tylko spokój || 30

364 30 93
                                    

– Możecie mi do jasnej cholery wytłumaczyć, co wy tutaj robicie?!

Tak, Washington nie dość, że był naprawdę zaskoczony, to mieszało się to dodatkowo z tym, że był też zły na Thomasa pieprzonego Jeffersona.
Musiał się rozluźnić, ale nie miał jak, bo jedyne, co chodziło mu po głowie, to widok swojego jedynego, ukochanego syna w "takiej" pozycji z kimś, kogo teraz żałował, że w ogóle zatrudnił we własnym biurze.
Tak napastować jego dziecko?
Już nie chodziło o to, że oboje są facetami. George był naprawdę tolerancyjnym człowiekiem i nie obchodziło go to, kto z kim jest i czy aby na pewno jest to zgodne z religią chrześcijańską. Zależało mu po prostu na tym, aby wszyscy byli ze sobą szczęśliwi, jednak nie potrafił sobie wyobrazić, że Hamilton całował się z Jeffersonem i to... w taki sposób.

– Ja robię Hamil- – zaczął Thomas, jednak nie było dane mu skończyć, ponieważ przerwało mu mordercze spojrzenie Alexadra, który zaraz po tym, jak uwolnił się z jego objęć, podarował mu mimo wszystko delikatnego kuksańca zmieszanego z nadal trwającym, morderczym spojrzeniem. – Ał, no co? – syknął cicho.

– Ty się lepiej już nie odzywaj, wystarczająco "zrobiłeś"... – wymamrotał z niezadowoleniem niższy, czując, jak stopniowo pozbywa się czerwonego kolorku z twarzy, ale od razu, kiedy spotkał się z oczami swojego "ojca", od razu jego policzki pokryły się spowrotem czerwonym i naprawdę widocznym rumieńcem.

Skrępowanie wywarło chyba nowy poziom na Alexandrze, bo szczerze mówiąc już dawno nie był tak zmieszany, jak i zarówno zawstydzony. W końcu pocałunek, jaki trwał w momencie, kiedy do pomieszczenia wszedł George, był naprawdę... intymną wersją tego, co okazują sobie na co dzień od jakichś dwóch dni. Poza tym, skąd mięli wiedzieć, że ktoś wejdzie do pomieszczenia, skoro byli tak zajęci sobą, że nawet nie słyszeli pukania, którego sprawcą był Washington.
Zresztą, wszyscy w tym przypadku wydawali się równie zażenowani, co skrępowani i zawstydzeni. Dodatkowo, George był jeszcze lekko wściekły na Thomasa, co okazywał przy każdym, możliwym spojrzeniu, przez które Jefferson czuł się coraz to bardziej winny, przez coś, co nie było zbytnio jego winą.
Niby są już dorośli (chociaż chyba nadal tak samo dziecinni jak zwykle), ale nadal mając świadomość, że Washington robi w pewnym sensie za tatę Alexa, najwyższy z tej trójki czuł się wyjątkowo źle ze sobą.

– Przepraszam, ale. – tu George rozmasował skronie, zmarszczył gęste brwi i wzrok skierował na swojego syna. – Jesteście razem? Jak to...? Od kiedy? – spytał z niedowierzaniem i po części sporym wyrzutem, że w ogóle o tym nie został poinformowany.

– J-Ja... chciałem ci powiedzieć, naprawdę, ale bałem się, że tego nie zaakceptujesz... – odpowiedział cicho, drapiąc się po karku z widoczną skruchą w oczach. Był zdenerwowany z tego powodu, przy czym nawet nie był w stanie spojrzeć się w oczy Washingtona bez przepraszającej iskierki.

Natomiast jego tata, co zauważcie, napisałam bez cudzysłowia, odetchnął jedynie, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, kończąc na słowach "Typowy Hamilton". Ostatecznie, jako "typowy Washington" otworzył w jego stronę ramiona, uśmiechając się zachęcająco, chcąc zaproponować mu uścisk na pseudo pogodzenie się, co jednak nie było wcale potrzebne, bo przecież nawet się nie pokłócili.
Alexander popatrzał się na niego z osłupieniem, ale po chwili można było wręcz usłyszeć, jak kamień spada mu z serca, podczas tego, jak podszedł na palcach do Georga, aby schować twarz w jego koszulce, kładąc dłonie na jego pleckach.

