(21.) murderer

92 9 3
                                    

━━━━━ 🃏 ━━━━━

MURDERER
chapter twenty one

━━━━━ 🃏 ━━━━━

Po drodze na miejsce Michael zadzwonił do Jareda, prosząc go o pomoc. Nie było to mądre zachowanie, zważając chociażby na to, że był osobą postronną i nie powinien tak naprawdę brać udziału w śledztwie, ale pomoc przyrodniego brata zawsze się przydawała, szczególnie wtedy. Zresztą dalej utrzymywali przed nim z Red, że byli razem, więc wolał zachować pozory tego, że się o nią martwił - naprawdę, a nie udawał - i bez zgody Bootha wprowadził go przez telefon we wszystkie szczegóły. Jared zgodził się pomóc i okazało się, że zjawi się tam szybciej niż Michael, dlatego uzgodnili, że poczeka na niego i razem rozejrzą się po okolicy. Michael miał tylko nadzieje, że Booth nie zabije go na dodatkową osobę, którą trzeba było mieć na oku w trakcie poszukiwań Red. 

Detektyw zatrzymał samochód z piskiem opon, po czym wysiadł i trzasnął drzwiami. W bagażniku miał kamizelkę kuloodporną, więc włożył ją na siebie, po czym poprawił kurtkę i upewnił się jeszcze, że jego broń była sprawna oraz przeładowana. Obejrzał ją w swoich dłoniach i ruszył w stronę wygrodzonego przez taśmy policyjne terenu. Ciekawi ludzie zebrali się już wokół, mając nadzieje, że czegoś się dowiedzą, pojawiło się też kilku reporterów, ale Michael rozgonił ich jednym spojrzeniem, które było wręcz mrożące krew w żyłach i znalazł się już na miejscu. 

– Myślisz, że jest w środku? – zagadnął go Jared, gdy już znaleźli się w tym tłumie. Dookoła kłębiło się pełno policjantów z przygotowaną bronią w razie strzelaniny. Ktoś też pilnował ludzi, aby nie podchodzili za blisko i nie stali się potencjalną ofiarą. Ołów mógł się posypać w każdej chwili, a już dość osób zginęło. 

– Nie mam pojęcia, ale musimy to sprawdzić. Auto Red stoi tam – Wskazał brodą na pobocze, gdzie znajdowało się służbowe Volvo. Miał nadzieje, że brunetka wciąż była cała i zdrowa. – Chodźmy. Im szybciej złapiemy tego skurwysyna tym lepiej dla nas i dla Red – dodał przez zaciśnięte zęby i ruszył przed siebie. Nie miał pojęcia czy Booth już był w środku, ale nie zamierzał na niego czekać. Musiał to skończyć raz na zawsze, bo już stanowczo za długo biegał za Karciarzem i ten psychopata nie zasługiwał na to, aby poświęcać mu, aż tyle uwagi. – Rozejrzymy się tu. Sprawdź tam, a ja pójdę w tę stronę.

– Jasne – Jared skinął głową i bezszelestnie odszedł. Michael przypomniał sobie, że nauczyli go w wojsku tak się poruszać, bo przecież jako snajper miał być niczym duch. Pojawić się, oddać strzał i zniknąć. 

Michael przełknął ślinę, po czym przysunął się do ściany i ruszył wzdłuż niej. Powoli otworzył drzwi, do których dotarł i mierząc z pistoletu, wszedł do środka. W powietrzu unosił się kurz, jakby dopiero co ktoś strzepnął sporą kupkę, nie zważając na to, że podrażni nozdrza. Blondyn rozglądał się uważnie dookoła, nasłuchując jakiś podejrzanych odgłosów dookoła, ale było cicho. A przynajmniej do momentu, w którym nie usłyszał jak ktoś stęka i jęczy z bólu za kanapą. Uniósł brew, ale wyciągnął przed siebie pistolet i ruszył w tamtą stronę, przenosząc palec na spust. Był zdecydowany, aby oddać strzał, bez względu na to, kogo miał zobaczyć.

