06 ― NADZIEJA CIOTKĄ NAIWNYCH

494 57 99
                                    

#ScarsPL

― Cześć, dzieciaku.

Pukam kilkakrotnie w szybę, ściągając na siebie uwagę siedzącego po drugiej stronie Scotta. Jest pochłonięty oglądaniem filmików na YouTube. Całe szczęście, że pacjentom pozwolono trzymać w izolatkach swoje rzeczy osobiste; przynajmniej mogą zająć czymś natrętne myśli. Głupia, to przecież nie zakład karny o zaostrzonym rygorze, tylko kwarantanna. Choć jak na to wszystko patrzę, niedaleko jej do jednego z najcięższych więzień świata.

Kiedy zajrzałam do Scotta po powrocie do szpitala, chłopak udawał, że śpi. Widziałam jednak, jak drgnął mięsień jego twarzy, gdy rzuciłam ciche przepraszam. Potrzebowałam tego. Poczułam odrobinę ulgi. Scott mi nie odpowiedział, dlatego też nie nękałam go więcej swoją obecnością. Pewnie chciał zostać sam. Może dziś coś się w tym temacie zmieniło. Uśmiecham się słabo, choć nawet nie mam po co. Scott nadal na mnie nie reaguje. Zaciskam usta w cienką linię, splatając ramiona na piersi, odrobinę zasmucona. Nie mam bladego pojęcia, jak powinnam z nim rozmawiać. Nie będę go pocieszać, bo jedynie mnie wyśmieje. Płakać też nie ma co, bo wyśmieje mnie jeszcze bardziej. A może najlepiej powinnam zaufać swojemu instynktowi i mówić to, co przychodzi mi na język?

Chyba już nie mam niczego do stracenia. Mogę wyłącznie zyskać odrobinę uwagi Scotta. Albo dowiedzieć się, co myśli na mój temat.

― Scott, proszę. Nie lekceważ mnie ― kontynuuję ostrożnie. Wpatruję się w nastolatka odrobinę natrętnie. Tylko dlatego, że Scott leży plackiem na łóżku, spostrzegam, jak bardzo on i Dallas są do siebie podobni z profilu. Dlaczego nie dostrzegłam tego wcześniej? ― Mogę ci ukraść trochę czasu?

― Skoro nalegasz. Jeszcze trochę go mam ― odpiera zdawkowo. Spuszczam na kilka sekund wzrok. Cholera, nie przemyślałam tego durnego pytania. Scotty przysiada na krawędzi materaca. Dopiero teraz widzę jego twarz w pełnej okazałości. Tak nie wygląda zbyt optymistyczny poranek. Wirus zaczyna robić swoje. ― Co słychać? ― rzuca zaskakująco... normalnie, wręcz miło. To złudne. Scott jest zdenerwowany, a co za tym idzie, zachowuje się podobnie jak Dallas. Będzie strzelał złośliwościami, dopóki mu się nie znudzi. ― Ta ładna pielęgniarka powiedziała, że poszłaś zobaczyć się ze swoim chłopakiem. Uznałem więc, że pewnie miałaś na myśli Dallasa.

― Zgadłeś ― przyznaję. Łokieć znów zaczyna mnie boleć. Rozmasowuję rozbite miejsce dłonią. ― Ustawili wokół ogrodzenia kontenery. Nawet nie wiem, czy go kiedykolwiek więcej zobaczę. To żałosne uczucie.

― Przynajmniej miałaś szansę. Mnie olał ― uznaje Scott. Przechyla się w tył, opierając ciężar ciała na rękach. Zapada między nami chwila ciszy. Moja mina musi być nietęga, ponieważ w pewnym momencie Scott wzdycha głośno, mówiąc:

― Przepraszam.

Unoszę wysoko brwi, odrobinę zbita z tropu. Co on powiedział? Przeprosił mnie? Za co? Za te pyskówki, do których jestem przyzwyczajona? Przyglądam się chłopcu z otwartym zdziwieniem, które nie umyka jego uwadze. Scott kiwa głową, jakby tym gestem dodatkowo potwierdzał prawdziwość swoich własnych słów. Kiedy tak na niego patrzę, zauważam coraz więcej szczegółów; czerwone obwódki wokół jego oczu zaczynają być coraz intensywniejsze, a jego cera z godziny na godziny staje się coraz bardziej szarawa. Scott kicha kilka razy, następnie przecierając nos rękawem. Przeraża mnie, jak uparcie wierzę, że złapał małe przeziębienie, pechowo mylone z wirusem.

― Ten dupek wie, że jestem chory? ― pyta chłopak. Potrząsam przecząco głową. ― Tata? ― wylicza dalej. Ponawiam gest. ― Chociaż ta jego młoda laska? ― Moja odpowiedź nie różni się niczym od poprzednich dwóch. Scott parska nerwowo pod nosem. ― Dlaczego?

SCARSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz