Rozdział 40.

836 77 13
                                    

- Na prawdę nie zamierzasz ze mną rozmawiać? - jej cichy, uwodzicielski głos po raz kolejny tej nocy napływał do mnie falami. Snute przez nią leniwie opowieści przypominały mi powolne ruchy oceanu. Z każdym moim wdechem jej głos i historia nieznacznie się do mnie przybliżały. Ich barwa i sens przez chwilę zdawały się niemalże mieć dla mnie znaczenie. Z każdym oddechem wracałem skąd to wszystko się zaczęło. Do źródła. Do wnętrza, do małego, cichego głosiku, który nakazywał mi po raz kolejny zachować spokój. Przybranie na twarz maski obojętności. Wykrzywienia warg w szelmowskim uśmiechu. Nienawidziłem tego. Najbardziej jednak nienawidziłem faktu, że po raz kolejny mój las zataczał kręgi. - Pierre? - poczułem delikatny ruch powietrza przed swoją twarzą, zanim mnie dotknęła. Miałem ułamek sekundy na to, by się na to przygotować. Udać głębokie zamyślenie. Może nawet obojętność. Po raz kolejny ukryłem wzdrygnięcie obrzydzenia, pod nagłym ruchem dłoni, którym ją powstrzymałem. 

Tak właśnie spędzałem ostatnich kilka godzin, od kiedy mnie schwytano. Pojmano w magiczne sieci, gdy ja, niczym absolutny idiota pognałem za zjawą swojego od setek lat nieżyjącego ojca w głąb płonącego miasta. Do teraz na myśl o jego spojrzeniu, stroju, którego szczegóły tak barwnie i wyraźnie pamiętałem z czasów swojej młodości, czułem ciarki na całym ciele. Jego poczochrane włosy i zakrwawiony przód koszuli od głębokiej, sączącej się rany na gardle. Ten widok miał prześladować mnie do samej śmierci. Zobaczenie go wtedy, w momencie, w którym kompletnie się tego nie spodziewałem. Było to dla mnie ciosem. Chwilą rozproszenia. Chwilą, która kosztowała mnie wolność. O Anaisse nawet nie chciałem myśleć. Miałem wrażenie, że wtedy kompletnie postradałbym zmysły. Nie ocaliłbym tym ani siebie, ani jej. Moja maska opadłaby z trzaskiem, a nasi wszyscy wrogowie, teraz osaczający mnie na każdym kroku, natychmiast dojrzeliby moją największą słabość. Nią. 

Anaisse zawsze była moim czułym punktem. 

Jej dłoń błagalnie przybliżyła się do mojego policzka, pomimo mojej niechęci i dłoni silnie spoczywającej na jej nadgarstku. Zdusiłem w sobie kolejną falę mdłości. Smród jej gnijącej rany był doprawdy paskudny. Ledwie godziny dzieliły ją od powrotu do zaświatów. Jej znak potępienia przejął już jej całe ramię. Swąd śmierci wypełniał cały pokój, do którego nas wtrącono. Miękka pościel pod moim bokiem i zapach świeżo wypranej pościeli niczego nie zmieniał. Zmuszony byłem leżeć z tą opętaną wampirzycą na jednym łóżku, tylko dlatego, że było jej to życzeniem. Na szczęście jednym z niewielu jakie jej pozostało. 

- Pierre, skarbie - jej pomruk zmusił mnie, bym wreszcie otworzył oczy i się z nią zmierzył. Nie mogłem przez wieczność udawać, że śpię, choć przez ostatnich kilka godzin było to bardzo wygodną wymówką. Jej błyszczące, przekrwione oczy były zaskakująco przytomne jak na stan, w jakim się znajdowała. Podpierała się leniwie na swoim łokciu i jedynie mi się przyglądała. Jej wzrok powoli badał każdą rysę mojej twarzy, która od czasów gdy spotkaliśmy się po raz ostatni, nie miała prawa zmienić się nawet o krztynę. Żegnając się z nią tamtej mrocznej nocy, miałem nadzieję już więcej jej nie ujrzeć. Jak gdyby to było dzisiaj pamiętałem jej wyraz twarzy gdy od niej odchodziłem, obiecując sobie, że to koniec. To własnie wtedy spakowałem się i wyruszyłem na swoją długą wyprawę w amazońską dżunglę, w której planowałem pozostać aż do końca swojego żywota. - Opowiedz mi proszę jeszcze raz o tamtym dniu - poprosiła błagalnie, a ja głęboko westchnąłem. Pobyt w piekle w ogóle jej nie zmienił. Nadal żyła w swoim urojonym świecie, zawieszona pomiędzy wspomnieniami obcych, a swoich niespełnionych fantazji. Dar, który posiadała odebrał jej jasność myślenia. Spotkałem wcześniej takie wampiry na swojej drodze. Prastare istoty, które przez mijający czas i zmiany, za którymi nie nadążali, postradały zmysły. Ona jednak była inna. Podejrzewałem, że jeszcze przed przemianą, nie była do końca zdrowa. Często nasze dary wiązały się z przeważającymi cechami naszych śmiertelnych osobowości. Jej musiało być zagubienie w świecie utworzonym przez jej własny umysł. 

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Where stories live. Discover now