– M-Michael? – Booth leżący na podłodze w kałuży krwi resztkami sił uniósł głowę, aby dowiedzieć się, kto się zjawił. 

– Booth? Co ty tu robisz? I dlaczego jesteś postrzelony?! – Blondyn osunął się przed szefem na kolana i zaczął uciskać ranę w jego brzuchu, aby zatrzymać krwawienie. Miał nadzieje, że nie było za późno. – Skąd ty się tu w ogóle wziąłeś?!

– M-Michae, to Jared... To on jest Karciarzem – Booth spojrzał na detektywa, unosząc się na łokciach. Zaklął pod nosem, gdy poczuł ból pod żebrami. Nie miał na sobie kamizelki i praktycznie zwijał się z bólu. – Na dole ma wszystko. Kwiatki, ten nóż do podrzynania gardła, jakieś inne pierdoły. W-wszystko widziałem... Siedział tam, gdy mnie zauważył i zdążyłem uciec, ale i tak mnie postrzelił. Powiedział mi, że zajmie się mną, gdy już skończy z tobą i z Red – dodał, stękając z bólu. 

– C-co? Jak to?

– Idź zobacz, jeśli mi nie wierzysz. Na korytarzu są drzwi, a za nimi schody. Prowadzą na dół – mruknął i przewrócił oczami, a później się podniósł, chociaż przyszło mu to z trudem. Ciężko oddychał i zaciskał swoją dłoń na boku. 

– Na razie muszę się zając tobą, ktoś ci musi pomóc – powiedział i pokręcił głową, jakby nie dotarło do niego, to co usłyszał od Bootha. Jego przyrodni brat mordercą? Nie, to niemożliwe. – Dajcie tu pogotowie! Booth jest ranny! - dodał do krótkofalówki, którą dostał przed wyjściem. – Siedź tu, nie ruszaj się, bo będzie jeszcze gorzej.

– Nie pierwszy raz mnie ktoś postrzelił – Booth roześmiał się pod nosem i pokręcił głową, a później jego twarz wykrzywiła się w zdziwieniu. – Michael! Uważaj, on tu jest! – krzyknął, a po chwili Michael poczuł jak kula drasnęła jego ucho. Odruchowo odskoczył za ścianę, zaciskając dłonie na broni. 

– Jared?! Dlaczego?!

– Brawo, braciszku. Myślałem już, że nigdy się nie dowiesz – Usłyszał za sobą i przełknął nerwowo ślinę. Miał nadzieje, że uda mu się ujść z tego z życiem, bo z precyzją Jareda i jego bezszelestnym poruszaniem się mógł być wszędzie, a on nawet nie miałby o tym pojęcia, że znalazł się na celowniku. – Dlaczego? Nie wiem. Może z nudów? Może dla zabawy? Może po to, abyś wiedział, że mi też się coś w życiu udało, a nie tylko tobie?! 

– O to masz do mnie żal?! Że zostałem policjantem i trafiłem do kryminalnego? Jared, do cholery! Jesteś żołnierzem! To ty robisz więcej dla kraju niż ja! 

– O nie, mój braciszku. To nie o to tu chodzi – Michael lekko wychylił się i zobaczył jak jego przyrodni brat ocieka deszczem, a w jego oczach błyska furia. Chlubił się tymi zabójstwami, Michael to widział. Podniecała go zabawa w Boga. – Tu chodzi o coś zupełnie innego – dodał, ale nie zdążył dokończyć, bo Booth doczołgał się jakoś do swojej broni i strzelił mordercy w kolano, a ten przewrócił się na podłogę z wiązanką przekleństw na ustach. 

━━━━━ 🃏 ━━━━━

chce skończyć to ff, a jednocześnie nie chce://

deadly cards • cliffordWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu