Rozdział XI

220 13 0
                                    

Londyn

Margaret korzystając z możliwości spędzania czasu w synem, zabrała go na spacer do parku niedaleko centrum. Philip był zachwycony wyjście na zewnątrz, niestety nie mógł zostać wypuszczony z wózka, ale słuchał się mamy i siedział w wózku ssać energicznie smoczek i co jakiś czas pokazując na jakaś rzecz. 

Park był dość duży i był podzielony na strefy. Strefa ciszy była odpowiednia dla ludzi starszych, którzy nie mieli ochoty słuchać płaczu dzieci, które biegały w strefie hałasu. Była też strefa rekreacji oraz odpoczynku, w której obecnie znajdowała się młoda panienka z synkiem. Usiadła na ławce i pochyliła się nad chłopcem. Philip z zadowoleniem zaczął łapać loki mamy i okręcać je na jego małych paluszkach. Margaret obserwując tą czynność tylko się śmiała. Planowała po wizycie w parku odwiedzić ojca z braćmi, a potem wrócić do rezydencji Notta. 

Jej plany pokrzyżowało jednak pojawienie się pewnego mężczyzny, a dokładniej Stefana Salvatore'a, który usiadł niespodziewanie obok niej na ławce. Ciemnowłosa nie była w stanie nic powiedzieć. Mężczyzna przyglądał się zarówno jej, jak i małemu chłopczykowi, który starał się wejść na kolana. 

- Ładnie to tak znikać, bez pożegnania? - odezwał się Stefan, ściągając okulary przeciwsłoneczne. 

- Jak mnie znalazłeś? Co Ty tutaj w ogóle robisz? - powiedziała, odpinając syna z wózka i biorąc go na kolana. Poprawiła mu przy okazji ogrodniczki, które trochę się wygniotły od ciągłego siedzenia. 

- Jestem ze mną w ciąży, myślałaś, że Cię zostawię? No chyba żartujesz. Wiem w jakim stanie byłem podczas naszej ostatniej rozmowy, ale Margaret musisz mnie wysłuchać i wrócić ze mną do Stanów. Jesteś w niebezpieczeństwie, tak samo jak nasze dziecko, które rozwija się w Twoim łonie. - powiedział, spoglądając w jej oczy.

- Jakie niebezpieczeństwo? Stefan, jestem w stanie się obronić

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Jakie niebezpieczeństwo? Stefan, jestem w stanie się obronić. Nie musisz być moją niańką. Dziecku też nie zaszkodzę. Wiem co mam robić, aby urodziło się zdrowe. Poza tym wracaj do Caroline, ona dobrze się Tobą zaopiekuję. - stwierdziła szorstko. Sytuacja z Caroline wyprowadziła pannę Black z równowagi. Na prawdę nie miała ochotę być piątym kołem u wozu. Chłopak musiał się zdecydować z kim chce być. 

- Margaret, musimy wracać. Uwierz mi. - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy. Mały Philip wyrzucił swój smoczek na ziemie i zaczął się go dopominać cicho szlochając. Chciał też już wracać do domu, bo była pora jego drzemki. Stefan ubiegł Margaret i podał jej smoczek. Ona odłożyła go na bok i wsadziła syna do wózka. Przykryła go kocykiem i wstała z ławki. 

- Nie uciekłam, Stef. Przyjechałam do syna, który był bardzo ciężko chory. Nie jestem tchórzem jak Ty. - stwierdziła, odwracając się i zaczynając prowadzić wózek z dzieckiem w przeciwnym kierunku. 

Stefan jednak nie pozwolił jej tak łatwo uciec. Podał jej wizytówkę hotelu. - Przyjdź do mnie wieczorem. Opowiem Ci wszystko. Dokładnie wszystko. Zaczynając od tego kim jestem i dlaczego wątpiłem w Twoją ciąże. Obiecuję. Po prostu przyjdź. - powiedział błagalnym głosem. Margaret wzięła głęboki wdech i przyjęła wizytówkę. Pokiwała głową na znak zgody i ruszyła do rezydencji Notta, położyć dziecko spać. 

****

Mystic Falls

- Damon? Jesteś pewien, że ślub musi być taki wielki? Zaprosiłeś chyba połowę stanów.  - zauważyła Bonnie, zajmując miejsce przy Damonie, który zajmował się planowaniem listy gości. Nie byli to jednak zwykli goście. Były to największe i najstarsze kreatury, które Damon poznał w ciągu swojego życia. 

- To sposób, aby ściągnąć tutaj cały szabat bliźniąt...Będzie tyle ludzi, którzy spokojnie zajmą się uwięzieniem rodzinki w magicznym więzieniu, którym masz się zająć Ty. - przypomniał jej mężczyzna, popijając alkohol. - To ja wykonuję brudną robotę. Ty musisz tylko wyczarować magiczne więzienie, które uwięzi szabat na czas rozwiązania Margaret. A potem się ich powybija. - stwierdził.

- A do tego konieczna jest biała sukienka i garnitur? A i jeszcze obrączki? - zapytała, patrząc na plany leżące na stole

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- A do tego konieczna jest biała sukienka i garnitur? A i jeszcze obrączki? - zapytała, patrząc na plany leżące na stole. 

- Koniecznie. Musimy wszystkich przekonać, że taka jest prawda. Dlatego umówiłem Cię dziś z Caroline na wybieranie sukienki. - powiedział, śmiejąc się cicho. Bonnie wywróciła oczami. - Chce naleśniki w weselnym menu. Przynajmniej na deser. 

- No to będą naleśniki. Tylko wybierz jakąś krótką tą sukienkę. Takie są najładniejsze. - zaśmiał się Damon. 

Bonnie wstała od stołu i wyszła z kuchni kręcąc głową z niedowierzaniem, w co właściwie się wpakowała. Ale robiła to wszystko dla przyjaciół, bo w końcu byli to jej najbliżsi i nie chciała patrzeć jak cierpią. 

****

Caroline przygotowała się na wyjście dość dobrze. Wiedziała, że cały ślub to jedna wielka ściema, ale mimo wszystko chciała, aby jej przyjaciółka wyglądała dobrze. W Mystic Falls znajdował się jeden sklep z sukniami ślubnymi. Dlatego stwierdziła, że najpierw sprawdzą ten oto, a dopiero później, jak nic nie znajdą, pojadą do większego miasta. 

Bonnie nie należała do dziewczyn, które uwielbiają zakupy, ale Caro już tak. Przyjaciółka zadbała o to, aby miała co przymierzać. Chcąc uniknąć jazdy po kolejnych sklepach, postanowiła, że gdy znajdzie coś odpowiedniego po prostu się uprze i nie pozwoli Caroline nic więcej wymyślać. 

Akurat udało się spełnić jej ten plan. Znalazła śliczną, białą sukienkę na ramiączkach. Długa do ziemi, bez zbędnych falbanek oraz tiulu. W tali widać było złoty paseczek, a wokół dekoltu wszyte zostały kwiatki. Było to tego czego pragnęła. 

- Do tego idealnie sprawdzi się wianek i wysokie upięcie. - stwierdziła Caroline stając za Bonnie i delikatnie ją przytulając. 

Dziewczyny na chwilę zamilkły przeglądając się Bonnie. Caroline otarła łezkę, która spadła na jej policzek - Ona by to zrozumiała i byłaby z Ciebie dumna ile robisz dla Damona i Stefana. 

- Mam nadzieję, Caro - powiedziała - Mam nadzieję. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
A może jednak, Miss Black?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz