Rozdział 9

510 26 5
                                    

- Steve, to nie ja powinnam ci o tym opowiadać. Znam ją bardzo, krótko ale podziwiam ją jak umie skopać te wszystkie tyłki. Powiem tylko, że Natasha przeżyła dużo więcej niż ci się wydaje. Widziałam tylko jedno wspomnienie, które było okropne. Jej myśli są tak głośne i pełne bólu, że wtedy musiałam do nich wejść i wiesz co, teraz nie żałuje. Mimo, że sprawiło mi to duży ból i Natasha była na mnie wściekła to nie żałuję- powiedziała Wanda pewna siebie- Ale potem jej przeszło-dodała śmiejąc się szczerze na tą wzmianke.

-Cała Natasha- dołączył do niej Rogers.

- A jak tam z Sharon. Od czego to się zaczęło. Układa wam się. Długo jesteście razem.- zapytała Maximoff z ciekawością małego dziecka.

-Dobrze, Natasha przed swoim wyjazdem poprosiła mnie, żebym się z nią umówił i na początku myślałem, że nam nie wyjdzie ale Sharon później bardzo mnie wspierała w ciężkich chwilach i w końcu zdecydowaliśmy się być razem. Jesteśmy razem już kilka miesiecy.- powiedział Steve spokojnym tonem chociaż nie lubił mówic o swoim związku z Sharon za to Carter musiała sie wszystkim chwalić ,że chodzi z Kapitanem Ameryką a on wolał zachować wszystko dla siebie.

-Czekaj czekaj, czy ty własnie powiedziałeś, że umówiłes się z Sharon tylko dlatego, że Romanoff cię o to poprosiła- powiedziała brązowowłosa z wymalowanym szokiem i rozbawieniem na twarzy.

-Tak a co w tym złego- zapytał Rogers wyraźnie zdezornientowany.

-Nie, nic nic. Mam nadzieje, że kiedyś zrozumiesz. Taki stary a taki głupi- Wanda zaczęła głośno śmiać się na co dostała poduszką w głowe.- Ała.

Natasha otworzyła zaspane oczy i przeciągneła się leniwie na dużym łóżku na co odrazu sykneła, przypominając sobie swoją ranę na ręce i zobaczyła, że bandaż był przesiąkniety od szkarłatnej cieczy. - Cholera jasna szwy mi puściły.

Pobiegła do łazienki, żeby szybko zmienić brudny opatrunek. Cała pościel była czerwona od cieczy. Dlaczego wcześniej tego nie poczuła. Nie miała tej nocy tak dużo koszmarów jak zazwyczaj ale jednak pojawiło się kilka. Na szczęście nie takich strasznych. Od razu przypomniała sobie spotkanie Steve z bilska. Była wsciekla na siebie, że z daleka ją rozpoznał przez co wie ,że musi nosić soczewki. Była bardzo ciekawa jak związek między Rogersem a Carter rozwija się. Z tego co wiedziała i czytała w mediach społecznościowych to bardzo dobrze, bo Sharon cały czas wrzuca jakieś zdjęcia z nim ale wolała wszystko od niego usłyszeć. Wtedy by była pewna, że u niego w porządku. Wie, że bolało by ją to wszystko ale dla niego poświęciła by się. Uratowal jej, życie jak praktycznie się nie znali. Wiedziała, że jej dług wydłużył się i tego też nie będzie mogła spłacić.

Tak samo było z Clintem uratował ją. Później ona go wepchnęła w ramiona Laury. Mimo, że jej się podobał to nie mogła z nim być nie zasługiwala na niego. Potem oni wzieli ślub. A jej w jakimś stopniu przeszło.

Nigdy nie doznała wolność, sprawiedliwość, wyboru. Świat był dla niej od zawsze niesprawiedliwy. A wolności tak naprawdę nigdy nie miała. Może myślała, że jak przeniesie się z Red Roomu do Shield to odkupi swoje winy a potem będzie wolna. Ale wpadła z jednego bagna do drugiego z, którego nie można było tak łatwo wyjść.

Czy umrzeć czy dołączyć do Clinta to był pierwszy w jej życiu wybór, który podjęła samodzielnie. Poznała swoich przyjaciół, również tych na których jej zależało. Zaczynała wtedy czuć. Ale teraz to nie bylo już dobre. Musiała się stać twardą, niezależną, bezuczuciową kobietą, którą nikt i nic nie obchodzi ale to było trudniejsze niż myślała.

Steve jak zwykle był na siłowni i ćwiczył. Wciąż myślał o spotkaniu i nie mógł sobie wybaczyć, że jej nie pomógł w żaden sposób. Widział, że się zmieniła była chłodniejsza. Znowu zamykała się w sobie. Co mu się nie podobało. Nie miał pojęcia co jest tego powodem. Myślał też nad słowami Wandy ,,stary ale głupi" O co mogło jej chodzić czy naprawdę czegoś nie zauważał jak tak to czego. Jak zwykle worek z hukiem przeleciał przez całą salę.

-Może sparing - zapytała Sharon ubrana w obcisłe legginsy i
równie obcisłą podkoszulke.

- Sharon nie chce Ci zrobić krzywdy. Wolałbym nie ryzykować. Miałaś trochę inne szkolenie niż ja i nie masz serum. -powiedział Steve spokojnym głosem. Nie chciał z nią walczyć, bo wiedział, że coś jej zrobi. Nie była na tyle wyćwiczona.

- Steve...Nie daj się prosić-powiedziała uwodzicielskim tonem ale na Rogersa to nie działało. Po chwili jej ciągłego marudzenia, które go coraz bardziej denerwowało. Zgodzil się.

- Dam Ci fory Sharon- dodał opanowanym tonem. Weszli na ring i zaczęl powoli rozgrzewać się.

Chwilę później Sharon biegła wprost na Steve na co on zrobił unik w ostatniej chwili i upadła na mate. Rogers podał jej pomocną dłoń ale ona ją odrazu odepchnęła i o własnym siłach wstała. Oznajmujac, że walka trwa dalej.

Było jeszcze mnóstwo prób to Sharon chciała mu wskoczyć na plecy ale szybko ją zrzucał albo po prostu walczyła i starała się unikać ciosów, które i tak nie były silne. W końcu Carter opadła na mate a Steve z grzeczności wyciągnął do niej dłoń. Ona o dziwo z wielkim uśmiechem przyjęła jego ręke. Sharon wykorzystując to pociągnęła Steve tak, że wylądował na niej

- Za to, że wygrałeś przydała by Ci się jakaś nagroda. -powiedziała Carter uwodzicielskim tonem i zaczęła całować Steve, który leżał na niej. Oddał pocałunek ale już nie był pewien...

Hejka. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Możecie pisać jakieś ciekawe propozycje co dalej albo po prostu coś napisać. Zachęcam do głosowania i komentowania. Pozdrowionka

909 słów

See you againWhere stories live. Discover now