7.Magiczny taniec

761 35 1
                                    

-Tego co mnie obudził dobijając się do moich drzwi spotka marny los, obiecuję.-krzyknełam w poduszkę.

   Spałam w najlepsze. To moje wygodne łóżko samo prosiło się żeby zostać w nim cały dzień i odpocząć od tych wszystkich magów, czarów i chłopaku... nie, nie o nim. Wracając. Otworzyłam drzwi a przedemną stał roześmiany Alex.

-Ty jeszcze spałaś? Przecież od dzisiaj zaczynamy.-zapytal uśmiechając się i wszedł do środka.

-Co takiego?

- Pierwszy dzień treningu mówi ci coś?-usadził się wygodnie w MOIM łóżku

-Jakiego treningu?

-Magii żywiołów na pierwszy strzał idzie woda. Potrenujesz ze mną panowanie nad nią. Potem ma przyjść Nathan do ognia a Alice też ma ci coś pokazać z magii natury.

-No dobra, a jak nie dam rady? To bardzo dużo jak na zwykłego człowieka.

-Nie jesteś zwykłym człowiekiem. Ale serio podziwiam cię że jakoś gładko to zniosłaś, żadnego krzyczenia i tak dalej. Po prostu niesamowite.

-No dobrze. Jeżeli tak to pójdę się przebrać bo w piżamie nie pójdę.
Ubrałam się w sportowe ciuchy i ruszyłam wraz z Alexem na salę.

-A i Alex wcale łatwo tego nie przyjełam, ale staram się przystosować

-I dokładnie za to cię szanuję nie walczysz z czymś czego nie znasz.

       W ten sposób zakończyliśmy naszą miła konwersacje. Miał rację nie walczę bo nawet niewiem z czym a po za tym mam wrażenie jakby tak naprawdę to był świat z którego pochodzę. Mogę tu być w pewnym sensie wolna nikt nie wyśmiewa moich oczu ani magii. Jestem po prostu akceptowana.
      

         Alex najpierw objaśniał mi że magia wody głównie polega na przypływach i odpływach. Potem pokazał jak wykorzystywać małą jej ilość a potem coraz więcej. Następnie powalczyliśmy. Szło ma nawet bardzo dobrze, jakby woda czytała mi w myślach. Po którymś ataku Alex nie zdążył odskoczyć i został nokautowany.
  
         Po wielu zapewnieniach mnie że nic mu nie jest przyszedł Nathan. Nauczył mnie wywoływać ogień a potem nim władać. Przy okazji lekcji mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Miał brązowe włosy i czerwone oczy. Lekko opaloną skórę i bardzo umięśniony tors. Po lekcji podstaw zaczęliśmy potyczkę. Jednak to bardziej przypominało taniec. On krok w przód a ja do tyłu lub odwrotnie. Kiedy ja atakowałam jego prawą stronę on unikał ciosu i kontratakował z lewej i tak w kołko.

-Dobrze a teraz się postaraj

-Przecież się staram

-Cały czas? Myślałem że się rozgrzewasz.

-To przestań myśleć

-Okej spokojnie heh wiem że dasz radę jeszcze trochę.

-Ale ty wiesz że to nie porodówka(?)

-Wiem ale szkoła rodzenia mi sie przypomniała-no debil

    Drażniliśmy się tak prawie cały trening ćwicząc. Naszą "magiczną" chwilę przerwał mój brak sił. Rzucane przezemnie płomienie były mniejsze i wolniejsze. Nath stwierdził że powinniśmy zrobić przerwę na dzisiaj. Powiedział że mam słabą kondycję i z czasem z treningami będzie ona lepsza. Wyszliśmy z sali a kiedy doszliśmy do mojej "komnaty" pożegnał mnie całusem w policzek i znikł za zakrętem.

    Muszę przyznać, odczułam konsternację. To było takie... fajne? Miłe? W każdym bądź razie przyjemne.

    Weszłam do pokoju i chwilę odpoczęłam. Potem przyszła po mnie Alice i zamiast treningów dla odmiany poszłyśmy do szklarni. Uczyła mnie nazw ziół i ich zastosowania oraz robienia lekarstw. Świetnie się bawiłyśmy. Z Alice czułam się wyjątkowo, lubiana, a moja przyjaźń była odwzajemniana. Amanda ciągle mnie wykorzystywała, drwiła a na końcu zdradziła. Jak bardzo musiałam być ślepa żeby nie zauważyć jak mnie traktuje. Jednak tutaj mam naprawdę przyjaciół Alice, Alexa no i można powiedzieć że Nathana.

     Kiedy nadszedł zmrok rozdzieliłyśmy się i poszły do swoich pokoi. Jutro czekał mnie kolejny dzień treningu a mianowicie natury i powietrza. Podobno sam dowódca pan Edward będzie mnie uczył panowania nad wiatrem, gdyż to jego żywioł. Nic dziwnego że kiedy się złościł czuć było wiatr i mocne powiewy.

        Przemierzając długie korytarze rozmyślałam nad moimi umiejętnościami i pewnym brunetem. Na początku nie był do mnie pozytywnie zastawiony, ale okazał się naprawdę miły. W czasie gdy byłam już prawie w swoim domku zauważyłam czarną postać.
Usłyszała mnie chyba i odwróciła się. Okazało się że to był ten sam mężczyzna który zaatakował w ogrodzie Alice.

     Gdy mnie zauważył jednym susem znalazł się obok. I nawet nadając szansy na obronę obezwładnił mnie. Przycisnął mnie do ziemi a do twarzy przyłożył szmatkę o okropnym zapachu. Po dłuższej chwili powieki mnie przestały słuchać i ciężkie opadły. A ja zasnęłam.

--‐--------------
Hej hej jak narazie wam się podoba książka z rozdział na rozdział nabierzę tępa ale chcielibyście może perspektywę innych postaci? Np. Nathana?

Nadzieja w MrokuWhere stories live. Discover now