22

4.1K 155 10
                                    

Za nim przejdziesz do rozdziału zapraszam do polubienia strony na Facebooku i dołącz do grupy na fb!!!

Scott
- Oddawaj je do cholery. - Warczy moja żona. Od nocy poślubnej minęło już dwa dni, a ona wciąż upiera się, bym oddał jej te przejęte tabletki. Mimo, że i tak za późno na działanie i ona wie to samo.
- Ile mam ci mówić, że ich nie mam?
- To idź i kup. - Ona chyba bredzi.
- Nie ma mowy. - Odzywam się nawet na nią nie patrząc, bo przeglądam papiery.
- To będzie nie ma mowy jak przyjdziesz i zechcesz się bzykać. - wychodzi.
- Wytrzymałem kilka miesięcy, to wytrzymam kolejne! - krzyczę za nią i wracam do papierów. Nigdy nie pozwolę by po każdym sexie brała te tabletki. Wiem, że one gówno dają, ale nie mogę ryzykować z tym, że akurat zadziałają. Ona urodzi mi dzieci czy tego chcę czy nie, jak wcześniej wspominałem zamierzam mieć dużą rodzinę, więc dobrze by było gdybym zaczął już ją tworzyć. Im szybciej tym lepiej. Pukanie rozniosło się po pomieszczeniu.
- Wejść.
- Witaj synu.
- Cześć ojcze.
- Co robisz?
- Siedzę nad papierami, ale powoli kończę.
- Twoja żona zaprosiła nas na obiad. W końcu możemy spotkać się całą rodziną. Przyszło całe twoje rodzeństwo z partnerami i dziećmi. To wszystko wygląda jka pierdolony zjadz rodzinny. Wszystkiego i wszystkich pełno do okoła.
- Dobrze, że dom jest duży. - Wzdycham.
- To prawda, a teraz to zostaw i chodź do wszystkich. Pokłóciłeś się z Celeste?
- Tak jakby. - Westchnąłem i oparłem się o krzesło.
- Czyli?
- Od kilku dni cały czas męczy mnie bym oddał jej tabletki po.
- Chyba nie zamierzasz jej tego dać?
- Zwariowałeś? - warczę. - Już i tak ich nie ma. Wyrzuciłem je.
- Zuch chłopak, a tera, chodź. - Wychodzimy i idziemy do salonu.
- Gdzie jest Celeste?
- W kuchni. -  Idę do kuchni, a tyłem do mnie stoi moja żona. Podchodzę i obejmuję ją w pasie. - Hej, co robisz? - szepcze do jej ucha.
- Nic takiego. Możesz mnie zostawić? - Warczy i odpycha moje dłonie, zrzucając je z siebie.
- O co ci chodzi? Dalej się gniewasz?
- A jak myślisz? Jeśli będę w ciąży to przysięgam, że do końca swojego życia nie zamoczysz.
- Zobaczymy kto pierwszy będzie chciał bym się w tobie zanużył.

