23 ― PROPAGANDA NADZIEI

334 44 157
                                    

Z mieszkania dziennikarek wychodzimy z niczym. Lecz tylko oficjalnie. Bawię się ukrytym w kieszeni bluzy znaleziskiem, zastanawiając się jednocześnie, czy powinnam puścić parę z ust. To nie tak, że nie ufam Jake'owi Riley. Aktualnie wierzę mu jak nikomu innemu. To prostsza sprawa ― najzwyczajniej w świecie nie wierzę samej sobie, ani temu, jakie faktyczne intencje skrywają się za moim milczeniem.

Nie odzywam się długo. Odpowiadam głównie na słowa Jake'a, a nawet i wtedy, gdy spotykamy się z Lexem w kontenerze, aby omówić napotkaną sytuację, zachowuję się niemalże tak, jakbym uciekła duchem daleko w kosmos. W rzeczy samej, nie narzekałabym, gdyby rzeczywiście miało to miejsce. Staram się skupiać na rozmowie policjantów, jednak moja podzielność uwagi przechodzi solidny kryzys.

― Było źle, Lex ― streszcza Jake. Głos ma zmęczony, organizm zresztą też; opiera się plecami o ścianę kontenera, jakby już za chwilę miał runąć bezsilnie na podłogę. ― I to nie byli złodzieje. Telewizor i jedzenie ciągle tam były. Jedyne, co zniknęło, to ich komputer. Wszystkie dokumenty były spalone. Nawet sposób, w jaki ciała tych kobiet były zawinięte. Wyglądało na to, że... Hej. Słuchasz mnie w ogóle?

Wzdrygam się, gdy głuchy huk roznosi się po tej głupie puszce, w której ślęczymy już od dobrych dziesięciu minut; Jake uderza pięścią o ścianę kontenera, próbując przywrócić zamyślonego Lexa do świata żywych. No patrzcie, no ― więc nie tkwię sama w krainie wiecznego lamentu.

― Nie zostawili żadnego śladu ― dodaje spokojniej oficer Riley. Zostawili i ma go Stella. Nie, nieprawda. Stella niczego nie znalazła. ― Ktokolwiek to zrobił.

― To Lommers, Jake.

Przestaję cokolwiek rozumieć. Moje palce zaciskają się na przedmiocie, a jego ostre końce wbijają się w skórę. Nie zwracam uwagi na ten maleńki ból. Ta odrobina dyskomfortu pomaga mi nieco scentralizować swoje myśli. Patrzę czujnie na Lexa. Nie jestem w stanie przewidzieć, jak brzmieć będą jego kolejne słowa..

― To była Lommers ― powtarza Carnahan. Przechyla głowę, równie oparty plecami o ścianę jak Jake, i posyła nam sposępniałe spojrzenia. ― Gdybyś widział ją dziś rano... Jak radziła sobie z prasą... Ma kogoś wewnątrz.

...tylko się nie udzielaj, powtarzam sobie. Czekaj na rozwój wydarzeń. Nie wychodź przed szereg. Przenoszę cały ciężar ciała na lewą stronę, gdy splatam ramiona na piersi i zaczynam podrygiwać niekontrolowanie nogą. Przestaję jednak sekundę po tym, kiedy dociera do mnie, że w ten sposób mogę zdradzić, że dokopałam się do pewnego istotnego szczegółu. Zamieram więc w miejscu niczym antyczna rzeźba.

― Albo kogoś wysłała ― główkuje Jake.

― A o kim wiemy, że wpadł do kordonu podczas zrzutu żywności, zorganizowanego na szybki rozkaz doktor Lommers?

― Kto? Meese? ― dziwi się Jake. ― Nie. Może pracować z tym gangiem, ale nie może być... ― Jake znów zaczyna powątpiewać. Czuję na sobie jego spojrzenie. ― Mieli policyjny telefon satelitarny. Gang miał telefon policyjny.

― ...nadal uważacie, że Meese tak po prostu wpadł do środka? ― daje nam do myślenia nasz wspólny przyjaciel. Wodzę wzrokiem po kontenerze, za wszelką cenę unikając kontaktu wzrokowego z Carnahanem. Najchętniej nie patrzyłabym na żadnego z nich. ― Z jednym z telefonów departamentu...?

Zapada cisza.

Nerwy roznoszą mnie od środka. Wiem, że jeśli moi przyjaciel dalej będą tak wspólnie główkować, dotrą do jakichś wniosków. Nie chcę, żeby były one niekorzystne. Kłócę się z samą sobą. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie chodzi wyłącznie o mnie i to, czy ktoś kłamie niczym z nut. O nie. Krok za krokiem okazuje się, że cała ta sytuacja nie jest tylko zbiegiem okoliczność, a idealnie rozplanowaną akcją. Giną dowody. Ktoś je niszczy. A co za tym idzie, ktoś zdecydowanie nie ma ochoty na to, aby jakaś większa tajemnicza ujrzała światło dzienne. Tylko dlaczego?

SCARSWhere stories live. Discover now