OneShot (Palermo x Berlin)

1K 43 4
                                    

- Mmm... Słoneczko, drinki, gorące lalunie w pięknych bikini... - mówił rozmarzony Denver do siedzącego obok Rio.

- Ty tylko o laskach... - mruknął Profesor, zerkając na te dwójkę.

- Po to tu przyjechałem! - odparł Denver z uśmieszkiem na twarzy i razem z Rio zaczęli się śmiać.

Zignorowałem ich. Skupiłem swój wzrok na leżących na stole neonowych ulotkach. Wziąłem jedną do ręki. Karteczka głosiła:

,,Najlepszy klub w mieście, Santiago, serdecznie zaprasza wszystkich ludzi w mieście na niesamowitą imprezę tego roku."

Spojrzałem niżej. Była tam podana data, godzina oraz adres. Super! Impreza jest jutro! - pomyślałem i wstałem od stołu.

Odwróciłem się i poszedłem do baru, przy którym siedział Berlin.

- Cześć Andres... - Usiadłem obok niego. Berlin odwrócił się w moją stronę i tym swoim nieziemskim spojrzeniem przeszył mnie całego. Powstrzymałem się od przygryzienia wargi. Jedynie co zrobiłem, to wyprostowałem się i splotłem ręce na blacie. - Słuchaj, jutro o dziesiątej wieczorem impreza w jednym z...

- Ta, wiem. Słyszałem o niej. - odezwał się głosem kompletnie znudzonym i wziął łyk napoju. - Gabriela mi powiedziała.

- K..Kto? - odkaszlnąłem.

- Taka jedna, przed chwilą tu przyszła i spytała się mnie, czy nie zechciałbym z nią iść.

- Aha. - mruknąłem i zacząłem się denerwować. - A zgodziłeś się?

- Nie - Odetchnąłem z ulgą. - Ale zamierzam pójść z kimś innym.

Cholera... - pomyślałem i spuściłem wzrok na swoje dłonie.

- A z kim? - Chyba zbyt ostro zabrzmiał mój ton głosu, bo Andres lekko podniósł lewą brew do góry, ale po chwili się uśmiechnął.

- No jak to z kim. Z tobą. - oznajmił i wstał. - To widzimy się przed dziesiątą przy klubie. Idziemy z kimś z naszej popapranej bandy?

- NIE! - krzyknąłem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to było kompletnie głupie, więc szybko dodałem. - Znaczy się... Jak chcesz, możemy kogoś zabrać... Denver zapewne będzie chętny - przewróciłem oczami.

Berlin jedynie uśmiechnął się tajemniczo I odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Stałem wciąż w tym samym miejscu i gapiłem się na oddalającego się Andresa.

Ubrany w elegancką białą koszulę z krótkimi rękawami, czarnymi, błyszczącymi spodniami, jak i w tym samym kolorze butami stałem oparty o ścianę i czekałem na Andresa. Zerkałem co chwila na zegarek, oraz oczywiście rozglądałem się dookoła.

- Ten to sie długo szykuje... - mruknąłem pod nosem i spojrzałem w inną stronę. Wysoki, ciemne włosy... Andres z rękoma w kieszeniach, szedł w moim kierunku. Zlustrowałem go wzrokiem od stóp do głowy. Miał na sobie białą, luźną koszulę z rozpiętym kołnierzykiem u góry, szare w kratkę spodnie z czarnym paskiem i eleganckie białe buty. Oderwałem się od ściany i włożyłem ręce do kieszeni spodni. Berlin podszedł do mnie i się uśmiechnął.

- No Martin, jak szykownie wyglądasz - melodyjnym głosem skomentował mój wygląd.

- A dziękuję, również wyglądasz wspaniale - Berlin zaczął się śmiać, a ja spłonąłem rumieńcem. - Myślałem, że z kimś przyjdziesz...

- Zapomniałem im powiedzieć - Dalej rozbawiony ruszył do klubu. Poszedłem za nim.

Dumnym krokiem weszliśmy do środka Wszystkie oczy zwróciły się ku nam.

- Królowie parkietu przybyli... - Dostrzegłem na twarzy Berlina lekki uśmieszek. Zaczęliśmy się przeciskać przez tłum ludzi. Od razu popędziliśmy do baru.

- Coś mocnego zapodaj - Rzuciłem pieniądze barmanowi, a ten zaczął nalewać do kieliszków najróżniejsze trunki.

Po kilku wypitych kieliszkach, tanecznym krokiem udaliśmy się na parkiet. Andres z przymrużonymi oczami zaczął poruszać się w rytm muzyki. Patrząc na niego, czułem się jakby wszyscy inni dookoła zniknęli. Kolorowe światła co chwila padały na jego uśmiechniętą twarz. Jego ruchy były precyzyjne, płynne, wyrafinowane. Krótko mówiąc idealne. Stałem dalej w miejscu, pod ogromnym wrażeniem, podziwiając każdy ruch Andresa. Zauważyłem, że lekko podniósł głowę i spojrzał najpierw w moje oczy, a po chwili jego wzrok zjechał na moje usta. Oblizałem je i podszedłem do niego nonszalanckim krokiem. Złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Nasze twarze dzieliło jedynie kilka centymetrów. Patrzyłem mu w oczy, były cudowne. Żaden z nas się nie odezwał. Przez chwilę nie wiedziałem co zrobić, aż w końcu Andres wpił się ustami w moje. Poczułem wewnętrzny wybuch radości. Usmiechnąłem się, dalej go całując. Wyczuł to i kawałek się odsunął. Widziałem na jego twarzy uśmieszek. Złapał moją rękę i zaczął ciągnąć mnie za sobą.

- Gdzie idziemy? - zapytałem z flirciarskim tonem, mocniej ściskając rękę Berlina.

- Cii. Za dużo gadasz... - odparł ze śmiechem i szedł dalej wychodząc z tłumu. - Tu nikt nam nie przeszkodzi...

Odwrócił się w moją stronę i oparł się plecami o ścianę. Byliście na drugim końcu klubu, gdzie nikogo nie było. Prywatne miejsce...

- W czym nie przeszkodzi? - zapytałem, ale już chyba znałem odpowiedz.

Andres wyciągnął rękę i złapał mnie za koszulę, przyciągając mnie do siebie. Nachyliłem się i zacząłem go całować. Poczułem rękę Andresa na moim policzku. Ja zaś prawą rękę oparłem o ścianę, a drugą objąłem go w pasie.

Berlin oderwał się lekko od ściany i zaczął odpinać guziki mojej koszuli. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego.

On tylko się uśmiechnął i kiwnął głową porozumiewawczo. Zacząłem robić to samo co on...

Dom z Papieru PREFERENCJEWhere stories live. Discover now