#9

7.9K 281 19
                                    

'Jest w szpitalu' - te słowa muszą zniknąć z moich myśli, bo zaraz sam się tam znajdę przez jechanie jak totalny idiota zatłoczonymi ulicami Londynu. Podczas, gdy jadę tym pieprzonym samochodem już jakieś pięć minut, zdążyłem wypalić trzy papierosy. Zawsze tak mam jak jestem zdenerwowany. Hamuje gwałtownie. Co ja w ogóle robię? Spieszę się do dziewczyny, której nawet dobrze nie znam, prawie w ogóle jej nie znam! To jest popierdolone. W końcu parkuję auto na parkingu szpitalnym i jednocześnie gaszę czwartego papierosa. Biorę dwie miętówki z saszetki i po zamknięciu samochodu idę w kierunku wejścia. W holu panuje totalne zamieszanie. Zauważam na osobnych noszach dwóch mężczyzn, których widziałem jeszcze kilka minut temu. To dzięki nim przede wszystkim był ten cholerny korek. Nieważne. Idę w stronę recepcji, gdzie każda kobieta jest zajęta. Pukam dwa razy głośno w blat i uzyskuję wszystkie spojrzenia z każdej ze stron. W końcu jedna z nich staje na przeciwko mnie. 

     - Brooklyn Riggs, przywieziono ją przedwczoraj. 

Mówię szybko chłodnym i poważnym głosem. 

     - Jest Pan kimś z rodziny? 

Kurwa! Serio mnie o to pytasz? Gówno Cię to obchodzi.

     - Jestem jej chłopakiem.

Kobieta patrzy na mnie nie ufnie, mrużąc na mnie swoje oczy. W końcu bierze głęboki oddech i znika mi na chwilę z oczu. Jeszcze nigdy nie powiedziałem czy przyznałem, że jestem czyimś chłopakiem. Był jeden raz, ale to bardzo dawno temu. Nie sądziłem, że ponownie będę musiał używać tych słów, ale znając okoliczności, musiałem to zrobić, gdyż w innym przypadku blond-wkurwiająca-kobieta by mnie zwyczajnie nie wpuściła. Rozglądam się po bokach i widzę, że tłum zamiast zmaleć, rośnie. Tak cholernie bardzo nienawidzę kiedy w pomieszczeniu - takich jak to - jest tyle osób, po prostu nie znoszę. Że też akurat, kiedy muszę tutaj być jest tyle potrzebujących ludzi. Blondynka w końcu przychodzi i tłumaczy mi drogę do jej pokoju, po czym mocno akcentuje/zaznacza, że odwiedziny są dzisiaj wyjątkowo do godziny szesnastej. Przez chwilę nawet pomyślałem, że tylko dlatego iż ja tu jestem. W sumie gówno mnie to interesuje. Na czwarte piętro idę po schodach, co dwa. Windy cały czas chodzą w tą i w tą, a w nich jest za dużo ludzi i pewnie nawet bym nie złapał oddechu. Przed wejściem do jej sali zastanawiam się czy z kimś ją dzieli. Podobne wątpliwości miałem wtedy, kiedy po raz pierwszy zapukałem do jej pokoju w Domu Dziecka. Wchodzę do pomieszczenia i zamykam za sobą drzwi cicho. Ściany są w jasnych odcieniach koloru pomarańczowego. Poza tym jest tu telewizor, duże okno, kaloryfer, inne drzwi, które pewnie prowadzą do łazienki i dwa łózka. Jedno z nich jest zajęte i nawet nie muszę mówić przez kogo. Dziewczyna leży do mnie plecami, a niedaleko niej znajduje się okno, w które zapewne się wpatruje. Oddycham z ulgą, że drugie łóżko jest zaścielone, gdyż pozwala mi to sądzić iż w sali leży sama i nikt niespodziewanie tutaj nie przyjdzie, aby nam przeszkodzić.

     - Mówiłam już, że nie będę jadła tego obiadu. 

Jej głos dociera do mnie i muszę się trochę wysilić, aby ją usłyszeć, bo jest strasznie cicho, ale pomimo tego wyczuwam zirytowanie. Wykonuję kilka dużych kroków w jej stronę jednocześnie trzymając dłonie w swojej czarnej kurtce ze skóry. Staję za jej plecami przy ramie jej łóżka i pochylam się lekko w jej stronę, po czym szepczę tuż przy jej uchu:

     - Dlaczego?

Odwraca się gwałtownie w moim kierunku, a ja się uśmiecham szeroko. Widzę w jej oczach, że jest zaskoczona moim widokiem, ale i też lekko przestraszona - nic się więc w tej kwestii nie zmieniło. Staję przed oknem, łokcie opieram o parapet. Czuję na sobie jej wzrok. Uśmiecham się pod nosem, ale krótko i odwracam się w jej stronę, opierając na łokciach.

HARSH | [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz