34 ― O IDEALNYM CZASIE

282 29 13
                                    

Nasza wędrówka dobiega powoli końca.

Jake i Sierra niosą na zmianę Malcolma, a mnie pozostaje uważne pilnowanie Quentina. Nie jest to jakiś wielce skomplikowany wyczyn. Chłopiec trzyma się mojego boku jak rzep psiego ogona i nie zanosi się na to, żeby w najbliższym czasie fakt ten miał się jakkolwiek zmienić.

Okrążamy sklep, aby dotrzeć na tyły budynku. Ponoć Meese poinstruował Jake'a, że jeśli zdecydujemy się dołączyć do ucieczki, mamy nie ściągać na siebie zbędnej uwagi wśród bezdomnych i przejść zapleczem. Rzeczywiście, gdy tylko zatrzymujemy się przy wysokim ogrodzeniu, lampy zewnętrzne wytyczają nam już kolejną ścieżkę do pokonania.

Quentin i ja wchodzimy pierwsi, tuż za nami podąża Sierra z Malcolmem. Jake zamyka za nami bramę. Spoglądam na niego przez ramię. Nie odzywał się do mnie, odkąd wyszliśmy ze szpitala. Nawet w rozmowie ze Sierrą, kiedy ta zwracała się bezpośrednio do mojej osoby, Jake nie podłapywał tematu. Patrzę na niego długo i intensywnie, wyczekując, aż przechwyci mój zasmucony wzrok. Rusza w moim kierunku ze spuszczoną głową.

― Quentin? ― szepcę do chłopca. ― Poczekaj na nas ze Sierrą. Zaraz do ciebie przyjdziemy.

Dzieciak kiwa głową i zmyka w stronę wspomnianej kobiety. Wodzę za nim chwilę wzrokiem. Pokonuje dzielnie schody, po czym, jakby odrobinę speszony, przystaje po lewej stronie Sierry. Kącik moich ust unosi się słabo. Zawstydza się, gdy dołącza do Jany, a także Meese'a, który przelicza w skupieniu pieniądze. Jest tak zajęty swoją robotą, że nie zarejestrował jeszcze naszej obecności.

Odwracam się twarzą w stronę Jake'a. Nasze spojrzenia krzyżują się dosłownie w tej samej chwili, gdy oficer Riley orientuje się, że ma na swojej drodze małą przeszkodę.

Kładę dłonie po jego obydwu bokach i powstrzymuję go, nim brutalnie mnie depcze. W jego oczach widzę masę roztargnienia. Zaciskam mocniej palce na materiale jego bluzy i przyciągam mężczyznę bliżej siebie, nie pozwalając na to, aby perfidnie mnie ominął. Nie wydaje się jednak, jakby miał zamiar coś takiego zrobić.

Nie mam pojęcia, co chciałabym teraz powiedzieć. Przekonywać go, że ucieczka będzie dla niego najlepszym wyjściem? Wmówić i sobie, i Jake'owi, że poczucie winy zniknie za... ileś lat? Co, jeśli to się nigdy nie stanie? Naprawdę chcę mu to zrobić? Przysuwam się do mężczyzny coraz bardziej. Nie odrywam od Jake'a wzroku.

― Przepraszam ― szepce. ― Ale nie mogę postąpić inaczej.

― Wiem ― odpieram słabo. Nie dowierza mi. Biorę wdech, kiedy dotykam dłonią jego policzka. Czuję pod palcami przyjemne drapanie. ― I wiem, że to niczego między nami nie zmienia ― dodaję pewniej. ― Wiem, że ci na mnie zależy i... poniekąd dlatego twoja decyzja jest taka, a nie inna. Mnie zależy na tobie, Jake, więc nie chwycę się żadnej głupoty, która mogłaby ci jakkolwiek zaszkodzić. Obiecuję.

― Co masz na myśli? ― dopytuje cicho. Patrzy na mnie wnikliwie.

― Sama chciałabym wiedzieć ― przyznaję. Wskazuję palcem swój plecak, a następnie Quentina. ― Wiem tyle, że poprosiłeś mnie o zrobienie dwóch rzeczy. Nie zawiodę cię.

― Dziękuję ― mówi. To drugi raz. I drugi raz w dniu dzisiejszym zastygam na parę sekund w bezruchu. Kiedy jednak udaje mi się wrócić do rzeczywistości, orientuję się, że palce Jake'a zaciskają się na moich dłoniach. Uśmiecham się delikatnie, gdy odpieram:

― To ja dziękuję. Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i robisz. I, jak zgaduję, będziesz robił dalej, kiedy tylko znów się spotkamy. Dziękuję, że jesteś.

Jego ramiona opadają wraz z głośnym, niemalże przejętym wydechem, który opuszcza płuca mężczyzny. Jake oblizuje nerwowo usta; zauważam, jak drgają pod naciskiem słów, jakie najpewniej pragną ujrzeć światło dzienne. Kurwa. Oczy mnie pieką. Przyciskam się do Jake'a, obejmując go ramionami w pasie. Czuję na sobie wyłącznie jego jedną ręką, która otacza mnie troskliwie i przyciąga to siebie tak mocno, aż zaczyna brakować mi tchu. Wznoszę wzrok i zaciskam zęby, byle tylko nie zacząć krzyczeć z wewnętrznego bólu. Widzę, jak Jake przyciska palce wolnej dłoni do oczu; przeciera nimi ich kąciki, a dolną wargę zagryza zębami.

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz