(06.) informer

119 14 7
                                    

━━━━━ 🃏 ━━━━━

INFORMER
chapter six

━━━━━ 🃏 ━━━━━

Red weszła na komendę z obojętną miną. Była niewyspana, bo para zza ściany w hotelu nie pozwoliła jej zmrużyć oka. Agentka uznała, że musieli się starać o dziecko, bo to nie było normalne, aby kopulować tak dużo i tak długo, ale uznała, że nie będzie wszczynać awantury, bo zawsze mogła się przespać w swoim biurze. Była w nim kanapa i przypuszczała, że nie ma co liczyć na przyjście blondyna do pracy wcześniej niż przed południem. Przeczuwała, że to jest człowiek, który żyje tylko i wyłącznie według ustalonych przez siebie zasad i nikt tego nie zmieni. 

W środku było spokojnie. A tak przynajmniej jej się wydawało. Ludzie byli zajęci swoimi obowiązkami i nikt nawet nie zwrócił uwagi na brunetkę niosącą największy kubek kawy jaki był możliwy do kupienia w kawiarni po drodze na komisariat. Red postarała się o to, aby nie było po niej w ogóle widać oznak zmęczenia, ale wiedziała, że prędzej czy później to i tak się wyda, a do powrotu do pokoju zostało jeszcze wiele czasu. 

– Cześć – przywitała ją Tracy. Red przystanęła przy jej biurku na moment i uśmiechnęła się do niej. – Jak się czujesz?

– Jeszcze nie wypiłam kawy, więc źle – przyznała otwarcie, zaciskając dłoń na kubku. W torebce miała na później butelkę pełną wody, więc była uratowana i miała pewność, że się nie odwodni. – Michaela jeszcze nie ma, jak mniemam?

– To nie jego pora – Dziewczyna wzruszyła ramionami, zakładając kosmyk włosów za ucho.

– Szef mu na to pozwala? – Davenport uniosła swoje brwi w zdziwieniu i pokręciła głową – Dziwne. 

– Booth i Michael byli dobrymi kumplami, w zasadzie nadal nimi są, a że radził sobie sam i nie dawał szefowi pretekstów do upominania, Seeley przymykał oko na to, że przychodził wtedy, kiedy mu pasowało. I tak zostało do dzisiaj.

– To nie w moim stylu – Uznała Red i przewróciła oczami. – Gdyby ktoś mnie potrzebował będę u siebie. Spróbuje doprowadzić to biuro do porządku.

– Dobrze, będę tam kierować twoich potencjalnych adoratorów – Zachichotała Tracy, na co Red pokręciła głową.

– Nie przesadzaj – powiedziała, po czym upiła łyk kawy. 

– Jesteś numerem jeden w drogówce, kochana, więc musisz się z tym pogodzić.

– Świetnie – Pokręciła głową, po czym ruszyła już przed siebie. 

W gabinecie było duszno, więc uchyliła okno, aby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. W nocy pogoda się uspokoiła i przestało padać, więc dzień rozpoczął się słonecznie, co nieco poprawiło humor agentce. Następnie usiadła przy biurku, chcąc dobrze zapoznać się z aktami. Już miała okazję to zrobić, ale wiedziała, że coś jej umknęło, bo czytała je mając dość po locie z jednego końca kraju na drugi. Otworzyła teczkę, która jeszcze się zamykała, ale wiedziała, że jeśli pozwolą Karciarzowi dalej działać może być z tym problem w przyszłych tygodniach. 

━━━━━ 🃏 ━━━━━

Michael wszedł na komisariat z miną, która wskazywała na to, że lepiej go nie drażnić, bo źle to się skończy. Zdjął z siebie jeansową kurtkę, którą ubrał na siebie w domu i rozejrzał się dookoła. O dziwo nikt nie skakał sobie do gardeł, co było zaskakujące. Wzruszył beznamiętnie ramionami, po czym ruszył przed siebie. Dotarła do niego kakofonia tego budynku, która towarzyszyła mu co dnia, przez co miał ochotę przewrócić oczami. 

– Dzień dobry, Michael – przywitała go Tracy. Skinął głową, po czym zatrzymał się przy niej i przerzucił kurtkę przez swoje ramię na plecy. – Dzisiaj dosyć wcześnie - dodała, chichocząc pod nosem. 

– Nie mogłem spać, to dlatego – wyjaśnił, przeczesując palcami włosy. - Ktoś może chciał coś czegoś ode mnie?

– Przyszedł Jack – powiedziała, mając na myśli jego zaufanego informatora z półświatka narkotyków i gangów. Kiedyś Michael uratował mu dupę przed egzekucją i choć tamten stracił w oczach wszystkich zbirów, to przynosił jednak pewne korzyści. Detektyw był już ciekawy o co chodzi i co tym razem jego wtyczka miała do przekazania. 

– Gdzie jest?

– Red się nim zajęła – przyznała, wracając do swojej pracy. – Wiesz, gdzie ma gabinet, więc możesz tam pójść - dodała, wzruszając ramionami. 

– Co?

– Mówię, że Red się nim zajęła. Chyba wpadła Jackowi w oko, bo sam się nią zainteresował - wyjaśniła, zerkając ostatni raz na blondyna. Była ciekawa jego reakcji, choć tak naprawdę spodziewała się już wybuchu furii i złości, bo było to dla niego typowe. 

– Dupek – mruknął pod nosem i ruszył przed siebie do gabinetu agentki. 

Zastał dwójkę rozmawiającą ze sobą. Red siedziała za swoim biurkiem i trzymała w palcach ołówek. Jack się kręcił po pokoju, relacjonując to co miał do powiedzenia, choć tak naprawdę jego wzrok padał na dekolt w bluzce brunetki. Obydwoje odwrócili swoje głowy w kierunku drzwi, gdy zjawił się w nich Clifford. Naprawdę nie był zadowolony z tego, że ktoś przywłaszczył sobie jego pierwszeństwo do informacji ze tego półświatka, nad którym starali się zapanować, ale postanowił udać, że go to nie ruszyło. Nie zamierzał dawać tej całej Davenport żadnej satysfakcji. Żadnej.  

Okazało się, że postąpił bardzo słusznie, zachowując wybuch porównywalny do erupcji wulkanu, bo Jack widział ostatnio pewnego osobnika, który nie był w żaden sposób powiązany z narkotykami czy gangami i nie pojawił się w dzielnicach okrytych sławą, aby zacząć swoją przygodę z amfetaminą czy inną pochodną aminy. Wyglądał podejrzanie, co za tym szło, nie wzbudzał zaufania i Jack od razu go zauważył. Michaelowi z kolei nie umknęło to, że Red to wszystko skrupulatnie zanotowała. Uznał, że musiała być pewnego rodzaju perfekcjonistką, bo to nie należało do normalnych zachowań. Oczywiście według niego, ale tak naprawdę standardy normalności Michaela znacznie różniły się od standardów przeciętnego mieszkańca Seattle. 

- Dziękuję, Jack - powiedziała brunetka na końcu i posłała mężczyźnie uśmiech. - Sprawdzimy to - dodała, wstając. Informator podszedł do niej i uśmiechnął się do niej. - Michael cię odprowadzi, a ja to wszystko przeanalizuje, a gdy będę miała jakieś pytania to do ciebie zadzwonię - dodała, chcąc go w ten sposób zbyć, bo wyczuła, że miał jakieś głębsze intencje, a wolała się w nic nie angażować. Liczyła się tylko praca i rozwiązanie sprawy, aby potem móc w spokoju wracać do Waszyngtonu. 

━━━━━ 🃏 ━━━━━

w końcu coś dodaje, to chyba jakieś święto

deadly cards • cliffordWhere stories live. Discover now