24 ― PRAWDA W OCZY KOLE

429 43 214
                                    

― Jesteś wiedźmą.

Nie powiem. Miłe powitanie.

Posyłam Jake'owi zainteresowane spojrzenie, gdy gliniarz objawia się u progu mojego pokoju niczym duch. Nawet nie zapukał. Chyba czuje się tu jak u siebie.

Co jednak przyciąga moją uwagę? Jego uśmiech. Szeroki, szczęśliwy uśmiech, który działa kojąco na moje serce. Nie zdążył się przebrać, dlatego domyślam się, że ledwie co wrócił do szpitala.

Opieram się wygodniej o kanapę i czekam, aż Jake rozwieje tę dozę tajemnicy. Gestem dłoni zachęcam, aby wszedł do środka. Oficer Riley nie zastanawia się długo nad podjęciem decyzji; zatrzaskuje za sobą drzwi, a moment później zajmuje wolne miejsce na podłodze, tuż obok mnie. Nie mogę oderwać wzroku od wesołości, która rozpromienia przemęczoną twarz mojego przyjaciela.

― No, Jake. Oświeć mnie. Dlaczego jestem wiedźmą? ― dopytuję. Jake ściąga górę policyjnego munduru i rzuca graty pod ścianę. ― To, że świat skopie mnie i ciebie po nerach, nie było jakoś szczególnie trudne do odgadnięcia.

― Odebrałem poród ― wyznaje Jake. Przechyla lekko głowę, posyłając mi dumne spojrzenie. Usta ma zaciśnięte w cienką linię, choć radość nadal wykrzywia jego rysy w ogromie pozytywnych emocji. Jezu, ale mu zazdroszczę. ― Wykrakałaś.

― Rzeczywiście. Jestem wiedźmą ― wzdycham teatralnie. Marszczę brwi, gdy dociera do mnie pewna rzecz. Dotykam wierzchem dłoni czoła, gdy z pełnym przejęciem kontynuuję:

― Cholera. Słowo w słowo. Spełniło się nawet moje życzenie. Nie było mnie tam.

― Całe szczęście ― przyznaje Jake. ― Twoje omdlenie w niczym by mi nie pomogło.

― Racja. Mogłabym przeszkadzać. Jestem z ciebie dumna, Jakie ― oświadczam. Kiwam głową w geście uznania. Serio. Jestem pod wrażeniem. ― To jak? Po wszystkim zmienisz branżę? A może już mam mówić doktorze Riley, a nie oficerze?

― Wszystko będzie lepsze, niż praca w APD. I wystraczy, że będziesz mówić do mnie po imieniu, a nie Idzie Zjebany Glina.

― Kto był taki kreatywny? ― interesuję się. ― Jakieś małolaty?

― Prawie. Choć bardziej trzy czwarte populacji kordonu ― wzdycha. ― Ale, co by nie było, jestem lokalną gwiazdą.

― I jeszcze odebrałeś poród ― przypominam.

― Właśnie. ― Pstryka palcami. ― Odebrałem poród.

Entuzjazm Jake'a zaczyna udzielać się i mnie. Im dłużej spoglądam w jego zadowolone oczy, tym coraz intensywniej odnoszę wrażenie, jakby całe zło tego świata odchodziło w zapomnienie. Chciałabym, żeby tak się stało. Mogłabym tkwić w tym stanie w nieskończoność.

― To było szaleństwo ― wraca do opowieść Jake. Wbija wzrok w swoje dłonie. Ten jego nerwowy chichot brzmi przecudownie. Dawno go nie słyszałam. ― Ta dziewczyna... Teresa... Ona ma osiemnaście lat... I... Była niesamowita. Nie mam pojęcia, jak tego dokonała.

Z trudem opanowuję to małe rozbawienie, które trzęsie mną od środka. Typowy facet. Jak tego dokonała? Normalnie. Jak każda kobieta na przestrzeni tysięcy lat. Nie komentuję tego głośno. Niebawem będę musiała zepsuć tę sielankową atmosferę. Wolę, żeby Jake korzystał jeszcze chwilę ze swojego dobrego nastroju, nim rozpadnie się on na kawałki.

― Podziwiam ją ― odpieram szczerze. ― Gdybym była na jej miejscu... Nie wiem, czy dałabym sobie radę. Zwariowałabym.

― Kto wie ― Jake wzrusza mimowolnie ramieniem, kiedy ponownie skupia na mnie swoje szczęśliwe spojrzenie ― może kiedyś się przekonasz?

SCARSWhere stories live. Discover now