Dawno, dawno temu, w głębokiej kniei, tundrze nieprzebytej, gdzie zima drogowców nie zaskakiwała, gdyż trwała tam rok cały, dzielny książę Hoseok na swym wiernym rumaku Mickym brnął po pas w zaspie śniegu.
Jako, że mąż był z niego niebywale honorowy i odważny, a przy tym nienagannie w aparycji ujmujący nie zrażał go trud drogi. W głowie jego tliła się wówczas jedna myśl, by odnaleźć wysoką wieżę i uwolnić uwięzioną tam tragiczną piękność, zamkniętą wbrew woli, dla smutku ostoję.
Przebył kraj cały jak długi i szeroki, walcząc z monstrami przeróżnymi, nienażartego ogra Jungkooka pokonując, baba jagę Jiminę przechytrzając zamknąwszy ją w damskiej saunie, gdzie zwabiona niezdrową fascynacją kobiecym ciałem, doskonała żywota w odorze damskich perfum, nawet nieodgadywalną odgadywankę błazna Tae odgadując, a brzmiała ona następująco:
Wymyśl wędrowcze zagubiony wbrew woli, dwuznaczność, która mnie zadowoli
Książę Hoseok odrzekł bez wahania
Nie wiesz czy lubię ostre jedzenie, czy w głowie tylko mi chędorzednie, nie wiesz czy mam wywalone na wszytko, gdy powiem ci durniu "Pieprzę wszystko".
Niepocieszony błazen przyznał mu rację i wypuścił pięknego księcia w dalszą drogę.
Nieprzebytymi ścieżkami dotarł w końcu do upragnionego celu. Zsiadł z konia wiernego i stanąwszy pod wieżą wielką, zaparł się pod boki, w pozie heroicznej zakrzyknął.
Pani, spuść swe włosy!
Upragniony złoty Kłos nie zawisł jednak z jedynego okienka zamkniętego szczelnie na cztery spusty. Ponowiona prośba obeszła się bez skutku, tak samo jak i trzecia, dziesiąta i szesnasta.
Zdarte gardło księcia doskwierało bardziej niż odmrożone kończyny, dygotał z zimna stukając o siebie kolanami odzianymi jedynie w zamszowe rajstopy. Że też dał się namówić na tę podróż. Przecież nawet jeśli jakaś królewna tam i kiedyś żyła, pewno dawno zamarzła w tym wypizdowie.
Chciał już zawracać i na swym wiernym rumaku odjechać, ale cichy szelest, który wcześniej wydawał się odległym stukotem, teraz zamienił się w mocny tętent i przedziwne dyszenie. Jego oczom ukazały się wielkie sanie ze złotymi płozami. Zajechały mu drogę, wchodząc w zamaszysty zakręt i obsypując księcia śniegiem aż po czubek nażelowanej głowy.
- Szukasz kogoś panie? - W pojeździe ciągniętym przez dziesięć dorodnych, śnieżnobiałych jednorożców siedział mężczyzna o posturze wspaniałej, muskularnej, ramionach szerokich, o gładkim licu i ciemnej grzywie falistych włosów.
- Szukam uwięzionej tu zacnej białogłowy, przybyłem uratować ją niezwłocznie, gdy dowiedziałem się o jej niedoli.
- Hmmm... - Zamyślił się piękny mężczyzna w saniach - wsiadaj piękny książę. Białogłowy tu nie znajdziesz, ona już od kilku lat w moim pałacu w luksusy opływa. - Zamaszystym kopem posrebrzanego kozaczka otworzył przymarznięte drzwiczki do sań.
- Jak to opływa?
- Wiele lat temu ktooś rzucił na nią klątwę i postawił ultimatum jeśli w pałacu chcesz wygód zaznać przeróżnych z więzienia swego zwyzywaj podróżnych.
Hoseok zatrwożył się straszliwie. Białogłowej nie przystoi brzydkich słów używać. Cóż to za niewychowana i niehonorowa dziewucha, która dla wygód swoje dobre imię splamiła? Poważnie zastanawiał się, czy chce pojąć za żonę taką dziewoję.
Wsiadł jednak na powóz mężczyzny o misternej aurze, a Mickey wiernie dreptała u ich boku.
- Kim jesteś panie?
CZYTASZ
Kartka papieru| Sope
Fanfiction|Zakończone| Yoongi pracuje w bibliotece. Lubi spokój, przyzwyczaił się do niego. Pewnego dnia pojawia się ktoś, kto mu ten spokój zakłóca. I to uparcie, nawet irytująco z czasem. _________ Okładka wykonana przed _freantallq