– Synu, oboje wiemy, że jeżeli ktoś jako pierwszy miałby zaakceptować ten związek, to na pewno byłbym to ja. – powiedział najstarszy z tymczasowego towarzystwa, oplatając drobną posturę Alexandra swoimi ramionami, całując czubek jego głowy.

– Dziękuję, tato.

I to zaskoczyło Washingtona, tak samo jak i Thomasa. Pierwszy raz Alex był w stanie powiedzieć, że zgadza się z tym wszystkim, co Washington mówił wcześniej, z czym Alexander diametralnie się nie zgadzał. Zwyczajnie swoimi słowami przyznał mu w pewnym sensie rację, z czego zrobił to tak otwarcie i bezpośrednio, że i Tom i George byli naprawdę zaskoczeni może nie nagłą, ale zawsze mimo wszystko jakąś otwartością Alexandra.
Washington poczuł nagle przyjemne ciepło, a jego wyraz twarzy stał się momentalnie całkiem rozczulony postawą swojego syna, wzdychając z rozmarzeniem. Po tylu latach znajomości, słyszy to pieprzone "tato", na które czekał zdecydowanie za długo.
To niesamowite, że ktoś tak wysoko postawiony zajął się zagubioną sierotą w dla niej nowym, wielkim mieście, otwierając dla niej całkiem nowy, niespotykany wcześniej świat miłości nie tylko tej namiętnej, ale też tej, której każdy z nas powinien doświadczyć. Rodzinnej. Tego znajomego ciepła, uścisków na pocieszenie, wsparcia w trudnych chwilach. I pomimo, że Hamilton przyznał to dopiero teraz, doświadczył tego wcześniej dzięki Washingtonowi, bo prawda jest taka, że Alex stał się jego synem od samego początku ich znajomości.

– Może lepiej ja- – odezwał się Thomas, wyrywając się z osłupienia. Chciał wyjść i ich zwyczaje zostawić, ponieważ zwyczajnie nie chciał im przeszkadzać swoją obecnością i stać jak kołek w jednym miejscu. Mimo wszystko przerwał mu George, który na chwilę odsunął się nieznacznie od Alexandra, aby podejść do Jeffersona z miłym, łagodnym i przede wszystkim spokojnym uśmiechem, kładąc dłoń na jego ramieniu.

– Mam nadzieję, że będziesz o niego dbać, Thomas. – powiedział spokojnie Washington, zapraszając wyższego również do uścisku, który Thomas odwzajemnił, mimo wszystko nie tak samo czule i emocjonalnie co Alexander, ale zaraz się wzdrygnął, słysząc słowa, które George wypowiedział szeptem, dlatego, aby tylko Tom mógł je usłyszeć. – A spróbuj tylko go zranić, to nie będziesz miał już takiego miłego szefa. – mruknął obojętnie, klepiąc go po pleckach na rozluźnienie.
Ma nadzieję, że nie był za surowy i też, że Thomas jasno zrozumiał jego słowa.

Zaraz po tym się odsunął, uśmiechając się miło do Alexa, co też odwzajemnił.
Tak minął im dzień.












• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

wowowo, to już trzydziesty rozdział

okej. wszyscy wiemy jaka jest sytuacja, dlatego chciałabym powiedzieć, że dzisiaj miałam naprawdę ciężki dzień i mam nadzieję, że zrozumiecie, dlaczego rozdziały nie wchodzą za często. odpowiedź jest jedna: nauczanie domowie ssie i bez względu, jak bardzo nienawidzę swojej szkoły swoim mięciutkim serduszkiem, ja chcę wrócić do tego auschwitz, bez możliwości rzucenia się na druty pod napięciem.

poza tym, chciałam się spytać, czy to, że książka jest naprawdę soft i milutka wam odpowiada, bo osobiście nie jestem w stanie zrobić czegoś, co złamie wam jak i mi serduszko.
mam nadzieję, że rozumiecie.

pozdrawiam
zajebcie mnie.
xyz.

fight me || jamiltonWhere stories live. Discover now