Zanim wyszedł, postanowił w sekrecie wejść do Youngjae. Nie miał pojęcia jak w Seulu prezentują się gniazda wampirów, a mogło mu się to w tej chwili przydać.

- Jesteś zajęty? - zapytał, wchodząc bez pukania.

Youngjae podniósł na niego wzrok znad dokumentów.

- Muszę o coś zapytać - ciągnął Jackson. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie, krzyżując ramiona. Youngjae odsunął się od biurka aby spojrzeć na niego w lepszym świetle.

- Jak tutaj wyglądają siatki wampirów? - zapytał w końcu. - W Ameryce poznałem wszystko na ich temat, ale kiedy mieszkałem w Korei ostatnim razem nie było to dla mnie ważne. Gdzie najczęściej można je znaleźć? Są nastawieni pokojowo czy lepiej ich nie szukać?

- Nie znam wszystkich wampirów z kraju ani okolicy - odparł Youngjae na swoje usprawiedliwienie. - Moi pacjenci to głównie osoby, którym bardzo zależy na wyleczeniu i to stosunkowo młode wampiry. Gdybym poznał kogoś starszego, byłoby mi łatwiej, ale oni nie chcą się w nic mieszać. Są ostrożni, nie jak mordercy w Ameryce. Tutaj mówi się, że nie istnieją.

- A twoi pacjenci? - podjął.

- Mam ich adresy. Wiem gdzie mieszkają i gdzie się ukrywają. Mają zawarty układ z jednostkami, które zastępują tutaj łowców wampirów. Oni doskonale wiedzą kim są, ale dopóki nie sprawiają problemów i nie zabijają są bezpieczni.

Jackson ściągnął brwi w skupieniu.

- Masz kontakty z tymi jednostkami?

- Zdaje im wszystkie raporty, mają wgląd w moje badania, a jeśli będę potrzebował pomocy, to pomogą - wyjaśnił. Kiedy spojrzał na Jacksona pod kątem, jego wzrok całkowicie złagodniał. - Domyślam się, że w Ameryce jest inaczej.

- Zupełnie inaczej. Mark najlepiej by ci to opowiedział - odparł. - Nieważne. Idę na poszukiwania. Może uda mi się z kimś porozmawiać.

Jackson bez słowa wyszedł, zostawiając Youngjae samego gdy życzył mu powodzenia. Zarzucił na siebie płaszcz z nadzieją, że jego poszukiwania nie skończą się porażką.

Zastanowił się gdzie sam mógłby wyjść gdyby mieszkał tutaj na stałe i nie miał łowców na ogonie. Z wampirami było zupełnie jak z kłopotami; jeśli ich nie szukasz, znajdą ciebie, a jeśli ich szukasz, to coś musi być z tobą nie w porządku. Jackson nie bał się tego ryzyka tylko dlatego, że zmusiła go sytuacja.

Zanim jednak postanowił swoim majestatycznym krokiem pokazać swoją prawdziwą naturę, naciągnął kaptur na głowę i założył okulary żeby wejść do pierwszego sklepu osiedlowego po wodę kokosową. Zza czarnych szkieł zmierzył jednego klienta i kasjerkę.

Nieznajomy przykuł jego uwagę bardzo szybko. Szedł chwiejnym krokiem, a żyły na dłoniach i szyi miał jasnoniebieskie i popękane. Również nosił długi płaszcz. Jackson obserwował go tak długo, jak tylko zdołał.

- Trzy tysiące wonów - powtórzyła kasjerka, po czym zawahała się kiedy znów jej nie odpowiedział. - Proszę pana? Ach, angielski?

Jackson potrząsnął głową i w końcu przeniósł na nią spojrzenie. Wyjął z kieszeni odliczoną sumę, a następnie bez słowa wyszedł. Po chwili poczuł jak ktoś łapie go od tyłu i kładzie mu dłoń na ustach, aż wypuścił butelkę. Wstrzymał oddech.

- Nie chcę żadnych problemów - szepnął mu prosto do ucha. Jackson nie wyrywał się, tylko czekał na rozwój wydarzeń.

Na sekundę wydawało mu się, że jego oddech zelżał, ale Jackson nadal czekał. Po chwili poczuł na swoim karku piekący ból, aż mimochodem szarpnął się ze wstrzymanym krzykiem. Srebrne ostrze opadło na ziemię.

- Jesteś...?

Jackson zdołał się uwolnić, ponieważ tamten cofnął się zaskoczony. Szybko porwał swój nóż, łapiąc za zabezpieczoną rękojeść. Mężczyzna odskoczył, spoglądając na niego ze zdumieniem.

- Ty też jesteś wampirem - mruknął, a gdy dotarło do niego co właśnie powiedział, prychnął. - Kręci się tutaj takich z Ameryki coraz więcej. Myślałem, że jesteś przyjezdnym łowcą.

- Są tutaj amerykańscy łowcy? - zapytał Jackson zanim zdążył się zastanowić. Tak bardzo pragnął spotkać jakiegoś wampira aby wypytać go o wszystko, ale gdy wspomniał o łowcach, zupełnie zmienił zdanie.

- Nie wiem skąd jesteś, ale nie chcę rozmawiać na środku ulicy.

Jackson przyjrzał się swojemu towarzyszowi. W końcu zrzucił kaptur aby w świetle lamp pokazać swoją szarą, papierową skórę. Miał cienie pod oczami i pęknięte naczynka, tak że całkowicie przypominał trupa - nie jak Jackson, tylko trochę blady, niby na kacu.

Nie sądził żeby był to jeden z pacjentów Youngjae, dlatego tym bardziej poczuł się zainteresowany.

- Powiedz mi wszystko co wiesz - poprosił. - Ci łowcy są tutaj przeze mnie. Potrzebuję wszystkiego co tylko wiesz na ich temat.

Nieznajomy posłał mu przebiegły uśmiech, co nawet u Jacksona wywołało dreszcze.

- Dogadamy się, ale jeśli chcesz rozmawiać, najpierw musisz poznać moje środowisko, a później sprzedam ci coś o łowcach - ustalił. - Możemy spotkać się w czwartek w tym samym miejscu?

Jackson osłupiał. Nie spodziewał się tak szybko znaleźć kogoś, na kim tak bardzo mu zależało, a na dodatek wiedział dokładnie to, co liczyło się w tej chwili. Nie mógł przepuścić takiej okazji.

Wyciągnął dłoń, którą Jackson ujął. Od razu wyczuł chłód bijący od jego martwego ciała. Przeraziło go to.

- Zaczekaj! - zawołał za nim kiedy ten odwrócił się żeby odejść. - Jestem Jackson.

Wampir ponownie uśmiechnął się, tym razem minimalnie cieplej. Jackson nie mógł się doczekać momentu, w którym ustali dokładny plan działania i przekaże go Markowi.

- Sungjin - rzucił na odchodnym.

𝓗𝓸𝔀 𝓽𝓸 𝓪𝓿𝓸𝓲𝓭 𝓽𝓱𝓮 𝓼𝓾𝓷 » GOT7 MARKSONWhere stories live. Discover now