Rozdział 16.

2.9K 214 7
                                    

Mówiąc, że ostatnich kilka godzin było trudnych, byłoby koszmarnym, wyjątkowo niesmacznym niedopowiedzeniem. Wiłam się w agonii, modliłam się, by trucizna, którą sama w siebie wtoczyłam opuściła mój organizm. Pociłam się, pomimo, że moje ciało nie powinno się pocić. Wstrząsające moim ciałem mdłości i skutki uboczne szalonej nocy, przypominały mi złudnie o ludzkiej grypie żołądkowej. Nie wiedziałam ile to trwało. Ile godzin spędziłam rzucając się w schowanym w ogromnej piwnicy łóżku, błagając o litość. Magnus jedynie nas obserwował. Jestem pewna, że za bardzo nas nie żałował. Sama siebie nie żałowałam. Sama sobie to zrobiłam w wyjątkowo obrzydliwy sposób. Żywiąc się na bogu winnych istotach ludzkich. Nie mogłam nienawidzić siebie bardziej niż w tamtej chwili. 

Godziny mijały a ja zaczynałam odzyskiwać jasność umysłu. Gdy wygrzebałam się z łoża, które bez problemu można by nazwać łożem boleści, dostrzegłam, że nie byłam w nim sama. Było to doprawdy niespodzianką. Pod stłamszonym prześcieradłem leżał skulony Pierre mamrocząc coś pod nosem. Chciałam dotknąć jego ramienia, pogładzić dłonią jego zmierzwione włosy mówiąc, że to minie. Ten koszmar minie, ale powstrzymał mnie przed tym Magnus.

- Musimy porozmawiać. 

- To nigdy niczego dobrego nie wróży. 

- Pozwól mu majaczyć, wyjdzie z tego za parę godzin. 

- Ale przecież...- chciałam spytać jakim cudem to ja przebudziłam się jako pierwsza, ale po raz kolejny zdawał się czytać mi w myślach. Jego usta wykrzywiły się w gorzkim uśmiechu.

- Nigdy nie był zbyt dobry w kontrolowaniu się. Niech pocierpi. Może na nowo nauczy się samokontroli. Zostawił cię samą. Zgubił cię w tłumie. Należy mu się za to o wiele większa kara. Jest twoim stwórcą, przyjacielem i kochankiem. Złamał każde z tych przyrzeczeń. 

- Nie sądzę by było to prawdą - spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Myślałaś o nim gdy byłaś w szale?

- Tak - zmarszczyłam czoło starając się przypomnieć sobie cokolwiek z tego co wydarzyło się kilkanaście godzin temu. Dotkliwie pamiętałam pustkę, którą po sobie pozostawił. Jeśli pamiętałam cokolwiek poza pragnieniem, to właśnie to.

- A on o tobie nie - wzruszył ramionami. - nie mam zamiaru się nad nim litować. 

Oboje patrzyliśmy na pogrążonego w koszmarach Pierra. Jego skóra nadal błyszczała od potu, a włosy od wilgoci tuż przy jego karku zakręciły się w małe pierścionki. Przy każdym jego najmniejszym ruchu widziałam pod bladą skórą jego ramion ruch silnych mięśni, które w tej chwili zdawały się być tak bezużyteczne. 

- Chodź - wyciągnął dłoń w moją stronę. - Minie jeszcze trochę czasu zanim się przebudzi. Wypił o wiele więcej niż ty. 

Potrafiłam jedynie skinąć głową. Pozwoliłam poprowadzić mu się do dużego pomieszczenia tuż obok prowizorycznej sypialni, w której spędziłam kilka ostatnich godzin. Po samym wyglądzie ścian mogłam z łatwością powiedzieć, że znajdowaliśmy się w podziemiach. Wilgoci pokrywającej ściany nie dało się z niczym innym pomylić. Zielony osad na suficie powodował dyskomfort równie mocno jak myśl, że niejako daliśmy pochować się żywcem w tym dziwacznym miejscu zrobionym z cegły i metalu. Puszka. Właśnie tak się czułam. Jakbym nagle znalazła się w puszce. 

- Widziałem cię - powiedział bez ogródek siadając na jednym z podniszczonych krzeseł. Z każdej strony otaczały nas sterty nieużywanych mebli, dywanów i przedmiotów codziennego użytku. Ja sama usiadłam na zepsutej mikrofalówce, która zdawała się być starsza niż ja sama. - Parę godzin temu zdałem sobie sprawę, że znamy się od o wiele dłuższego czasu niż mi się zdawało. Odwiedziłaś mnie wiele lat temu. Czy to prawda Anaisse Di Breu? 

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Where stories live. Discover now