†5†

1.6K 94 112
                                    


Wyszłam z mieszkania i szybko przebiegłam przez ulicę. Na szczęście apteka była niecałe trzy minuty biegiem.

Weszłam do dobrze znanego mi miejsca i stanęłam przy ladzie. Po paru sekundach podeszła do mnie jedna z pracownic. Koleżanka mojej mamy.

- Witam cię Megan. - Uśmiechnęła się przez co przeszedł mnie dreszcz. - Coś podać?

- Tak. Dużo bandaży i jakieś dobre środki do odkażania ran. - Mruknęłam na jednym wydechu. Znowu mówiłam szybko ale bez emocji. Mój stan wrócił.

Starsza pani weszła na chwilę na zaplecze i wróciła z reklamówką pełną jakiś przedmiotów.

- Proszę. - Podała mi torbę. Zapłaciłam i bez słowa wyszłam z apteki.

Zrobiłam parę kroków w stronę mojego domu i nagle usłyszałam że ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i cały mój ,,dobry humor" nagle odleciał.

- Megan! Stój! - Po drugiej stronie ulicy biegł w moją stronę Alex. Był już mocno zdyszany ale uśmiechnięty. Jak ja go nienawidzę.

- Chcesz coś. - Mruknęłam Kiedy znalazł się przy mnie. - Spieszy mi się.

- Ja tak tylko pogadać. Zauważyłem jak wchodzisz do apteki. Po co ci bandaże. - Wskazał na reklamówkę która trzymałam w dłoni.

- Skaleczyłam się ostatnio w rękę i trzeba zmieniać opatrunki. U mnie w domu już się skończyły. - Zaczęłam iść w stronę domu. Muszę się go jakoś pozbyć.

- Mogłaś zadzwonić do mnie. Ja mam dużo tego na chacie. - Ruszył za mną.

- Super. - Mruknęłam przyspieszając kroku. - Słuchaj spieszę się do domu i nie wiem czy chcesz tam teraz wchodzić.

- Czemu. - Blondyn podbiegł do mnie.

- Happy wczoraj złapała jakiegoś wirusa. - Zaczęłam. - W nocy wymiotowała. Nie wiem czy chcesz to oglądać.

- Biedna. - Zwolnił. - Jak tak. To powodzenia. - Pomachał mi.

Heh. Taki z niego znajomy. Jak trzeba pomóc to ucieka. Dobrze że to tylko wymówka...

Wbiegłam do domu i od razu poleciałam na górę. Weszłam do pokoju i spojrzałam na łóżko. Puste.

- Zabije! - Krzyknęłam wychodząc z pustego pomieszczenia. Weszłam do łazienki. Czarnowłosy siedział na wannie pochylony do przodu i nieprzytomnym wzrokiem patrzył na swoje palce.

Podeszłam do niego. Na jego bluzie zaczęła pojawiać się duża plama krwi. Heh. Czego ja się spodziewałam. Że będzie grzecznie siedział w pokoju i na mnie czekał. Trzeba było go do tego łóżka przywiązać.

- Co ci się w leżeniu nie podobało. - Westchnęłam wyjmując bandaże, opatrunki i środki odkażające. - Wyprostuj się i podnieś bluzę. - Klęknęłam.

- Nie... - Przyłożył rękę do brzucha. - Sam sobie poradzę.

- Nie pierdol tylko podnoś bluzę! - Krzyknęłam ostro.

- Mówię kurwa że nie! Sam sobie poradzę! Cały czas sobie radziłem i teraz też dam radę SAM! - Krzyknął.

Wstałam i cofnęłam się. W tym stanie chyba nic by go nie powstrzymywało przed zabiciem mnie. Wyszłam z łazienki i zamknęłam drzwi.

- Ale ja później sprawdzę! - Krzyknęłam i oparłam się o ścianę obok.

Odchyliłam głowę lekko do tyłu i przymknęłam oczy. Co za uparciuch. Nie i nie. Kurwa. Jak ja z nim wytrzymam.

Inne Oblicze. Jeff the Killer.Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin