1. Cheap thrills

116 10 3
                                    

Po około roku, chyba 5 lub 6 nowych wersjach tego rozdziału w końcu mogę oficjalnie powiedzieć, ze startuję z nowym ff! Cieszę się, bo od lipca lub sierpnia ubiegłego roku ten pomysł chodzi za mną. Oczywiście w pierwotnej wersji wyglądał on zupełnie inaczej, ale zmieniłam go, żeby nie było to najbardziej cringe'owe ff w internecie i w tej wersji podoba mi się o wiele bardziej.

Ciężko było mi napisać ten rozdział, żeby wyszedł dobrze, lecz mam nadzieję, że nie jest najgorzej, a kolejne na pewno będą lepsze.

Tbh trochę się stresuję publikacją tego xD

Będę wdzięczna za jakiekolwiek opinie i wskazówki x

Enjoy!


•••••


Przed siedemnastą festiwal tętnił życiem. Ten letni festiwal odbywał się co roku tu, w Mullingar, a my co roku zgraną paczką się na niego wybieraliśmy. Zajadając kebaby, każdy swój ulubiony rodzaj, błądziliśmy wśród rodzin z dziećmi, parami, grupkami znajomych, starszymi osobami z wnuczętami oraz rozwrzeszczanymi dziećmi uciekającymi przed rodzicami. Próbowaliśmy się zdecydować, z czego skorzystać najpierw. Przecież nie będziemy cały wieczór łazić od jednego stoiska z jedzeniem do drugiego.

W końcu zgodnie całą czwórką zgodziliśmy się na diabelski młyn. Może to nie był najlepszy pomysł po jedzeniu, lecz wciąż lepszy niż karuzela. Siedzenia podwójne, więc ja skończyłem z Lucy, a Meadow z Keeganem, czyli naszymi najlepszymi przyjaciółmi od liceum.

– Boisz się? – zapytałem Lucy, gdy zbyt mocno zaczęła ściskać moją dłoń im wyżej się znajdowaliśmy i dziwnie pobladła. Miała lęk wysokości, więc nie miałem pojęcia, co tu robiła ani tym bardziej, dlaczego sama to zaproponowała.

Pokręciła głową.

– Jest dobrze. Ładne widoki.

Musiałem przyznać jej rację. Powinienem już przywyknąć do tego miasta, lecz każdy zachód słońca był inny i każdy miał swój własny urok. A ten dzisiejszy nawet zasługiwał, by uwiecznić go na papierze. Więc zrobiłem zdjęcie, bym miał potem na czym się wzorować. Może jeszcze dzisiaj się zabiorę.

Ha, wszyscy wiemy, że padnę, jak tylko wrócę do domu. O ile wrócę.

– Zróbmy sobie zdjęcie – rzuciłem, klepiąc ją w udo dla zwrócenia jej uwagi na siebie, po czym objąłem ramieniem i przyciągnąłem do siebie.

Na chwilę zapomniała, iż znajdujemy się w powietrzu, bo wyraźnie się rozluźniła, wygłupiając się i robiąc zabawne miny do zdjęć.

Niedługo potem mogła bezpiecznie stanąć na ziemi, a Keegan wyraźnie nie mógł się powstrzymać:

– Nie pocałujesz ziemi?

– Keeg. – Meadow uderzyła go w ramię, chociaż widziałem, że ledwo sama powstrzymywała śmiech.

– Ha-ha, bardzo zabawne. – Lucy pokazała mu język i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, po czym odwróciła się na pięcie i skierowała się do stoiska z jedzeniem.

Spojrzeliśmy po sobie z Meadow, wzruszyłem ramionami i we trójkę dogoniliśmy Lucy. Każdy kupił to, na co miał ochotę, a następnie usiedliśmy przy stoliku, by zjeść spokojnie.

Uwielbiałem takie spokojne dni, kiedy nad głową nie wisiały żadne terminy, projekty do zrobienia, żadnych zobowiązań. Pełen luz i odpoczynek. Kiedy nadchodzi nawał pracy, zaczyna się doceniać najmniejszą chwilę wolną.

SaudadeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz