Rozdział 9.

3.4K 243 21
                                    

Nie pamiętałem ile odwiedziliśmy krypt i grobów zanim zgubiłem rachubę w ilości pokonywanych przez nas korytarzy. Przy każdym z nich zatrzymywaliśmy się na dłuższą chwilę, spuszczając wzrok na swoje dłonie, odliczając w myślach do dziesięciu. Gdy wybijała ostatnia sekunda Isse poruszała się niespokojnie, unosząc wzrok na podrapane w akcie desperacji przez paznokcie ściany, a w jej oczach ujrzałem niemalże odbicie tego, co ona sama widziała. Nawet gdy łapałem ją za dłoń w takich chwilach by podnieść ją na duchu i wesprzeć, nie pozwalała mi wedrzeć się do swojej głowy. Była taka uparta. I mógłbym stoczyć z nią o to koszmarną kłótnię, gdyby nie fakt, że świetnie ją rozumiałem. Kiedyś, bardzo dawno temu gdy dopiero poznawałem swój dar i jego siłę rażenia, zachowywałem się tak samo jak ona. Nie dopuszczałem do siebie nikogo. Nie pozwalałem innym widzieć tego co ja sam widziałem. Znosić tego ciężaru ze mną. Myślę, że po części pozwoliło mi to dorosnąć i pogodzić się z tym kim się stałem. Sprawiło to także, że stałem się odludkiem. Nie chciałem tego dla niej. Może i nawet dla samego siebie. Byłem na to zbyt wielkim egoistą. Nie chciałem zostawiać jej samej. Nie po tym jak dopiero co ją odzyskałem. Chciałem wraz z nią dzielić jej koszmary. Moje koszmary. Nasze najmroczniejsze sny. Ciemne chmury zbierające się nad naszymi głowami. 

- Pierre - jej cichy głos wybudził mnie z transu, w który sam się wprowadziłem. - To już ostatni. 

- Nie musiałaś płacić krwią przy każdym z nich. Jesteś jeszcze na to zbyt słaba.

- Tego właśnie chciała większość z nich. Ostatniej kropli płynu, przez który zginęli. Tylko tak mogłam pomóc im przejść na drugą stronę. 

- Nasza krew jest cenniejsza niż ci się wydaje - powiedziałem jedynie, spokojnie na nią patrząc. Na moich oczach jej rysy twarzy się zmieniały. Normalny człowiek dostrzegłby różnicę dopiero po kilku dniach, najbystrzejszy może po godzinach. A ja? Byłem wampirem, starym wampirem i znałem jej twarz na pamięć. I to o wiele lepiej niż swoją własną. Ze ściśniętym sercem obserwowałem jak dziewczyna, w której się zakochałem powoli znika pchana przez przemianę, której ja sam dokonałem. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek to sobie wybaczę. - A teraz te całe katakumby są naznaczone twoją obecnością. Bardzo mi się to nie podoba - jedynie wzruszyła ramionami. Nie mogła nic na to poradzić. Chyba tak samo jak i ja sam. 

- Czas na nas. Mamy chwilę by stąd wyjść. Nasza przewodniczka wraz z zachodem słońca otrzyma swoją wolność - powiedziała ruszając przed siebie. Natychmiast ją dogoniłem i objąłem ją swoim ramieniem. Drgnęła lekko pod ciężarem mojego dotyku. Nie odwzajemniła go. Nawet na niego nie zareagowała. Nie było to pierwszym razem tego dnia. Miałem wrażenie, że z każdą mijającą minutą, w której była wampirem, jej ludzkie odruchy po prostu znikały. Jej czułość, desperackie przywiązanie do mnie. Ciągła potrzeba bycia blisko, bliżej, jeszcze bliżej. Potrząsnąłem sfrustrowany głową, zdając sobie sprawę, że mój tok myślenia nie odbiegał za bardzo od tego, który mają nabuzowane hormonami, histeryczne nastolatki. - Musimy przyspieszyć - powiedziała jedynie i mocno chwytając mnie za dłoń, wrzuciła się przed siebie w wampirzym tempie. Nie widziałem niczego poza rozmazanym obrazem wokół. Byliśmy szybsi niż wiatr. Niż samo tchnienie. I gdy pokonaliśmy w zawrotnym tempie kolejne zakręty Anaisse przeklęła pod nosem i zatrzymała się nagle ze złością wyrzucając dłonie w górę. 

- Zgubiliśmy się, prawda? - spytałem jedynie, czując jak zaczyna narastać we mnie mieszkanka irytacji z małym atakiem paniki. 

- Zniknęła! - zawołała wściekła, szarpiąc swoje złote, długie włosy. - Po prostu zniknęła! - wskazała na miejsce, w którym, jak się domyślałem, jeszcze przed chwilą stała. - Ładne mi obietnice złożone przez umarlaków. 

- Co już umarło, nie może zginąć. 

- Co? - spojrzała na mnie skołowana. 

- Nie boją się konsekwencji swoich słów, bo i tak już nie żyją. To miałem na myśli. 

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Where stories live. Discover now