klamka || 9

426 42 27
                                    

Już prawie całkowicie odpłynął w krainę snów, gdyby nie stanowcze, ale mimo wszystko łagodne chrząknięcie ze strony Washingtona. Alex natychmiastowo podniósł się do siadu, z krótkim, jednak zdecydowanie nie rozbudzonym "Ja nie śpię!", na które George był wręcz zmuszony przewrócić oczami.

– Rozumiem, że zasypianie podczas tego, kiedy cię pouczam, jest u ciebie normalne, ale mógłbyś chociaż udać czasem skruchę, synu. – ciemnoskóry mężczyzna rozmasował skronie w oddaniu irytacji, patrząc na Hamiltona wymownym wzrokiem.

Natomiast Alexander, typowo dla samego siebie, zaczął pokazywać swoje oburzenie – spowodowane słowami swojego szefa – mimiką twarzy, ruchem dłoni i zmarszczenia brwi. Typowo dla siebie, jednak kiedy otworzył usta w celu wypowiedzenia czegokolwiek logicznego i najprawdopodobniej zaprzeczeniu temu niesamowicie oburzającemu osądzeniu, z jego gardła wydobyła się jedynie głucha cisza.
Nabrał niezdecydowanie powietrza do płuc z wielką niepewnością na sercu, po czym w podobny sposób je wypuścil, spuszczając wzrok ze skruchą, o której wspominał wcześniej Washington.
Najzabawniejszym jest jednak to, że Alex nie czuł się jak pracownik, który dostał właśnie przysłowiowy opieprz od własnego pracodawcy, ale jak dziecko, wyjątkowo nieposłuszne, które nadużywa zaufania rodziców. Tak też w sumie wyglądał, nieznacznie czerwieniąc się ze wstydu, spuszczając wzrok, niby chcąc coś powiedzieć, ale jednak zbyt bojąc się konsekfencji nieporadnie i nieostrożnie dobranych słów. Poza tym, było mu nieprzyjemnie głupio za samego siebie i czuł, że zawiódł Georga po całej lini, pomimo tego, że nie zrobił nic... Bardzo złego.

A George go nie opieprzył, a jedynie pouczył, w ostateczności "pogroził palcem".

– Przepraszam, Sir... – wydukał, o zgrozo, podnosząc wzrok na Georga, który z mimiki twarzy (a pamiętajmy, że był to typ człowieka, z którego twarzy można wyczytać wszystko jak z książki) wydawał się żałować tego, w jaki sposób potraktował Hamiltona. A nie potraktował go źle, mimo wszystko. Chyba oboje wydawali się zapomnieć o konkretnym sensie tej niezręcznej ciszy.

George tylko rozejrzał się niepewnie po pomieszczeniu z smutnym grymasem na twarzy, jakgdyby chciał poszukać wzrokiem czegoś innego niż oczy Alexandra, zmywając tym samym z siebie poczucie winy, które tak naprawdę nie powinno mieć miejsca. To nie tak, że zmiękł... Wcale.
Po chwili jednak odetchnął ciężko wstając od krzesła, przy czym stanął na środku swojego biura, rozkładakąc ramiona, zapraszając Hamiltona do uścisku z delikatnym uśmiechem na ustach.
Z dezorientacją w oczach niższy, siedząc nadal na krześle, popatrzał na Washingtona z niezrozumieniem. Ale wstał i nie dał się prosić za długo, ani czekać na to, aż te ramiona opadną wzdłuż ciała ze zrezygnowaniem, tylko przytulił Georga, cicho wzdychając. To zdecydowanie nie było normalne wobec tego, jak się traktują, a jak traktują innych.
Ale to nic.

– Pogódź się z Thomasem, synu. To nie jest zły chłopak, zwyczajnie potrzeba mu kogoś, kto w niego uwierzy... – powiedział stosunkowo cicho Washington, ale widząc, a wręcz mentalnie czując jak Hamilton przewraca oczami, odetchnął z rezygnacją. – Nie wiem, czemu nie możecie się dogadać. – wyższy z mężczyzn wypuścił niższego z uścisku.

Alex otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak przerwał mu wyraźny i nieco bardziej głośny niż by się spodziewał dźwięk otwierania drzwi, na który i on, i jego szef odwrócili głowę w tę samą stronę z pytającym spojrzeniem.
Karaib dobrze wiedział, jak George nie lubi, kiedy ktoś rozbija jego rozmowę niemal w samym środku, oraz jak bardzo się irytuje, kiedy powód przeszkadzania to zwyczajna, mało ważna błahostka. Zazwyczaj Hamilton ma z tego ubaw, bo za każdym razem tata tak przezabawnie marszczy nos. Wygląda, jakgdyby poważnie rozważał nad wybuchem gniewem, a udawaniem spokojnego, ostatecznie wylewając swoją irytację cienkim ripostami i falą sarkazmu w najbliższych rozmowach właśnie z tą osobą, która była winna przerwaniu.
Ale nie robił tego jakoś bardzo źle, ani chamsko. Jedynie z lekkim wyrzutem.

Zaraz, chwila. Czy on go nazwał tatą–

– Oh, Thomas, dobrze, że jesteś. Właśnie mam dla was obu sprawę. – odezwał się George, idąc do dużego, masywnego regału stojącego po lewej Hamiltona, a prawej Jeffersona. W porównaniu do wszystkich regałów, jakie posiada Alex, ten Washingtona był przepełniony teczkami, papierami i różnymi plikami, które warto było zachować i zapamiętać. Rozprawy, ich wyniki, listy i rozprawki. Thomas, który zamknął za sobą drzwi, rozejrzał się niepewnie po pomieszczeniu, aby wzrok zatrzymać wkrótce na prawdopodobnie najniższej osobie w tym pieprzonym biurze. – Przydzieliłem wam razem jedną rozprawę, ale to jedna z cięższych... No, międzyinnymi dlatego ją wam przydzieliłem. – podał teczkę Thomasowi – Jesteście jednymi z najlepszych, a poza tym przyda wam się lekcja współpracy.

Dokładnie w tym momencie Alexowi wydawało się, jak ktoś celuje mu wyjątkowo starym rewolwerem w skroń, z czego ani on, ani osoba go trzymająca nie ma pewności czy aby na pewno wystrzeli. Towarzyszyło mu przy tym wszystkim irytujące i nieustępliwe piszczenie w uszach, jakgdyby głowa rzeczywiście miała mu lada chwila wybuchnąć.
Pomrugał, dochodząc szybko do siebie, dostrzegając, że Thomas również złapał errora. Tyle, że Thomas chyba gorzej na niego zareagował, bo kiedy już uświadomił sobie sens słów Washingtona, otworzył szeroko oczy, zaczynając rzucać chaotycznie argumentami, dlaczego jest to absolutnie nie dobry pomysł.
Alex chętnie by pomógł mu w argumentacji gdyby nie to, że jego zdaniem te "przekonujące słowa" bardzo pogrążały ich obu, tym bardziej, że Washington nie wyglądał na zaspecjalnie przekonanego.

Cóż, klamka zapadła.






• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

Nice, udało mi się stworzyć coś tak nudnego, że samej mi się nie chcę czytać

fight me || jamiltonWhere stories live. Discover now