-Czyli co? Już zgoda? - prychnął - Zakochana para znowu razem? - uśmiech się schodził mu z twarzy.

-Otóż, mylisz się, bracie. Wraz z Laurą ustaliliśmy, że lepiej będzie jeśli zostaniemy przyjaciółmi. - zabrał głos Elijah. Na twarzy hybrydy pojawiło się zdziwienie.

-Serio? Bez happy endu? - mruknął zawiedziony - Zawiodłem się na was. - przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę blondyna, wyciągając dłoń do przodu.

-Klucze. - uśmiechnęłam się słodko. Przymrużył oczy.

-No nie wiem. Mogą mi się jeszcze przydać. - zagryzł dolną wargę.

-Klaus, oddawaj moje klucze albo wezmę pierwszą lepszą rzecz z pudła, które trzymasz i poderżnę ci nią gardło! - warknęłam, piorunując go wzrokiem. Uśmiechnął się kpiąco i sięgnął do tylnej kieszeni po moją własność. Sprawnie przechwyciłam klucze i schowałam.

-Wracamy? - zaproponował.

-Może jednak zostaniecie? - znowu on... Całą trójką odwróciliśmy się w stronę Gerarda, który stał z rozłożonymi rękami zadowolony z siebie.

Pudło wylądowało na podłodze, a Nik chwycił mnie za łokieć i pchnął za swoje plecy. Elijah znalazł się tuż obok i w ten sposób, miałam przed sobą tarczę z dwóch pierwotnych. Mogło być gorzej...

-Marcellus, nie wiem do czego dążysz, ale panna Preston nie ma z tym nic wspólnego, więc puść ją wolno. - zarządził Elijah.

Od kiedy mówi na mnie "panna Preston"? Gdzie się podziała "Laura"? No tak, może po pocałunku z nim mogłam sobie odpuścić wyznanie, że lubię jego brata. Mój błąd...

-Od kiedy zaczęła się spotykać z tobą i przyjaźnić z twoim rodzeństwem jest w to zamieszana. - zaśmiał się czarnoskóry.

-Nie wydaję mi się. - syknął Klaus - Nie tkniesz jej. - jego głos był niższy niż zazwyczaj. Był wściekły, a to oznaczało problemy.

Sekundy później Klaus rzucił się na wampira, a Elijah poszedł w jego ślady Debile. Jedno jego ugryzienie i są martwi.

Jednocześnie wściekła i przerażona chwyciłam za pudło i znalazłam ostrze Papy Tunde. Obejrzałam się za siebie i ujrzałam jak Elijah uderza w drzewo i z jękiem pada na ziemię. Błyskawicznie ruszyłam w stronę Gerarda, który wysunął kły z zamiarem ugryzienia Nika. Blondyn leżał na ziemi i ciężko dyszał, ale na pewno nie zamierzał się poddać.

Nie pozwolę skrzywdzić żadnego z nich. Momentalnie znalazłam się przed Nikiem, osłaniając go własnym ciałem. Ostrze miałam ukryte w rękawie. Byłam gotowa do ataku.

Mogłam wykorzystać to, że przed chwilą czarnowłosy stał do mnie tyłem, ale nigdy nie uderzę nikogo w plecy. Kolejna z moich beznadziejnych zasad przez, które mam problemy...

-Naprawdę? - zakpił czarnoskóry - Zaryzykujesz dla nich życie? Dla nich? - ryknął, wskazując dłonią na Klausa.

-Jak widać. - wzruszyłam ramionami - Nie zapominaj, że tylko dzięki niemu jeszcze żyjesz. - dodałam. Przecież gdyby Nik nie uratował go, gdy był dzieckiem nic by teraz nie miał. Szkoda, że nie umiał tego docenić.

-Zejdź mi z drogi lub zginiesz jako pierwsza. - syknął.

-Nie wydaje mi się. - prychnęłam. Czarnoskóry rzucił się na mnie, ale nim zdążyłam poczuć cios, przede mną wyrósł Nik i odparł atak. Nie wiele to jednak dało, ponieważ Marcel znów nim rzucił.

Skubany jest dużo silniejszy niż pierwotni, to nie wróży nam nic dobrego...

Elijah doskoczył do wampirów, aby pomóc bratu. Jednak i to na nic się nie zdało. Po chwili oboje wylądowali na ziemi. Wściekła rzuciłam się na Marcela. Nie spodziewał się tego, więc przez mój skok na niego, oboje wylądowaliśmy na ziemi. Nie miałam zamiaru czekać na odpowiedni moment. Szybko wysunęłam sztylet z rękawa i wbiłam w pierś wampira.

Jęknął z bólu, a ostrze zagłębiło się w jego piersi. Podniosłam wzrok i spojrzałam na pierwotnych.

-Nie ugryzł was? - wstałam i szybko do nich podbiegłam. Jedynie pokręcili głowami.

-A tobie nic się nie stało? - przez zmartwiony ton Elijah, zrobiło mi się ciepło na sercu

-Jestk okey. Dziękuję. - mruknęłam i spojrzałam na czarnoskórego. Będą z nim problemy...








Xoxo Emilia Mikaelson

Under Pressure ✔Where stories live. Discover now