Rozdzial 10

499 32 21
                                    

Oddał pocałunek ale już nie był pewien swoich dotychczasowych uczuć do Sharon. Nie chciał jej zranic, w żaden sposób. Wiedział, że ona go kocha i nie chciał jej tego odbierać.

Natasha wieczorem poszła pobiegać czego bardzo dawno nie robiła ale cholernie to lubiła. Była jesień więc wieczory były chłodne rudowłosej to nie przeszkadzało, bo wychowała się w Rosji i taka temperatura do biegania dla niej była idealna. Pogrążyła się jak zwykle w myślach. Miała nadzieję, że przyjęli miło bliźniaków. Wiedziała, że w wieży aktualnie są właśnie oni Steve, Tony i prawdopodobnie Sharon, która tam z tego co wie Romanoff zamieszkala. Biegała spokojnie po obrzeżach miasta gdy nagle usłyszała ciche wołanie o pomoc. Podbiegla tam i zobaczyła. Czterech dosyć wysokich młodych  mężczyzn, którzy znecali się nad trochę młodszym od nich nastolatkiem.

- Zostawcie go i spadajcie stąd- powiedziała spokojnie Natasha, bo nie chciała bić takich gówniarzy.

-Niech paniusia się nie wtrąca. No chyba, że chcesz się zabawić- powiedział najstarszy czyli pewnie  szef i oblizał usta, skanując dokładnie ciało rudowłosej. Na co ona poczuła obrzydzenie.

- Zjeżdżać mówię, bo wezwe policje- powiedziała stanowczym głosem nie znoszacym sprzeciwu i tak by nie zadzwoniła na policję, bo wszystkie agencje jej szukają więc by ją zamknęli. Napastniką na ton Natashy w oczach błysnął strach ale nie odeszli.

- Jak sobie chcecie- powiedziała po czym podbiegla szybko do jednego i uderzyła go kolanem w brzuch na co odrazu upadł wijąc się z bólu. Kolejnych dwóch biegło do niej i za paska wyciągnęli noże. Na co Romanoff szybko je wyrzuciła z ich rąk. Jeden dostał w głowe z pół obrotu a drugiemu założyła już tą sławną dźwignię na szyję  po czym zrobiła salto i stanęła na przeciwko "szefa" tej grupki.

- ja...jaa..jakk- jąkał się ze strachu.

- Zapamiętaj sobie jedno. Nigdy nie wiesz kiedy przypadkiem spotkasz zabójce a co gorsza nie wykonasz jego polecenia. - powiedziała i kopnęła go z całej siły w krocze na co odrazu upadł na kolana. - Następnym razem radzę się posłuchać. - dodała uśmiechając się pod nosem.

- Nic ci nie zrobili. Czego od Ciebie chcieli- zapytała podchodząc do wystraszonego nastolatka. Miał brązowe włosy i tego samego kolory oczy. Widać, że ćwiczy ale kto by pokonał czterech napakowanych mężczyzn.

- Nie nic po prostu od zawsze zabierają mi pieniądze a jak nie mam to mnie biją. Chcą coraz więcej a ja mam coraz mniej bo ciotka sądzi, że wydaje na głupoty.-powiedział chłopak wyraźnie zestresowany. No bo kto by się nie stresował siedzieć sam na sam z zabójcą.

- Myślę, że nie będą już Ci dokuczać. Jak masz na imie-zapytala rudowłosą uśmiechając się przyjaźnie.

- Peter, Peter Parker. Dziekuje za wszystko. Nie wiem jak mam się do Pani zwracać - dodał chłopiec ewidentnie zawstydzony.

- Jestem Natasha Romanoff. Choć pójdziemy do mnie obmyjemy twoją ranę na brwi i przyłozymy lód do tego siniaka pod okiem.- powiedziała i podała  chłopakowi dłoń do pomocy wstał i ruszyli do mieszkania rudowłosej.

Steve siedział w kuchni i bardzo intensywnie nadczymś rozmyślał. Z tego zamyślenia wyrwał to Tony.

- Twoja herbata to chyba już wystygła a ty nawet tego nie zauważyłeś. -powiedział Stark z nutą kpiny w głosie.

- Co się stało Kapitanie-zapytał.

Steve wiedział, że prędzej czy później i tak by musiał powiedzieć o tym Tonemy więc nie było sensu zwlekać.

-Widziałem Natashę. Rozmawiałem z nią.- powiedział przyciszonym głosem jakby bał się, że ktoś nieproszony to usłyszy.

- Jak to, gdzie ona jest,- zapytał będąc w szoku.

- Obserwowała mnie jak biegalem. Myślałem, na początku że mi się wydawało. Ale gdy ją zobaczyłem, zaczęła uciekać a później uratowała mnie dwa razy. Przed napastnikami z Red Roomu. -powiedział Steve na jednym wdechu, trzymając drżącymi rękami kubek.

-Ale później, nie zdołałem jej zatrzymać ani pomóc bo była ranna- powiedział blondyn łamiacym się głosem.

-Uratowała mnie a ja jej nie pomoglem- dodał po chwili ciszy.

-Ej Rogers nie obwiniaj się to nie twoja wina. Musimy ją znaleźć ale napewno Ci się nie uda jak będziesz załamany. Nie bądź słaby Kapitanie -powiedział Tony ostatnie zdanie mówiąc jak wyzwanie. Ale Steve go nawet nie przyjął.

- Jak ją w końcu przyprowadzimy tutaj to jej wszystko wygarniemy - powiedział Stark klepiac pocieszające kapitana.

- A czemu się tak tym przejmujesz. Sharon nie jest zazdrosna-zapytal Tony z tym swoim typowym usmieszkiem.

- Nie ma O co. A ty lepiej zajmij sie  Pepper. Widziałem, że jakiś facet się obok niej kręcił. - powiedział Rogers poważnie, po czym zaczął się w duchu śmiać jak zobaczył pędzącego Starka do gabinetu Pepper.  

- Ma pani bardzo ładne mieszkanie- powiedział chłopak uważnie rozgladajac się po malutkim mieszkaniu.

- Jaka pani nie postarzaj mnie Peter. Jestem Natasha -powiedziała śmiejąc się. Na co chłopak się rozluźnił. Poszli do łazienki a Natasha wyciągnęła apteczka i zaczęła oczyszczać rany  brązowłosego.

- Przypominasz mi kogoś, tylko nie mogę sobie przypomnieć kogo-powiedzial zamyślony Peter.

- Mogę Cię nauczyć kilku chwytów i cisów jeśli chcesz - odpowiedziała szybko zmieniajac temat.

- Było by super- powiedział podekscytowany

Po zrobieniu miejsca w mieszkaniu i rozłożeniu maty byli gotowi do ćwiczeń.

-Spróbuj mnie zaatakować-powiedziała stanowczym głosem Natasha.

- Dobrze. -Chłopak niepewnie podszedł i chciał wymierzyć cios ale odrazu został powalonu na ziemię -Jeszcze raz.

Tego dnia Peter dostał kilka lekcji od życia. Nauczył się walczyć, poznał kogoś nowego I postanowił, że zacznie pomagać.
Codziennie przez tydzień przychodził do Natashy na naukę różnych chwytów do obrony. Aż w końcu pewnego dnia Romanoff nie zostawiła lekko uchylonej szafy z której wystawał kostium...

Hejka.
Wiem, że znowu zaniedbałam tą książkę i nie wiem czy wogóle ktoś to jeszcze czyta. Mam nadzieję, że tak. Czekam na opinie na temat rozdziału i całej książki. Pozdrowionka

911 słów

See you againWhere stories live. Discover now