25. One step foward, two steps back, he's lost in the crowd

7 1 11
                                    

Poranny chłód wpadający przez otwarte okno owiewał moje nagie plecy. Ptaki świergotały na zewnątrz, zwiastując nadejście nowego dnia, a ja od jakiejś godziny usilnie próbowałem zasnąć jeszcze raz, by choć odrobinę posilić się snem po niemal nieprzespanej nocy.

Nadeszła sobota, czyli dzień, w którym miałem zjeść obiad ze swoją (byłą) przyjaciółką oraz jej chłopakiem. O dziwo nie odczuwałem jakichś wielkich emocji z tym związanych. Choć nie potrafiłem wyrzucić myśli kłębiących się z tyłu głowy o tym, czy może Meadow nie była w ciąży lub się zaręczyli. Po pracy przygotowałem się do wyjścia, nie do końca wiedziałem, co założyć. Zdecydowałem się na klasyczny strój – materiałowe spodnie, do tego kolorowa koszula, a pod nią zwykły biały podkoszulek.

Niecierpliwie spoglądałem na przesuwające się wskazówki zegara. Musiałem przyznać sam przed sobą, iż trochę się stresowałem. Jakiekolwiek próby uspokojenia się na nic się nie zdawały, a jedynie pogarszały sytuację. Chciałbym, żeby było już po wszystkim, żebym nie musiał tkwić w tym dziwnym stanie niepewności, co przyniesie to popołudnie.

Zanim stanąłem u progu domu Meadow, spaliłem dwie fajki, a po naciśnięciu dzwonka odetchnąłem głęboko. Na podjeździe stało auto Andy'ego,zatem on był już na miejscu.

Otworzyła mi Meadow ubrana w czarną obcisłą sukienkę na ramiączkach z głębokim dekoltem. Gdyby miała większy biust, materiał na nich prawdopodopodobnie zasłaniałby jedynie sutki. Na nogach miała szpilki, swoje krótkie włosy elegancko spięła z tyłu, a to wszystko pieczętował wyraźny makijaż. Nigdy nie przypuszczałem, iż mógłbym zobaczyć Meadow w takim wydaniu.

Zaprosiła mnie do środka. Od razu uderzył mnie zapach przygotowanego jedzenia wymieszany z dość mocną wonią męskich perfum, która niemal onieśmielała; chyba właśnie trochę się tak poczułem – onieśmielony i nieco przytłoczony obecnością partnera Meadow. Choć go nie widziałem, byłem pewny, iż tu się znajdował i wcale nie przez jego perfumy. Obaj bardzo się różniliśmy, a lista tych różnic prawdopodobnie byłaby nieskończona. Do tego zauważyłem różnicę w zachowaniu kobiety. Odruchowo uniosłem brodę, aby dawać wrażenie bardziej pewnego siebie, niż rzeczywiście byłem. Być może sam w to uwierzę.

Fake it, till you make it.

Spodziewałem się Andy'ego wystrojonego w elegancki garnitur lub coś podobnego i właśnie tak było. Do spodni od garnituru dopasował kremową koszulę z delikatnym haftem w kolorze jej materiału, przez co nie był zbyt widoczny. Rozpiął kilka górnych guzików, więc mogłem dostrzec łańcuszek z zawieszką w kształcie jakiegoś ptaka spoczywającą na jego piersi.

Podaliśmy sobie ręce na przywitanie, Meadow przedstawiła nas sobie, nie wiedząc, iż poznaliśmy się już jakiś czas temu bez jej czynnego udziału. Po załatwieniu formalności i wymienieniu uprzejmości, usiedliśmy przy stole.

Smak przygotowanych przez kobietę dań aż nazbyt przypominał mi o naszych wspólnych chwilach. Samo przebywanie w jej domu, który kiedyś był dla mnie niemal jak swój własny, teraz wydawał się zupełnie obcy.

Obiad przebiegał w miłej oraz spokojnej atmosferze. Póki co żadne z moich przypuszczeń się nie sprawdziły. Andy prowadził ze mną normalną, cywilizowaną rozmowę, czym trochę mnie zaskoczył. Albo to po prostu ja przesadzałem, źle go oceniając.

– Niall robi piękne zdjęcia, ma nawet własne studio fotograficzne i też maluje niesamowite obrazy – odezwała się Meadow nieśmiało, nie odrywając spojrzenia od talerza, po tym jak z ust Andy'ego wypłynął potok słów wychwalający kobietę.

– Tak? – Swoją uwagę przeniósł na mnie. – Własne studio fotograficzne?

Na jego wargach zamajaczył uśmieszek, który na pierwszy rzut oka mógłby wydawać się szczery, lecz, gdy dłużej się przyjrzeć, wcale taki nie był. Wpatrywał się we mnie ciekawskim spojrzeniem, wyczekując, aż opowiem coś więcej o moim biznesie.

SaudadeWhere stories live. Discover now