Rozdział 13.

2.8K 218 4
                                    

W miarę, jak oklaski i podniecone głosy rosły na sile, niebieskie płomienie pięły się powoli do góry, sięgając już po chwili ram zawieszonego nad nami lustra. Jak zahipnotyzowana obserwowałam jak rama zwierciadła topi się nad naszą głową, by po chwili opaść na nasze ramiona niczym złoty deszcz. Lustro drżało od każdego naszego oddechu. Wiedziałam, że gdyby tylko na nas spadło, większość z nas nie uszłaby z tego niefortunnego zdarzenia żywa. W duchu modliłam się o to, żebym chociaż ja, choć kompletnie w tym śnie bezcielesna, dotrwała do końca wieczoru.

Nawet otaczające mnie wampiry nie pozostały obojętne gdy w grę wchodził ogień i czary. Bo właśnie tego dowiedziałam. Tłum zaczął powoli rozchodzić się i kierować pod ściany, w wyznaczone przez służących miejsca. Nie miałam pojęcia, co mam ze sobą począć. Nie wiedziałam także, czy pozostanie na moim obecnym miejscu będzie miało znaczenie. Bo czy cokolwiek z tego co wydarzy się tutaj, czymkolwiek to miejsce było - moim snem, marzeniem, przyszłością czy przeszłością, będzie miało na mnie wpływ lub na moje życie i istnienie? Nawet Cesare skierował się w stronę jednego z kątów, w którym postawiono dla niego pozłacany, ogromny fotel, przypominający złudnie tron, na którym zasiadł. Był równie zestresowany co cały zgromadzony tłum. Odskoczyłam ze swojego miejsca kierowana instynktem na chwilę, zanim na podłodze pojawiły się niebieskie płomienie, przybierające kształt pentagramu. 

Przy każdym z jego boku napisane były słowa w kompletnie obcym mi języku i wyryte symbole, których widok przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Ich poszarpane i drapieżne kształty miały w sobie coś niezwykle niepokojącego. Odstąpiłam od koła o kolejny krok, upewniając się, że nie dotykam go nawet koniuszkiem palca. Magia mnie przerażała. Widziałam przecież jej najczystszą i najprawdziwszą postać po raz pierwszy w swoim życiu. Wprost nie mogłam uwierzyć, że ona naprawdę istnieje. Ku mojemu zaskoczeniu, nikt z tłumu otaczającego moje oba boki, nie wydawał się być przestraszony. Ludzie byli zaniepokojeni, podnieceni i nawet zaintrygowani, ale nie wyczuwałam w nim strachu. Tylko to trzymało mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach.

Niebieskie płomienie strzelały raz po raz wyżej z cichym sykiem, który sprawił, że w ułamku sekundy na całej sali zapadła martwa cisza. W stronę okręgu wystąpiło pięć postaci, które na pierwszy rzut oka nie różniły się niczym od zebranych w sali gości. Dopiero po głębszej obserwacji, dostrzegłam takie drobiazgi jak niezwykłe barwy oczu, przepiękne twarze, lub odrobinę ekscentryczne stroje. Wśród nich znalazł się Magnus, który w tej chwili obciągał z godnością rękawy swojego fraka i odgarniał zabłąkane kosmyki włosów za uszy. W momencie, w którym wraz z resztą postaci wstąpił do pentagramu, rozjaśniał na granat tak ciemny, że niemal stał się czernią. Wyglądało to tak, jakby pod samą powierzchnią tej barwy poruszało się coś żywego, jaśniejszego i przyprawiającego o szybsze bicie serca. Każdy z czarowników, jak mogłam się domyślić, stanął u szczytu każdego z ostrych kątów figury i uniósł dłonie do góry, a z koniuszków ich palców posypały się iskry. Z ust tłumu wyrwało się westchnienie zachwytu. Nie potrafiłam udawać, że i na mnie nie zrobiło to wrażenia.

Nigdy nie pomyślałabym, że będę świadkiem założenia własnego miasta i w dodatku rzucania na niego czarów ochronnych. Nawet jeśli był to jedynie sen, musiałam mu oddać jedno. Był bardzo, aż nazbyt, realistyczny. Czułam przecież na sobie oddech tej setki ludzi. Wyczuwałam woń ich perfum. Mogłam śmiało dotykać ich strojów, wiedząc, że z niczym nie da się pomylić tego chłodu satyny, bądź delikatności aksamitu. Odczuwałam zbyt wiele sensacji, by mógł być to jedynie kolejny sen. Ale przecież nie mogłam nagle znaleźć się w przeszłości, prawda? Prawda?!

Drgnęłam nagle słysząc podnoszące się nawoływanie czarowników. Ich śpiew był niezwykły, hipnotyzujący, lekki. Śpiewali jednak w języku, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. Był szorstki. O ostrych krawędziach słów i drżeniu, który przywodził mi na myśl jedynie trzaskający w ognisku ogień. Tak. Ten język był niczym ogień, który nas otaczał. Rozgrzewał nas. Moje czoło zrosił pot, wokół mnie kobiety wachlowały swoje zarumienione twarze, a mężczyźni poluźniali kołnierzyki wykrochmalonych koszul. Miałam zdanie, że cała sala balowa zaczyna spowijać się we mgle wilgoci. Jakbyśmy wszyscy nagle zaczęli parować. Wzrok skupiłam jednak w pełni na Magnusie. Nawet z tej odległości widziałam jak wiele kosztuje go wykonywanie zadania, do którego go wybrano. Zastanawiało mnie, dlaczego właśnie on i jak głęboko związany był z nami w tej całej przedziwnej historii mojego życia. Jego dłonie wykonywały skomplikowane gesty, a z jego palców unosiły się niebieskie iskry, które sypały się na podłogę niczym sztuczne ognie. Jego głos wznosił się i opadał w wraz z nim atmosfera panująca w pomieszczeniu. Każdy z czarowników wpadł w trans i wyśpiewywał tą samą treść, a pentagram raz po raz rozświetlał się błękitem. Mijały minuty, a ja straciłam rachubę czasu. Ile to już trwało? Miałam wrażenie, że z braku tlenu i gorąca, po prostu stracę przytomność. Nie ja jedna odczuwałam tego typu dyskomfort. A byłam przecież tam jedynie duchem, prawda?

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang