~•~ Rozdział XXI ~•~

2.1K 43 198
                                    

Rozdział XXI

,, Dziękuję Ci ''

***
Spotkanie z rodziną przebiegło naprawdę prędko. Władysław w pośpiechu zabrał ją od swojej matki i zaraz po braterskich uściskach opuścili salę. W przygotowanej dla niej komnacie czekały już dwórki, łaziebne i garderobiane. Miała chwilę czasu na spoczynek, więc kazała obudzić się o odpowiedniej porze. O dziwo nie mogła zasnąć. Przysypiała jeno na chwilę i znowu otwierała oczy. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że jest już w Wilnie i miała okazję poznać bliskich męża. No właśnie. Jego rodzina, czyli już właściwie także i jej krewni. Te powitanie było takie inne od tego co znała z Budy. Jedynie jako pacholę wylewnie witała babkę, czasem ojca, o ile na to pozwalał. Jagiełło wspominał o silnej więzi łączącej go z rodzeństwem, jednak nie spodziewała się, że przejdzie ona i na nią. Musi później podziękować Bogu za tak ciepłe przyjęcie z ich strony. W sali kilka pięter niżej towarzyszyło jej również dziwne uczucie, zwłaszcza w momencie, gdy pierwszy raz skrzyżowała spojrzenie z Julianną. Jakby wszyscy patrzyli na nie z zapartym tchem, zachowanie Władysława też było nad wyraz osobliwe. Na twarzy kniahini malowało się zaskoczenie, konsternacja i jakaś podejrzliwość. Niestety na tę chwilę nie była wstanie nic więcej wydedukować.
W końcu udało jej się pogrążyć w krótkiej drzemce.

Komnatę spowijał półmrok. Jedynie światło dwóch świec i kominka, pozwalało dostrzec rosłą, męską sylwetkę, siedzącą przy stole. Ów mężczyzna nie był już pierwszej młodości, jednak nazwanie go starym, uwłaczałoby jego osobie. Burza kędzierzawych włosów przysłaniała nieco twarz i z pewnością irytowała właściciela, kiedy po raz kolejny musiał je odgarniać z oczu. Grube futro tylko poszerzało jego sylwetkę. Pochylał się nad pergaminem i w pełnym skupieniu kreślił piórem łacińskie litery. Czasem z nerwów drapał się po obfitej brodzie, zwłaszcza, gdy zapominał jakiegoś słowa. Starał się pisać równo i estetycznie. Nie był skrybą, właściwe w tajemnicy utrzymywał swoje piśmienne zdolności. Poruszał bezdźwięcznie ustami, literując poszczególne wyrazy. Za oknem zagwizdał wiatr i roznosił biały puch na wszystkie strony świata. Księżyc już od dawna gościł na niebie, lecz nie tylko ten możny pan nie był pogrążony we śnie. Z korytarza dało się słyszeć jakieś głosy i ludzkie kroki. Musiał się spieszyć z nadaniem tej wiadomości, nikt nie mógł o tym wiedzieć. Gdy skończył pisać odłożył mokre od inkaustu pióro z powrotem do kałamarza, po czym cicho zaczął czytać:

- '' Choć każdego dnia jesteśmy od siebie dalej, Elżbieto, gwiazdo moja zaranna, to jednak jakby bliżej. Świecisz w moim sercu jaśniej niż słońce. A od tego blasku gorąco się robi, choć wokoło zima. Każdej nocy wspominam wspólnie spędzone chwile, każde spojrzenie, uścisk dłoni i... '' - pukanie do drzwi przerwało mu dalsze wykonywanie czynności. Podniósł się gwałtownie, aby zasłonić stół i leżący na nim pergamin.

- Panie, to ja - odetchnął na dźwięk głosu wiernego sługi.

- Wejść.

- Książę - skłonił się - Twa małżonka powiła właśnie dziecię. Kolejnego syna.

- Jak się czują? - uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Dobrze. Chłopiec jest zdrowy i silny.

Gdy odwrócił głowę w kierunku gdzie leży list, nagle posmutniał i coś mocno zakuło go w sercu. Przerzucał spojrzenie z tajnej korespondencji na Dargisa i z powrotem. Toczył wewnętrzną walkę z własnymi uczuciami, trwała już od lat i nie zanosiło się na zmiany. Zrezygnowany zamknął na moment oczy i zacisnął szczękę. Po chwili głośno wypuścił powietrze z ust.

Lilia Wawelu i Litewski NiedźwiedźWhere stories live. Discover now