Celeste
- zobaczymy, jeszcze mnie przeprosisz. - szepczę, kiedy opuszcza kuchnie. Wyciągam z kieszeni torebeczkę i posypuję danie Scotta. Stawiam go na miejscu, gdzie siedzi zazwyczaj. Żeby nie było podejrzane, stawiam też resztę na stół sprzątając dowody przestępstwa. Wrzucam puste opakowanie do kosza, pilnując by było na samym dni, pod stertą wszystkiego.
Gdy usiedliśmy do obiadu chciało mi się śmiać, kiedy niczego nie świadomy Scott zjadł swój obiad z porcją zemsty. Z uśmiechem pochłaniałam swoje ziemniaki i jako jedyna siedziałam cicho. Wiem, że jak bym się odezwała mój głos, by zdradził, co kombinuję, a tak jestem bezpieczna do dopóki mężczyzna sam nie zauważy, albo raczej poczuje. Kiedy rodzeństwo chciało odejść od stołu Scott przekonał ich do pozostania przy stole. Nawet byłam pewna o co chodzi i czemu nie chce odejść. Widziałam cień złości, kości policzkowe były napięte jak struna. Z jednej strony podnieca mnie myśl, że mój mąż pod stołem ma wzwód wielkości wieży Eiffla. Dobrze, że pozbyłam się tej wiary, więc nie ma dowodów. Nie ma dowodów, nie ma winnych. Wszyscy widzieli, że Scott jest wkurzony, ale nikt tego nie mówił, ani nie pytał. Ariana i Gina,  zapytały mnie, to powiedziałam im prawdę. Razem ze mną miały ubaw. Poznałam nawet Stepa i słynną Paulę, która była tematem tabu, dowiedziałam się nawet czemu. Przyjechali specjalnie na nasz ślub. Jutro wracają. Wyglądają na zakochany. Do tego ta rodzina jest taka liczba. Państwo Lawrence nie mogą narzekać na brak wnuków. Wszystkie kochają tak samo. Na wszystkie swoje dzieci i wnuki patrzą z taką czułością. Chciałbym mieć taką rodzinę, ale nie teraz. Pół roku temu poroniłam i nie chcę mieć kolejnego dziecka. Na razie nie. Boję się, że kolejnego nie donoszę i też je stracę. To dla mnie za dużo. Wciąż mam ten wypadek przed oczami, to jak dużo krwi wtedy było.
- Przepraszam. - mówię z łzami w oczach i odchodzę od stołu. Wychodząc z kuchni łzy spływały strumieniami. Chciałabym patrzeć jak moje maleństwo się śmieje albo płacze byle co, ale było ze mną. Było moim oczkiem w głowie, ale nie zdążyłam jej lub jego poznać. To smutne, ludzie szybko odchodzą, a niektórych nawet nie zdążymy poznać.
- Co się stało? - do pokoju wchodzi Scott. On jeszcze nie wie, o tym, że byłam w ciąży. Bałam się mu to powiedzieć. Podchodzi do łóżka i siada obok. Przecieram szybko twarz.
- Nic, a czemu nie siedzisz z nimi?
- Już poszli, a teraz mów jak na spowiedzi. Co się stało?
- Po prostu, te wszystkie dzieci i to jak twoi rodzice patrzyli na was i wnuki z czułością. Pół roku temu byłam w ciąży, ale poroniłam. Teraz było by ze mną. - patrzę się na mężczyznę, który milczy. Boję się tego co mogę ujrzeć, ale robi coś czego się nie spodziewałam. Przytula mnie. Nie próbuje pocieszać na siłę, tylko przytula szeptając czule słówka. Czułam się bezpiecznie i na właściwym miejscu. Miałam wyrzuty sumienia, że ostatnio nie powiedziałam mu, że go kocham. Jest cudownym facetem, a ostatnio jak to mówił myślałam, że tak tylko mówi by mnie przelecieć. Teraz wiem, że jeśli tak by było przychodził by, tylko na sex.
- Kocham Cię. - patrzę w oczy mężczyzny, w jego oczach tańczyły ogniki. Napadł na moje usta. Był to pocałunek przesiąknięty czułością ale i namiętnością. Nie był szybki, był wolny.
- Też cię kocham, a teraz porozmawiajmy o tym co zrobiłaś. - Zmienia temat. Chyba wiem, o co chodzi. Jak zagram głupią może mi się upiecze.
- Ale co? - Marszczę brwi.
- Nie udawaj. Mieszałaś przy moim obiedzie. Przez ciebie nie mogłem odejść od stołu, bo w spodniach mam wzwód wielkości wieży Eiffla. Musisz się nim zająć.
- Ale ja z tym nie mam nic wspólnego.
- Zajmij się nim teraz.
- Nie, przecież mówiłeś, że wytrzymałeś kilka miesięcy, to wytrzymasz kolejne.
- Ale dosypałaś coś, co jest odpowiedzialne za mojego stojącego kutasa. To było nie fer. Mów co dosypałaś.
- Nic.
- Mów prawdę, albo...
- Albo co zabijesz mnie? - Przerywam że śmiechem.
- Nie, ale zamierzam za łaskotać cię na śmierć! - krzyknął śmiejąc się i rzucił się na mnie, łaskocząc mnie po bokach. Śmiałam się i wierzgałam, ale to i tak nie pomogło. Próbowałam kopać, ale to też na nic się zdało. W końcu zaczęło brakować mi tchu, więc przestał mnie torturować.
- Ty ty podły brutalu. - Mówię poważnie, zaczął się śmiać.
- Brutalu? - Znów wybuchł śmiechem.
- Tak Brutalu. - potwierdzam i dołączam do niego.
- Teraz proszę zająć się moim kutasem. - Patrzę na niego i biorę się za rozpinanie jego spodni.

Mafia Boss Tom lV •ZAKOŃCZONE•Where stories live. Discover now