uciszanie || 13

389 33 17
                                    

– Ale jak to, że ci się podoba? – spytał z desperacją James na drugi dzień od ich spotkania. Nadal nie dowierzał, a im więcej pytań zadawał, tym bardziej Tom wydawał się żałować bycia szczerym. Pomimo tego, że byli w biurze, ich temat do rozmów się nie kończył, bo nawet jeżeli starszy zbywał dopytywania Jamesa, to tak czy inaczej był coraz to bardziej szczery, a sam nawet wkręcał się w opowiadanie o swoich uczuciach.

– Ciszej! Ktoś może usłyszeć. – polecił ostro Thomas, grożąc mu palcem w międzyczasie. Ostatecznie ten palec przyłożył sobie do ust, aby pokazać Jamesowi, że ma się nie odzywać. Niepotrzebnie, ale już to umówiliśmy - Jefferson był dziecinny. – Co mam ci powiedzieć? Podoba mi się i tyle. Nie wiem dlaczego. – mówił szeptem pełnym oburzenia i degustacji na takie pytanie ze strony Madisona.

Byli w odrębnym pomieszczeniu, konkretniej w biurze Jamesa, ale Thomas i tak nie czuł się wystarczająco pewnie. Nie czuł się pewnie nawet z tym, czy powinien to mówić swojemu najlepszemu przyjacielowi, a co dopiero mówić o tym samym, w tym samym biurze, w którym przebywa Alexander razem z jego szefem, który ma go za syna czy jaki chuj.

– A ja dobrze wiem, że ty wiesz dlaczego. Jak już zacząłeś temat to go skończ łaskawie. – wydukał nadal z wielkim osłupieniem, ale i cyniczną nutą. Pomimo, że dowiedział się o tym jakieś dwa dni temu, to nadal nie potrafił w to uwierzyć. W końcu nikt mu tego nie wytłumaczy. Jefferson i Hamilton?  To znaczy, Alex podoba się Thomasowi? Przecież to absurd. Ich kłótnie nie miały swojego końca, chyba, że ktoś je przerywał, non stop mieli do siebie problem, a to wszystko prowadziło do i tak teraz nie tak częstych - rękoczynów. Czyli zauroczenie Thomasa było ich powodem? To już podwójny absurd. – Poza tym, jakim cudem mi powiedz się to stało?

– James, kurde, przystopuj. Co mam ci powiedzieć? Że go lubię? Że podoba mi się nie tylko to, jak wygląda, ale i jaki ma charakter? – spytał z ironią, ale nadal szeptem, zbyt bojąc się o ten temat. – Zwyczajnie... Wydaje mi się, że... On ma w sobie coś dziwnego.

– Hamilton? Mówimy o tym samym człowieku? – James pomrugał z osłupieniem, ale widząc minę Thomasa podniósł ręce w geście obronnym.

A więc dalej ich rozmowa płynęła własnym nurtem, nawet, kiedy wyszli z biura na kawę. James zadawał dużo pytań (według Thomasa zdecydowanie za dużo), a Thomas im więcej odpowiadał, tym większą miał świadomość, że popada w paranoje, co jest winą jego przyjaciela.
Był świadomy tego, że takie głupie, bezpodstawne i przede wszystkim nagłe zauroczenie jest czymś nieodpowiedzialnym. Czymś, co wbrew pozorom kiedyś musiało wystąpić, ale... będąc szczerym, Thomas nie spodziewał się, że jak już to wszystko pieprznie, to będzie to takie niespodziewane i nagłe. Pierwsze stwierdzenie o Hamiltonie, że niektóre jego przyzwyczajenia i cechy są urokliwe, było wstępnym wprowadzeniem do świata "nie, on cały jest taki". Dalej było tylko gorzej, bo im więcej mu się przypatrywał podczas rozpraw, czy chociażby podczas konfrontacji, tym dostrzegał więcej drobnych cech, które czyniły Alexandra wyjątkowym.
Nie wiedział jeszcze tylko, czy to wszystko akurat tak powinno działać. W końcu to nie jego pierwsze zauroczenie, ale pierwsze, jeżeli chodzi o homoseksualną naturę (o której - warto dodać - wiedział tylko James). Sprawa była o tyle ciężka, że oni tak jakby siebie nie lubili. "Tak jakby"? No dobra, Alexander miał własne, wykreowane zdanie na temat tej Wirgińskiej mędy, która nie wiedziała, jak zabrać się do flirtowania. Tyle, że... Thomas nie wiedział jak zmienić to zdanie. Przestał go zaczepiać, czy też reagować na zaczepki, tak jak robił to kiedy nie uświadomił sobie jeszcze zainteresowania daną osobą. Przestał też wszczynać kłótnie, czy go tak bardzo irytować, jak robił to wcześniej. Takie oto wszczął postępowania.

Natomiast nieświadomy tego wszystkiego Hamilton szedł jak gdyby nigdy nic po biurze. Gwizdał i uśmiechał się jak głupi, bo był po rozmowie z Washingtonem, a ta przeszła na całkiem zabawne tory i międzyinnymi dlatego idąc przez korytarz ze swojego biura w stronę wyjścia, przez swoją (całkiem pozytywną mimo wszystko) nieuwagę, uderzył twarzą w klatkę piersiową wyższego od siebie mężczyzny, czyli zwyczajnie na niego wpadł. Zamknął przy tym całkiem mocno oczy, głównie ze względu na szok.
Nie patrzał przed siebie, a na okno i to dlatego wpadł na kogoś podczas drogi powrotnej, bo szedł jak wiadomo do domu.

– Uważaj jak chodzisz. – mruknął cicho Wirgińczyk, zaczesując zgrabnie swoje włosy do tyłu. Patrzał na Hamiltona z góry, bo innego wyjścia chłop nie miał, ale nadal niższego to niebywale irytowało. – ...dziwnie wyglądasz.

– Uśmiecham się. – mruknął, na chwilę opuszczając kąciki swoich ust, ale te od razu, jakby automatycznie zaczęły się podnosić. Potrząsnął energicznie głową, nie chcąc wyjść na idiotę. W końcu zazwyczaj wychodził ma tego poważnego i ukrywał swoją prawdziwą naturę, w której uwielbiał zawsze nawywijać, pośmiać się z kogoś albo i z siebie. Praca to coś innego niż dom, chociaż w domu był tak samo zaczepny jak w pracy, bo tego zwyczajnie nie dało się nigdy ukryć.

Thomas sam nieznacznie się uśmiechnął, widząc ten urokliwy i blady uśmiech na ustach Alexandra. Tych uroczych ustach, które chciałby mieć do dyspozycji "na już", ale dobrze wiedział, że są czymś niedostępnym.

Chwilowo niedostępnym.







• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

Dzisiaj niewiele krótszy od wcześniejszego i zajęło mi to długo bo jeszcze mam małe problemy ze swoją "wattpadową przeszłością" xD

Byłam w innym fandomie i ludzie się prują bo nie dokończyłam książki i jestem w chuj okropna y'know

fight me || jamiltonWhere stories live. Discover now