Rozdział 33.

1.2K 130 21
                                    

*polecam czytanie z piosenką*

Nie było to przyjemny spacer. Jeśli można było w ogóle nazwać to, co właśnie robiliśmy w taki właśnie sposób. 

Otaczały nas dziesiątki zakapturzonych postaci, dzierżących w dłoni broń, która raz po raz swoim blaskiem w świetle pochodni, przypominała nam o swojej obecności. Z każdym krokiem stawianym w stronę centrum, otaczający nas tłum się zacieśniał. Gęstniał, skazując nas na coraz to większe fale zwątpienia i paniki. Było ich zbyt wielu, żebyśmy mieli choćby cień szansy na wygraną z walce. Nie w przypadku, w którym ja ledwie wiedziałam, czym władam. Blaise miał większe pojęcie o swoich talentach i umiejętnościach. Byłam przecież tylko cholernym dzieckiem, w ich oczach wiedźmą idącą na stos. 

Z wszelkich sił staraliśmy się nie okazać żadnych uczuć. Blaise stąpał przed siebie ze zwykłą sobie pewnością siebie, idąc z wysoko uniesioną głową. Ja zaś, nie wiedząc, co począć z drżącymi z emocji dłońmi, splotłam je niedbale na brzuchu, mając nadzieję, że tym samym uda mi się choć trochę zamaskować ślady krwi po niedawnym żywieniu się. Nadal byłam głodna. Nie mogłam się nawet w ten sposób okłamywać. Zwierzęca krew mogła nas chwilowo zaspokoić, głód jednak pozostawał i wiedziałam, że miał mi on towarzyszyć do końca moich dni. Wyczuwałam wokół siebie hektolitry krwi, od której zapachu robiło mi się niedobrze. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Nad tym jak pachnieli łowcy. Ich mdła, słodka woń doprowadzała mnie do bólu głowy. Nie mogłam tego znieść. Może to miał na myśli Robert, mówiąc, że całe jego jestestwo jest przeciwne mojemu istnieniu. Nagle pełna żalu i zalana łzami twarz Sorela stanęła przed moimi oczami, a ja zdusiłam w sobie chęć ucieczki. 

Nie miałam pojęcia, na co byłam mniej gotowa. Na walkę z taką ilością przeciwników już nastawionych na pewnego rodzaju zakończenie, czy stanięcie twarzą w twarz z Robertem. Ostatnim wspomnieniem mojego ludzkiego życia. Ostatnim jego łącznikiem. Zostałam sama. Kompletnie sama w tej całej wieczności. 

- Krwiopijcy - usłyszałam obok siebie pełen nienawiści syk, co spowodowało, że odruchowo przysunęłam się do Blaise'a. Ten w odpowiedzi posłał mi uważne spojrzenie. "Nie okazuj strachu" jego oczy niemalże krzyczały. "Nie okazuj im żadnej słabości". 

Mijaliśmy dziesiątki mężczyzn patrzących na nas z pogardą. Zdarzali się w śród nich ci odważniejsi, rzucający w naszą stronę obelgami, po których bryły lodu w moim żołądku niemalże mnie dławiły. Najgorsza w tym wszystkim była jednak cisza. Paraliżująca cisza, przerywana jedynie szumem ognia strzelającego wysoko w niebo, z coraz bardziej rosnącego, na naszych oczach stosu. Jednego. Ogromnego. Potwornego stosu. Każdy krok w jego stronę kosztował mnie nieludzki wysiłek. Bałam się. Byłam chodzącym przerażeniem. Jego smak czułam na swoim języku. Jego żelazny smak tak podobny do słodkiego smaku krwi. 

Im bliżej byliśmy rynku, tym bardziej czuliśmy się otoczeniu. Tłum szedł za nami, odcinając nam ostatnią drogę ucieczki. Spojrzałam w górę na bezkresne niebo. Jego granat był uspakajający. Tak samo jak blask jego gwiazd. Zawsze taki sam i nieprzerwany. Chociaż ta jedna rzecz pozostała bez zmian w moim życiu. Niebo. Nasza jedyna droga ucieczki. Szkoda, że żadne z nas nie potrafiło latać. 

Wychodząc, na zalany światłem płonących pali drewna rynek, poczułam jak całe moje ciało się uspakaja. Niemalże popada w kompletny bezruch. Nawet nie wiedziałam, że właśnie tak będę się czuła. Może emocjonalnie ledwo byłam w stanie unieść ciężar tego, co zaraz miało się stać, moje ciało jednak pozostało mi wierne. Silne i wampirze, szykowało się do ataku lub ucieczki z moją zgodą czy też nie. Choć raz byłam mu za to wdzięczna. Otaczający nas tłum zamknął się za nami w kręgu z cichym szelestem, który odebrałam niczym ogłuszający huk. Byliśmy w potrzasku. Otoczeni uzbrojonymi po same zęby mężczyznami, broń których, znałam aż za nadto. Kaptury zebranych wokół nas mężczyzn opadły nagle równocześnie wszystkim na ramiona, a my wreszcie byliśmy w stanie stwierdzić przed kim właśnie staliśmy. 

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Where stories live. Discover now