8. Do you let me go?

24 4 10
                                    

Następne tygodnie spędziłem głównie na pracy, ponieważ miałem jej coraz więcej i więcej. Zatrudnienie kogoś raczej będzie nieuniknione w nowym roku, jeśli nie chciałem się wykończyć, a co za tym szło również całego biznesu, nad którym pracowałem już kilka lat. Święta czuło się coraz bardziej, gdyż został już niecały tydzień. Te, jak i każde poprzednie, zamierzałem spędzić z moimi rodzicami. Jedyna różnica będzie taka, że w tym roku po kolacji raczej nie spotkam się z Meadow, jak to mieliśmy w zwyczaju. Przynajmniej jak na razie nic ma to nie wskazywało.

W wolnym czasie starałem się malować, ale to już nie dawało mi to takiej przyjemności jak kiedyś, więc dałem sobie spokój. W taki oto sposób, gdy wracałem do domu, zasiadałem przed telewizorem, ponieważ nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić. Telefon zostawiałem w sypialni. Nie chciałem na niego nawet patrzeć, gdyż to tam był WhatsApp oraz inne aplikacje umożliwiające kontakt, a to ściągało moje myśli do tego, czy nie pojawiło się powiadomienie o wiadomości od wiadomej osoby. Wiedziałem, że takowego nie zobaczę, więc unikałem rozczarowania i starałem się nie robić sobie najmniejszych nadziei. To nie tak, że tylko czekałem, aż tylko Meadow się odezwie. Próbowałem nawiązać z nią kontakt kilkukrotnie, jednak za każdym tym razem zostałem olany. Chyba wykorzystałem cały zapas nerwów, bo nie miałem już siły na taką zabawę w kotka i myszkę. Męczyło mnie to. Zechce porozmawiać czy nie zechce? Czy w ogóle odpisze? Co tym razem będzie jej usprawiedliwieniem?

Noce były najgorszą częścią doby. Leżąc na łóżku otoczony ramionami ciemności, pozostawałem na pastwę swoich myśli, które nieustannie krążyły wokół przyjaciółki i nie chciały odpuścić. Męczyłem się niemiłosiernie. Starałem się zasnąć, jednak sen nie nadchodził, a gdy udało, był płytki i nawet najmniejszy dźwięk mógł mnie wybudzić. W dzień włóczyłem się zmęczony. Drzemka nie wchodziła w grę, ponieważ nie było mowy, abym zasnął w dzień. Nigdy wcześniej nie miałem problemów ze snem, a jednak dopadły i mnie.

Od jakiegoś czasu używanie telefonu sprowadzało się jedynie do robienia rzeczy związanych z pracą, od czasu do czasu jakiejś krótkiej rozmowy z mamą. Zatem nie wiedziałem też, co działo się u Keegana oraz Lucy w ostatnim czasie. Powinienem się do nich odezwać, dać jakikolwiek znak życia. Z taką postawą niczym nie różniłem się od Meadow, która ewidentnie postanowiła wypiąć się na mnie oraz na te wszystkie lata, kiedy budowaliśmy naszą przyjaźń.

Z niechęcią wziąłem telefon do ręki, odblokowując go. Po wejściu w nasz grupowy chat, zauważyłem, iż życie na nim toczyło się dalej beze mnie oraz bez Meadow. Bez większego zainteresowania przejrzałem nieodczytane wiadomości. Wymieniali się memami, na które zwróciłem uwagę, zapisując kilka z nich. Dochodząc do nowszych wiadomości, coraz częściej natykałem się na swoje imię. Pytali, co się stało, że się nie odzywałem, prosili, bym dał znak życia. Napisałem więc:

Spokojnie, żyję. Po prostu nie czuję się ostatnio najlepiej. Co u was?

Po wysłaniu ponownie odłożyłem telefon, przecierając twarz dłońmi. Czułem się okropnie.


Do świąt zostało kilka dni, a ja siedziałem na kanapie z butelką piwa w ręku, wpatrując się tępo w przystrojone drzewko. Jakbym oczekiwał, że zaraz wyśpiewa mi idealnie rozwiązania wszystkich moich problemów. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałem. Zwłaszcza po dziewiętnastej w piątkowy wieczór.

– No witam – przywitał mnie Keegan, nonszalancko opierając się o framugę drzwi z rękami schowanymi w kieszeniach spodni. – Jednak żyjesz.

Wpuściłem go do środka. Zamknąłem drzwi, następnie usiadłem obok niego na kanapie.

– Żyję – mruknąłem.

SaudadeWhere stories live. Discover now