Chapter Twenty Six

192 14 1
                                    

Zabrałam to, co najpotrzebniejsze na drogę i wyszłam z domu. Brama była otwarta, a wszelkie zabezpieczenia wyłączone. Andy i Riley zasypywaliby mnie pytaniami, jak to zrobiłam. Jeden z nich powinien domyślić się jak, kiedyś zdjęłam zabezpieczenia. Wędrując drogą w kierunku centrum, zastanawiałam się jak, dotrze to swojego punktu. Nie przejmowałam się tym czy, Rebeccka gdzieś za rogiem czyha na moje życie. Jeżeli chce cos ode mnie, co świadczą wszystkie wiadomości i listy, na pewno odezwie się do mnie. Riley po raz kolejny uświadomi, że jestem osobą nierozważną i nie odpowiedzialną, że narażam swoje życie. Jestem mu za wszystko wdzięczna, przygarną mnie, kiedy rodzice zginęli, a ja trafiłam do bidula. Jak Peters zrobił z mojego życia piekło, uważając mnie za swoją siostrę. Musiałam się udać wpierw miejsce, gdzie mogłam wyżalić się i nikt tego nie usłyszy.
Szłam uliczkami cmentarza i szukałam płyty, gdzie są pochowani rodzice. Kiedy je odnalazłam, położyłam na nich niewielki bukiet kwiatów. Brakowało mi mamy oraz taty, byli moimi przyjaciółmi w trudnych sprawach, pomodliłam się i wyszłam. Cały czas rozglądałam się dookoła siebie czy nikt mnie nie śledzi bądź czy Andy z moim bratem mnie już znaleźli. Zmierzając do miejsca docelowego, dopiero ogarnęłam, że nie posiadam nic innego, by dostać się do środka. Stojąc przed drzwiami, przypomniało mi się o jednym schowku, gdzie zawsze chowaliśmy zapasowy kluczyk. Podniosłam wycieraczkę i podważyłam deskę, włożyłam dłoń i wymacałam kluczyk do drzwi. Przekręciłam i weszłam do środka, panował tam półmrok, gdyż zbliżała się noc. Niektóre meble były przykryte płótnem, zamknęłam za sobą drzwi, a klucz włożyłam do kieszeni. Mój dom z dzieciństwa nie przypominał tego, co teraz widzę, pustkę i smutek. Część rzeczy była powywalana i połamana po sytuacji z Rebecca, kiedy próbowałam uciec przed nią wraz z Grace z moim bratankiem. Musiałam znaleźć sobie miejsce do spania, chwyciłam mocniej torbę i powędrował na górę domu. Mój dawny pokój stał pusty, jedynie miał ramę łóżka oraz materac. Narzuciłam na niego koc i zapaliłam kilka małych świeczek, które wzięłam ze sobą. Powoli mój organizm opadał z sił, a oczy zaczynały się zamykać, położyłam na łóżku i przykryłam się kawałkiem kocem, który mi został.
Rano stałam w salonie i patrzyłam na to wszystko, moje wspomnienie i sytuacja w tym domu z Rebeccą zaczynała się przypominać. Wiedziałam, że czym prędzej ona mnie znajdzie i zabije, tak jak obiecała w listach. Pisk opon za okna był niesamowity, westchnęłam głęboko. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam na oścież.
- Ile to czasu wam zajęło? - odparłam sarkazmem. Andy stał przede mną sztywno, widziałam, że dłonie zaciśnięte w pieści. - Śmiało uderz mnie i ukarz.
- Nigdy nie uderzę kobiety. - odparł. Przy jego samochodzie zatrzymały się kolejne, Riley i inni wysiedli. Nie chciałam mieć styczności z bratem, odwróciłam się od chłopaka i powędrowałam na górę, by pozbierać swoje rzeczy. Słyszałam, że za mną ktoś szedł, ale nie chciałam nawet wiedzieć.
- Czemu tak się zachowujesz? On się o ciebie martwi. - odezwał się za mną Andy.
- Martwi? Andy, kuźwa. - rzuciłam rzeczami o łóżko. - Jestem mu wdzięczna, że się mną zajął po śmierci rodziców, ale obarcza mnie winą o wszystko. Za to, że zaprzyjaźniłam się z Rebeccą, że przez moją głuptę Peters mnie zgwałcił...
- Bryana, nie mów tak. - odparł i próbował do mnie podejść. Powstrzymałam go gestem dłoni. - Słońce...
- Nie słodź mi tutaj, ale daj dokończyć. - powiedziałam. - Wini mnie za to, że postanowiłam się odciąć od was i od reszty, by nie zagrażać nikomu z otoczenia, żadnego kontaktu nie dawałam. Nie powiadomiłam o przyjeździe, a szczególnie mnie za to, że naraziłam Grace i jego syna na niebezpieczeństwo. Teraz naprawdę muszę się od was odciąć. Czy widzisz, co ona robi? Wysyła listy oraz zdjęcie, by mnie przestraszyć, muszę jej stawić czoła.
- Bry obiecuje, że będę przy tobie. - chwycił mnie za dłonie i splótł palce. - Razem stawimy jej czoła i zakończymy to wszystko.
- Dziękuję Ci bardzo. - uśmiechnęłam się do niego. Pościłam nasze dłonie i splotłam na jego szyi, chłopak objął mnie w pasie, a ja złożyłam na jego usta pocałunek. Nasz pocałunek był coraz głębszy, dłonie chłopaka powędrowały na moje pośladki i przysunął mnie bliżej siebie.
- Wracaj z nami do domu. - odparł. Przytaknęłam, Andy chwycił torbę i zeszliśmy na dół, trzymając się za rękę. I dołu schodów mogliśmy usłyszeć wysokie tomy rozmów. Wychodząc przed ganek, zobaczyłam brata rozmawiającego z policją.
- Riley? Co się dzieje ? - zapytałam się brata. Chłopak przycisnął mocniej moją dłoń, jak by nie chciał mnie puścić.
- Panienka Tucker? - zapytał się jeden z policjantów. Spojrzałam się na brata i na Andy'ego, obaj kręcili głową. Nie wiedziałam, o co tutaj chodzi, ale musiałam za wszelką cenę się dowiedzieć.
- Tak to ja, o co chodzi? - odparłam. Policjant spojrzał się na drugiego i przytaknęli nawzajem. Jeden z funkcjonariuszy wyjął kajdanki i chwycił mnie za dłoń i wyrwał z uścisku Andyego.
- Co pan wyprawia? - zapytałam się. Andy próbował podejść, ale Riley go zatrzymał, nie wiedziałam co mam robić.
- Pani Tucker, jest pani zatrzymana. Masz prawo milczeć, wszystko, co powiesz może i będzie użyte przeciwko tobie w sądzie. Czy rozumiesz swoje prawa? - odparł policjant.
- Tak, oczywiście. - odparłam. Spojrzałam się na brata i na chłopaka, wyraz ich twarzy świadczył o ich zaskoczeniu i rozgniewaniu. Funkcjonariusz zakuł mi dłonie za plecami i poprowadził do radiowozu, odjeżdżając, czułam, że mogłaby być to kogoś sprawka.

Po przyjeździe zostałam osadzona w PDOZ, wszystko, co miałam przy sobie, zostało mi zabrane. Nie wiem, ile czasu minęło, od kiedy tutaj się znajduję, ale siedząc na tym twardym materacu, mój kręgosłup dawał się już we znaki. Próbowałam czegoś dowiadywać się, ale byłam zbywana bądź mówiono mi, że zakują w kajdanki. Usiadłam zrezygnowana i chciałam wracać już do brata i do Andy'ego. Drzwi się otworzyły i wszedł przez nie policjant.
- Panienko Tucker, proszę wstać i wyciągnąć ręce. - odparł. Zrobiłam, co kazał, wstałam i wyciągnęłam przed siebie ręce. Założył mi kajdanki i wyprowadził z pomieszczenia, szliśmy korytarzem, a potem zaprowadził mnie do pomieszczenia. Podpisał przy okienku papierek i wziął czarną torbę, rozkuł mnie i podał mi torebkę. - Tutaj są pani rzeczy, kolega zaprowadzi panią do wyjścia. - odparł i wyszedł.
Wychodząc przed komendę, zauważyłam Andy'ego czekającego przy samochodzie, podeszłam bliżej niego.
- Ile czekałeś? - zapytałam się go.
- Tyle ile tutaj jesteś. - odpowiedział. Chłopak pocałował mnie czubek głowy i przytulił do siebie. - Wracajmy do domu, Riley się zamartwia.
- Dobrze, jedźmy.

To wracamy do systematycznego dodawania ;)

Buziaki, wasza LaGataOfficial

Gangster's Sister 2 || Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz