14. I try to say I'm fine

14 3 6
                                    

KEEGAN

Sobotę miałem wolną od pracy, naukę również sobie odpuściłem. Uznałem, że to był idealny dzień, aby w końcu spotkać się z Niallem oraz Lucy. Meadow to ciężki temat. Od kilku miesięcy jakby odcięła się od nas. Nie miałem pojęcia dlaczego, co się działo. Nieraz próbowałem się od niej dowiedzieć, ale mówienie do ściany byłoby bardziej owocne. Brakowało mi jej, jasne. Denerwowało mnie też, że ot tak nagle zerwała z nami kontakt, bo inaczej tego nie było można nazwać.

Ja jednak nie oczekiwałem od Meadow wyjaśnień wobec mnie. Znaliśmy się kilka lat, a to niewiele w porównaniu do jej przyjaźni z Niallem. Znali się od dziecka, byli niemal nierozłączni. Nigdy z nikim nie miałem takiej relacji jak ta dwójka, więc mogłem sobie jedynie wyobrażać, co w tym czasie czuł Horan. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego Meadow od niego się odsunęła. Martwiłem się o niego, ponieważ widziałem, jak ta rozłąka na niego wpływała. To już nie był ten sam Niall, co jeszcze osiem miesięcy temu. Bywały momenty, że było lepiej, lecz były to jedynie przebłyski. Zupełnie jakby ktoś brutalnie wyrwał jakąś jego część, bez której nie mógł lub nie wiedział, jak sobie poradzić.

Stojąc przed domem Nialla, nacisnąłem dzwonek. Za każdym razem, gdy tu przychodziłem, nie mogłem się napatrzeć, jak zadbany był ogród. Nie był wielki – ten ogród stanowił trawnik za domem oraz niewielka jego część przed nim z dwoma krzewami róż, rododendronem i hibiskusem. Podziwiałem go za to, że potrafił zająć się sam dość dużym domem, dopilnować porządku w ogrodzie, a także pomóc z tym Meadow.

Zmarszczyłem brwi, gdy po dłuższej chwili i dwukrotnym użyciu dzwonka nadal nikt mi nie otworzył. Zadzwoniłem po raz trzeci. Przyszło mi do głowy, że mógł gdzieś wyjść, w końcu było południe. Ostatnio dużo czasu spędzał na polu golfowym, a dziś pogoda dopisywała. W takim razie najprawdopodobniej był właśnie tam. Gdy odwróciłem się, chcąc odejść, usłyszałem szczęk zamka. Drzwi otworzył ledwo żywy Niall w samych bokserkach. Włosy oklapły mu na czoło, a pojedyncze kosmyki sterczały we wszystkie strony świata. Był blady, co tylko uwydatniło ciemne cienie pod oczami.

– Chryste, Niall – wymsknęło mi się.

– Chrystusem jeszcze nie jestem. Co cię napadło, żeby tak wcześnie przychodzić? Spać nie możesz?

– Stary, jest południe... – wyjaśniłem, na co zmarszczył brwi.

– Nieważne. – Odchrząknął. – Czegoś potrzebujesz?

– Myślałem, że wyjdziemy gdzieś na miasto, skoro mam wolne, ale jeśli dopiero wstałeś...

– Wejdź, zaraz się ogarnę.

Wyglądał na zmieszanego i jednocześnie rozkojarzonego.

Wszedłem za nim do środka. Z trudem powstrzymałem się przed cofnięciem, gdy do moich nozdrzy dotarł drażniący zapach alkoholu, a mój wzrok padł na stolik zastawiony butelkami po przeróżnych napojach alkoholowych. Odruchowo pokręciłem głową z dezaprobatą.

Co się z tobą dzieje, Horan?

– Co tu się stało? – zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Wymamrotał kilka przekleństw pod nosem.

– Zaraz wracam – rzucił, po czym zniknął na klatce schodowej.

Usiadłem na fotelu, chcąc na niego poczekać, ale nie wytrzymałem długo, kiedy patrzyłem na to pobojowisko niczym po srogiej libacji. Wyjąłem kosz spod zlewu, po czym zacząłem wrzucać wszystkie puste butelki. Zastanawiałem się, co zrobić z tymi, w których na dnie jeszcze nieco zostało... Ostatecznie wylałem resztki do zlewu, a butelki również wylądowały w śmietniku. Przy okazji uchyliłem okno, aby wywietrzyć nieprzyjemny zapach. Od razu zrobiło się przyjemniej.

SaudadeWhere stories live. Discover now