Rozdział 5.

3.3K 262 16
                                    

Mocno przycisnąłem ją do swojego torsu i wsunąłem wolną dłoń w jej jedwabiste złote włosy. Jęknęła cicho w moje usta gdy przygryzłem jej dolną wargę. Gdy się od siebie oderwaliśmy (zrobiliśmy to tylko i wyłącznie z powodów moralnych, gdyż oboje teraz nie musieliśmy oddychać) była zarumieniona. Splotła mocno nasze dłonie.

- To było...- wyszeptała w moje usta.

- Teraz wszystko będziesz odczuwała tak intensywnie. - powiedziałem kusząco. 

- Nie mogę się doczekać gdy będę mogła tego wszystkiego spróbować.- mówiąc to przycisnęła swoje biodra do moich. W moich żyłach zapłonęło pożądanie. 

- Nie rób tak  - jej oczy zapłonęły rozbawioną iskierką. Od tak dawna nie dane było mi tego ujrzeć.

- Znowu mi grozisz? - przypomniała mi tak dawne czasy, w których tak często się przekomarzaliśmy.

- Tym razem nie będę się powstrzymywał. - wyszeptałem i odgarnąłem dłońmi włosy z jej twarzy. Patrzyłem na jej twarz starając się zapamiętać ją na pamięć. Tak jak robiłem to wcześniej setki razy. Od tak dawna marzyłem o tym momencie. Marzyłem i karałem się za to. Byłem pewien, że nigdy więcej jej nie ujrzę. Byłem przekonany, że nigdy więcej nie ujrzę jej zielonych oczu i nie posmakuję jej ust. Patrzenie na nią było dla mnie torturą. Była taka zagubiona. Świeżo przemieniona nie potrafiła skupić się na wszystkim naraz. Rozpraszała ją krew ludzi, wzmocniony słuch i węch. Nie zapominając o drugiej stronie, którą widziała. Była w moich ramionach zapominając o Robercie. Wiedziałem, że mogłem wykorzystać ten stan, ale nie umiałem. Nigdy nie lubiłem się dzielić. Zwłaszcza nią. Jej dłonie gładziły mój kark i przeczesywały włosy u jego podstawy. Uwielbiałem gdy tak robiła. Stanęła na palcach i przycisnęła swoje usta do moich. Nawet gdybym potrafił, nie mógłbym się jej oprzeć. Byłem marionetką w jej rękach. Mogła uczynić ze mną co tylko chciała.

- Anaisse...- wyszeptałem muskając jej usta swoimi wargami. Przerwała mi i ponownie mnie pocałowała.

- Tak długo powstrzymywałam się by to zrobić. Proszę pozwól mi...- jej ramiona oplotły mój kark i przyciągnęły do siebie mocniej. Jej usta były tak niesamowicie gładkie i miękkie. Jej pocałunki odbierały mi dech. Oddałem każdy z nich wiernie po czym stanowczo ją od siebie odsunąłem. Wyglądała na niezadowoloną. Wiedziałem, że za to co zaraz powiem potem się chyba zabiję.

- Robert Sorel na nas czeka. - tak jak przewidziałem, jej twarz wyglądała tak jakbym ją spoliczkował. Mogłem stać tutaj z nią i dalej się całować i mówić jej tak wiele rzeczy, które skumulowały się przez te miesiące, ale wybrałem sprawiedliwość. Nawet Sorel, którego nienawidziłem, nie zasługiwał na takie coś. Dotknęła swoich nabrzmiałych od pocałunków ust i spojrzała mi w oczy.

- Przepraszam Pierre, ja... - wtrąciłem się jej wpół słowa.

- Nie musisz mnie za nic przepraszać. Wiem co teraz przeżywasz. Też kiedyś byłem młodym wampirem i nie potrafiłem zapanować nad emocjami. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie potrafisz skupić się na więcej niż 1 rzeczy naraz. Skupiłaś się na mnie i nie chcąc zapomniałaś o...

- Robercie.- była zniesmaczona swoim zachowaniem. - Jestem okropna. - złapała się za głowę i potrząsnęła nią. - Nawet gdy o nim myślę ciągle czuję na ustach twoje pocałunki i nie mogę przestać zastanawiać się jakby to było gdybyś jednak kochał się ze mną na tym placu. - zadrżałem na jej słowa. Miała nas obu w garści.

- Nie musisz się tym przejmować. Nie zrobiłbym mu tego. Nienawidzę go z całego serca, ale go szanuję i nie mam w zwyczaju dzielić się kobietą. Myślę, że doskonale wiesz, że będziesz musiała kogoś wybrać. - powiedziałem na jednym tchu czując jakbym krwawił w środku. Najgorsze było w tym to, że nie wiedziałem kogo z nas wybierze i było ogromne prawdopodobieństwo, że nie będę to ja. Obróciła się do mnie plecami i ruszyła przed siebie w stronę starej kamienicy, w której mieszkałem. Pognałem za nią i razem wkroczyliśmy do środka zamykając za sobą szczelnie drzwi. Jak zawsze wszędzie panował porządek i czystość. Nigdy nie rozumiałem jak można żyć w bałaganie.

- Piękne mieszkanie. - powiedziała i pogładziła dłonią bieloną ścianę.

- Dziękuję.- odparłem i wkroczyłem do jasnego salonu, w którym siedział Robert. Umył się i przebrał w moje ubrania. Były na niego lekko przykrótkie. Byłem bardzo wysoki ale ten facet musiał mieć z dwa metry. Zostawiłem tą dwójkę w salonie i sam ruszyłem w stronę sypialni z łazienką by się umyć. Nadal byłem brudny od krwi i ognia. Biorąc gorący prysznic nastawiłem głośno muzykę w radiu by nie słyszeć ich rozmów. Nie zniósłbym ich. Jeśli miała podjąć decyzję, chciałem usłyszeć jedynie werdykt. Tak było dla mnie po prostu prościej. Owinąłem się ręcznikiem wokół bioder i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Moje ciało było bardzo blade pomimo spędzonych godzin na słońcu. Czarne mokre włosy opadły mi na chabrowe oczy. To właśnie ich kolor był u mnie pozostałością po wcześniejszym życiu. Odziedziczyłem go po matce. Wszyscy zawsze zakochiwali się w ich kolorze, w mojej twarzy. Isse była pierwszą, która zakochała się we mnie i moim paskudnym ja i to w dodatku tym szorstkim a nie łagodnym i opiekuńczym. Przebrałem się w czyste ubrania i wróciłem do swoich gości. Już w oddali słyszałem ich głosy.

- Proszę, posłuchaj mnie. - jej głos się łamał. Musiała płakać. - To co się dzisiaj wydarzyło niczego nie zmienia pomiędzy nami. Nadal kocham cię tak jak wcześniej. Ani trochę mniej, jedynie bardziej. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Jesteś częścią mojego serca, drugą połówką. Jesteś moją bratnią duszą. Nie pamiętasz obietnicy jaką mi złożyłeś?

- Pamiętam.- jego głos był bardzo spokojny. - Nadal cię kocham, ale nie mogę tego kontynuować. Nie gdy jesteś wampirem, a ja łowcą. Nawet nie mogę cię dotknąć nie robiąc ci krzywdy.

- Nie obchodzi mnie to.

- Ale mnie obchodzi. To nie tak, że przez to, że stałaś się wampirem już ciebie nie chcę. Po prostu wszystko aż we mnie krzyczy, że przeczy to naturze. Siedząc obok ciebie zwalczam swoje odruchy. Moja krew wrze od adrenaliny. Nie potrafię ciągle tego ignorować.

- Przecież nie zrobię tobie krzywdy.

- Ale obawiam się, że ja mogę ją tobie zrobić. Rozmawiamy ale ja w tej chwili muszę zaciskać ręce w pięści by nie sięgnąć po broń i ciebie nie zabić. Nie zrozumiesz tego. Bycie łowcą zmienia człowieka. Zobacz. - usłyszałem szelest materiału. Anaisse nabrała gwałtownie powietrza do płuc. - Wszystko we mnie krzyczy. Wszystko. Nie potrafię tego znieść. Kocham cię. Zawsze będę kochał ale nie mogę obiecać ci wspólnego życia ze mną. - usłyszałem jej cichy płacz. - Nie gdy już nie jesteś człowiekiem.

- Zrobiłam to dla ciebie. - załkała. Jej ból poczułem w swoich żyłach. - Skoczyłam by cię ratować. A teraz gdy przyjęłam skutki tego czynu na siebie, tracę cię.

- Nigdy się tobie za to nie odwdzięczę. Uratowałaś mi życie.

- Możesz to zrobić. Zostań ze mną. Kocham cię. Błagam... - jej szloch rozdzierał mi serce. To jego wybrała. Nie mnie. Oparłem się o ścianę nagle tracąc siły. Zamknąłem oczy i oparłem głowę o zimny mur.

- Nie mogę. Zawsze będziemy przyjaciółmi. To mogę tobie obiecać.

- Nie potrafię być tylko twoją przyjaciółką. To mnie zabije. - wystękała i usłyszałem dźwięk szarpaniny. Pojawiłem się w wejściu do salonu i ujrzałem Anaisse całującą Roberta w usta. Odsunął ją od siebie. Jej usta krwawiły. Schowała twarz w dłoniach i zapłakała tak jakby pękło jej serce.

- Przepraszam. - wyszeptał Sorel i wytarł usta w ręcznik leżący na stole. Pozostawił na nim ślady krwi. -Będzie to dla mnie równie trudne co dla ciebie. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała się ze mną przyjaźnić. - Chwycił materiałową torbę ze stołu i ruszył w moją stronę.

- Zaopiekuj się nią. - spojrzał mi uważnie w oczy. Kiwnąłem głową i pozwoliłem się mu wyminąć i opuścić moje mieszkanie. Gdy usłyszałem trzask drzwi Isse rzuciła się w stronę korytarza, jednak ją powstrzymałem i mocno do siebie przytuliłem. Rzucała się chcąc się wyrwać ale nie dała rady się mi wyrwać. Była pogrążona w zbyt wielkiej rozpaczy by użyć całej swojej siły. Nowo narodzone wampiry były o wiele silniejsze od starszych przez kilka miesięcy po przemianie. Po jakimś czasie uspokoiła się i pozwoliła się przytulić. Płakała jak dziecko brudząc moją białą koszulę krwawymi łzami. Przytulałem ją gdy cierpiała tak bardzo, kochając kogoś innego. Gdyby nie fakt, że tak desperacko potrzebowała mnie w tej chwili, sam uciekłbym z tego miejsca i zatracił się w czymkolwiek byle by tylko nie myśleć o tym, że właśnie zostałem odrzucony przez kobietę, którą kochałem bardziej niż cokolwiek w całym moim nieśmiertelnym życiu.

----------

All the love! S. 

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Where stories live. Discover now