17. Bullet hole

24 3 18
                                    

No i stało się. Zostałem sam z całym moim dobytkiem. Trochę się tego bałem, gdyż nie byłem pewny, czy dam sobie z tym radę. Przyzwyczaiłem się do obecności Lisy, do wspólnej pracy z nią, przez co teraz nie wyobrażałem sobie znów robić to wszystko sam. Już nawet nie chodziło o pomoc, ale też towarzystwo. Szybko przyzwyczaiłem się do myśli, iż ktoś ciągle ze mną tu był, miałem do kogo się odezwać. Racja, bez przerwy pojawiało się coś do roboty, lecz spędzanie czasu pracy samemu a z kimś to dwie zupełnie różne rzeczy.

Mijał drugi dzień bez Lisy i od kilku dobrych godzin utwierdzałem się w tym, iż sam nie wyrobię na dłuższą metę. Potrzebowałem kogoś do pomocy. Ale musiałem jeszcze dokładnie przeanalizować, jaki sposób zatrudnienia byłby najlepszy.

Nie licząc klientów, przez dzień siedziałem sam, co nie było zbyt przyjemne. Po pracy wróciłem do pustego domu. Jak do stażystki przyzwyczaiłem się szybko, tak do powrotów do domu, w którym drażniąca cisza odbijała się od ścian, już ciężko było przywyknąć. Po tylu miesiącach wciąż gdzieś głęboko liczyłem na to, że po moim powrocie niedługo wpadłaby tu Meadow. Teraz byłem zdany na siebie.

Pomimo tych wszystkich przytłaczających myśli, humor mi dziś dopisywał. Nie miałem na co narzekać. Włączyłem album Fall Out Boy, aby je zagłuszyć i nie pozwolić zabrnąć zbyt daleko, a następnie zabrałem się za przygotowywanie kolacji.

Nabrałem ochoty na pizzę, lecz nie chciałem czekać, aż mi ją dostarczą z pizzerii, więc postawiłem na proste rozwiązanie, czyli pizzę z patelni. Jeszcze jednym plusem, oprócz szybkiego przyrządzenia, było to, że mogłem położyć na niej, co mi się tylko podobało. Nawet dżem żurawinowy. Okej, bez przesady.

Gdy rozciągałem to cholerne ciasto na patelni, usłyszałem dzwonek do drzwi. Odruchowo wytarłem ręce o koszulkę, zostawiając na niej ślady po mące. Powstrzymałem się od kolejnego przekleństwa; zagniatając ciasto wystarczająco nabluźniłem na czym świat stoi. Otworzyłem drzwi.

– Hej – w progu przywitała mnie rozpromieniona Lucy.

– Hej – odpowiedziałem, wpuszczając ją do środka.

– Co tak ładnie pachnie?

– Sos do pizzy.

– Idealnie trafiłam. – Potarła dłonie.

– Do pizzy z patelni – z cwanym uśmiechem nieco ostudziłem jej zapał. Widząc jej niezbyt zadowoloną minę, dodałem: – Mogę ci zrobić drugą.

– Sama mogę zrobić.

– Przestań. Żaden problem.

No może jeden był – ciasto.

Przewróciła oczami.

– A co ja niby zrobię ze sobą w tym czasie?

– Będziesz mnie podziwiać – odparłem, puszczając jej oczko i wracając do kuchni. Za plecami usłyszałem ciche westchnienie przyjaciółki.

– Brzmi kusząco – rzekła z zawadiackim uśmiechem, po czym usiadła przy wyspie kuchennej.

Przyglądała się moim poczynaniom, przy czym nuciła pod nosem HOLD ME TIGHT OR DON'T. Przygotowałem wszystkie dodatki, więc przyszła pora na najmniej lubianą przeze mnie czynność. Rozpraszał mnie uważny wzrok Lucy na moich rękach, przez co próba wyrobienia dobrego ciasta wychodziła mi jeszcze gorzej niż wcześniej. Kobieta chyba już nie mogła znieść widoku, jak się z tym męczyłem. Przegoniła mnie machnięciem ręki, umyła ręce, następnie sama zabrała się za gniecenie. Nic nie mówiła, lecz po tym, jak kręciła głową zrezygnowana, wnosiłem, iż coś zjebałem.

SaudadeHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin