Rozdział 20

473 36 89
                                    

Wzięła spakowaną już torbę, i ruszyła w stronę wyjścia. Musiała się pośpieszyć, jeśli chciała zdążyć na najbliższy pociąg. Wyszła z siedziby Avengers niezauważona, tak samo przez reszte miasta.
Gdy wsiadła już do wagonu, było mało osób. Starsza pani z psem, mężczyzna z torbą zakupów, matka z dzieckiem i facet wyglądający na jakiegoś biznesmena. Nic niepokojącego. Naciągnęła tylko troche mocniej kaptur od jej granatowej bluzy na głowę i czekała na nieuniknione.
Podróżowała bardzo długo aż do Budapesztu i czekała już na nią niespodzianka.

– Nie ładnie tak się spóźniać. – fuknęła na nią Yelena.

– Ciebie też miło widzieć. – odpowiedziała surowo Natasha.

Poszły do mieszkania Yeleny, w kompletnej ciszy, nie chciały, żeby ktoś niepowołany usłyszał ich rozmowę. Każda była pogrążona w swoich myślach, a towarzystwo nie było niezręczne.

Weszły do mieszkania a na Natashę rzucił się pies, zaczął skakać, lizać, szczekać był uroczy.

– Fanny przestań. – powiedziała stanowczo Belova na co pies sie uspokoił, ale dalej był szalony.

– Czy ty naprawdę nazwałaś psa, po jednej z moich tożsamości. – zapytała z niedowerzaniem Nat.

– Chciałam mieć psa. – powiedziała beztrosko Yelena.

– Ale pojechałaś. – zaśmiała się Natasha i pogłaskała za uchem szczęśliwe zwierzę.

Po chwili Romanoff wstała i dopiero wtedy się szczerze przytuliły, trzymały się tak przez dłuższą chwilę, dając sobie wzajemnie otuchy.

– Co się stało?– zapytała Natasha spokojnie odklejając się od Belovej.

– A może najperw mi powiedz co tam u Avengersów. Może mnie tam wkręcisz. Kapitan jest gorący. – powiedziała Yelena sugestywnie ruszając brwiami.

– Możesz tylko pomarzyć – odpowiedziała Natasha ze złośliwym uśmiechem, z powrotem głasząc psa.

– Jest przeurocza. – dodała po chwili ciszy.

– Przyznaj się sypiasz z Kapitanem? Jesteście razem, widziałam w internecie wpisy. – zapytała podekscytowana, z zadziornym uśmiechem.

– Ja i Steve. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, poza tym on ma dziewczyne, więc nie masz u niego szans. – odpowiedziała Natasha z kamienną twarzą. Wiedziała, że Yelena uwielbiała ją czytać, dlatego starała się być nieczytelna.

– Serio? Jak się nazywa. –  zaskoczona Yelena podeszła z kieliszkiem wódki, wręczając drugi siostrze.

– Sharon, jest dla niego dobra. – odpowiedziała Natasha i wypiła zawartość kieliszka.

– Aż tak dobra, że pijesz. – zapytała zdziwona Belova.

– Po prostu cieszę sie jego szczęściem. Wracając co się stało? zapytała i usiadła na stołku w kuchni.

– Po tym, jak zaczęłam uwalniać wdowy z pod manipulacji. Niektóre stały się złe i rozpętały chaos w kilku miastach. Zabijają dzieci, kradną są nieobliczalne Chciałam je sama zlikwidować, ale walczą tak samo jak ja. Ty miałaś bardziej skomplikowane szkolenie i masz inny zakres umiejetności. Więc pomyślałam, że mi pomożesz. – powiedziala Yelena, zirytowna, że musi prosić o pomoc.

– I byłaś pewna, że się zgodzę. – zapytała z nutką niezdecydowania w głosie.

– Nie mam nikogo, kogo mogę jeszcze poprosić o pomoc. Mam tylko ciebie. W końcu jesteś moją siostrą. – szepnęła i wstała powoli kierując się do łazieki, zostawiąjąc w pokoju samą Natashę. Dając jej chwile na przetrawienie tego wszystkiego.
 
– Jutro rano jedziemy do Detroit, tam jest pierwsza wdowa. – krzyknęła Romanoff tak aby Yelena ją usłyszała, przez drzwi w łazience.

Natasha wstając i kierując się do łóżka, usłyszała w łazience szczęśliwe odgłosy, uśmiechnęła się lekko i położyła się do łóżka.

Steve nie wiedział co o tym myśleć, sytuacja na siłowni była dziwna. Miał przez to lekkie poczucie winny, ale z drugiej strony podobał mu się sposób w jaki Natasha pod nim leżała. Wiedział, że to złe, bo był z Sharon a ona była tylko jego najlepszą przyjaciółką, ale nie mógł wypędzić z głowy rudowłosej.

Poszedł do kuchni, gdzie przy stole  Wanda jadła płatki, a oprócz niej w salonie było pusto.

– Cześć Wanda, wiesz może gdzie Natasha. –  zapytał chociaż wiedział, bardzo dobrze, że Maximoff czyta wszystkie jego myśli.

– Hej, Tasha wyjechała wczesnym rankiem, nie wiadomo kiedy wróci. – odparła Wanda patrząc zaciekawionym wzrokiem na Steva.

– Wiesz mo... – nie zdążył dokończyć ponieważ wpadła Sharon z torbami ubrań wieszając się na szyi Steva.

– Cześć kochanie. – powiedziała i dała mu buziaka w policzek po czym usiadła, wogóle nie witając się z Maximoff, która po kilku sekundach ulotniła się.

– Hej – odpowiedział po dłuższej chwili, dalej był w szoku, że nie wiedział o tym, że Narasha jedzie, bardziej bolało go to, że mu nic nie powiedziala. Ale teraz miał inne rzeczy na głowie. Sharon ma dzisiaj urodziny i ma dla niej specjalny prezent.

– Co sądzisz o kolacji dzisiaj wieczorem o jakiejś eleganckiej restauracji? – zapytał Steve z olśniewającym uśmiechem

– Tak, nie mogę się doczekać, a teraz chodźmy obejrzeć film. – odpowiedziala i pociągnęła go w sttone kanapy. Siedzieli przytuleni do siebie, ale Steve po kilku godzinach poszedł na siłownie.

Gdy wszedł od razu przeleciało mu wspomnienie wczorajszego sparingu i uśmiechnął się w duchu a potem zaczął uderzać w worek. Myślał, jak rozwija się jego związek z Sharon i czuł, że dobrze im razem i widział, ze jest szczęśliwa co jest dla niego najważniejsze. Miał dla niej dzisiaj na kolacje ciekawą niespodzianke.

Zaczął się pomału szykować, wykąpał się po treningu i nie mógł się zdecydować co ubrać, czy smoking czy garnitur, w końcu to miała być wyjątkowa kolacja. Żałował , że nie było tu Natashy ponieważ, mogłaby mu doradzić i zawiązać krawat, a teraz jej tu nie było.
Jak na zawołanie ktoś zapukał do drzwi i powoli uchylił je.

– Wow a gdzie ty się tak stroisz. – zapytała zaciekawiona Wanda, wchodząc pomału do środka skanując Kapitana wzrokiem.

– Idę na randkę. – powiedział – Czy mogłabyś mi zawiązać krawat? – dodał z nadzieją, robiąc swoje szczeniece oczka.

– Tak jasne, dla ciebie wszystko – uśmiechnęła się i skupiła się na wiązaniu

– Natasha się z tobą kontaktowła – zapytała kończąc krawat.

– Niestety nie, ale mam nadzieje, że wkrótce to zrobi a teraz idę – odpowiedział Steve lekko przytłoczony.

– Powodzenia na randce – powiedziała Wanda lekko wymuszając uśmiech, bo tak naprawdę nie chciała, żeby poszedł na ta randke, ale to była jego decyzja. Tylko miała nadzieję, że nie zrobi, żadnych głupstw, i nie będzie ich żałował.

Weszli do eleganckiej włoskiej restauracji w biało złotych barwach, oni sami eyglądali jak z czerwonego dywanu. Steve w garniturze a Sharon w niebieskiej sukni do ziemi wyglądała przepięknie. Usiedli na zarezerwowanych miejscach i rozmawiali a raczej Sharon mówiła o swoich przyjaciółkach, potem podali różne dania a czas mijał Stevowi bardzo wolno.

Zaczęła w tle grać cicha muzyka, pojawiła sie nostalgia i poczuł, że to ten moment.

–Sharon muszę cię o coś zapytać. – powiedział poważnie, przerywając kobiecie. Stres go zjadał od środka, ale nie mógł stchórzyć.

– Co się stało Stevie? Jesteś jakiś zdenerowany. – zapytała Sharon wyraźnie zmartwiona.

Wstał powoli wyciągnął z kieszeni małe czerowne pudełeczko uklęknął na jedno kolano  i zapytał:

– Sharon Carter wyjdziesz za mnie...

Witam witam
Dawno mnie nie było, ale zaczęła się szkoła i straszny pośpiech wokół.
Nie miałam też zbytnio weny, ale o to jest rozdział.
Co sądzicie?
Czekam na opinie i te dobre i złe.

Do następnego <3

1094 słowa

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz