the end, game over (33)

382 38 17
                                    

(Przygotujcie kakałko, kawę lub herbatkę. Pisałam to cały dzień, dlatego rozdział liczy mniej więcej 5000 słów. A dla wrażliwych osób polecam zaopatrzyć się w chusteczki z biedronki)

Czułam się pół przytomna dlatego kurczowo oplatałam jego szyję. Przez całą drogę czułam jakbym odlatywała. Tak nie wyglądał człowiek po wypiciu alkoholu. Widok kogoś takiego miałam codziennie przez swoje całe życie. Dokładnie wiedziałam, że wtedy oczy się świecą przez swą szklistość, a sam człowiek może reagować nadmiernym rozbawieniem lub agresją. Wzrok był niepoprawny, bo widziane rzeczy były rozmazane i w ciągłym ruchu, ale na pewno nie w takim stopniu co u mnie. Mimo zaciskania powiek widziałam jakby rozpływający się obraz. Jedyne co pragnęłam to wydłubać sobie gałki oczne. Przerażało mnie to, bo tak jak w pierwszej chwili rozumiałam, że alkohol sprawił, że moje zachowanie diametralnie się zmieniło, tak teraz nie pojmowałam tego wszystkiego. Nie potrafiłam już normalnie ustać, tak jakby w moim ciele krążyły co najmniej 3 promile, a było ich przecież znacznie mniej. Powoli zastanawiałam się czy w tym całym piwie nie było czegoś jeszcze. Równie dobrze ci dwaj mogli dosypać jakieś środki psychoaktywne. Nawet jeśli, to mój organizm nie wiedział jak reagować na obie substancje. Rozumiałam powagę sytuacji, a nawet nagle potrafiłam spokojnie myśleć. Tylko myśli nie równały się czynom. Zachowywałam się jak osoba po całonocnej imprezie, gdzie nie zeszły żadne promile. Z każdą sekundą odczuwałam więc coraz większy strach. Nawet jej ułamki były jak minuty, a ja nie umiałam usiedzieć dłużej. Bo to wcale nie tak, że nie odpowiadała mi poza w jakiej się znajdowałam. Woń jego skóry była tak przyjemna , że w jakimś procencie mnie próbowała uspokoić. Nie chciałam schodzić, tylko bałam się tego jak mój organizm sobie radzi z tymi środkami. Nikt nie wiedział czy mój stan będzie się utrzymywał przez dobę, dwie, a może znikąd zacznę wymiotować albo i zemdleję z wycieńczenia. Odczuwałam ciepło rozchodzące się po moim ciele, a ono wcale nie należało do przyjemnych. To było jakbym znajdowała się na Saharze, a zarazem wiał zimny wiatr próbujący zmienić temperaturę. Byłam rozpalającym się ogniem i powiew nie potrafił go ugasić. Wyczuwałam, że nie zniosę tego i zrzucę z siebie swą narzutę w postaci kurtki. Jednakże na pragnieniach się kończyło. Wolałam się nie ruszać i jedyne co mi pozostawało to jakoś przeżyć pozostałą drogę. Byłam wciąż wtulona z mocno zamkniętymi oczami, bo bałam się ich otworzyć. Prócz swojego głośnego, przyspieszonego bicia serca nie słyszałam nic. Me czucie zanikło, ponieważ odnosiłam wrażenie jakbym spadała i nie miała dostępu do niczego. Moja skóra była cała rozpalona, a ja nie wytrzymywałam tego. Mój palec drgnął, a ja poczułam wolność w mojej dłoni. Rozchyliłam zatem obolałe powieki, a do moich oczu dotarł błysk światła. Gdy poczułam, że mój puls podskoczył rozglądnęłam się wokół siebie. Leżałam na czymś miękkim, a po natężeniu wzroku dostrzegłam zarys mojego plecaka i ubrań, na których leżałam. Cały obraz raz powiększał się, wirował i też pulsował. Po upływie czasu przyzwyczaiłam się i zrozumiałam właśnie przez oślepiającą mnie lampę, że jestem w pobliżu ulicy. Zastanawiające było to gdzie podziewał się Benjamin, który najprawdopodobniej mnie tu sprowadził. 

– Jest tu kto!? – wydałam z siebie bełkot, którego znaczenie znałam jedynie ja. W głowie wszystko było poprawne. Wypowiadane przeze mnie słowa nie świadczyły jednak o mojej prawie pełnej świadomości. 

Do moich uszu dobiegł jakiś szmer. Moje zmysły wyostrzyły się chociaż ból przeszywający moją głowę uniemożliwiał mi rozsądne decyzje. Wszystko pozostawałoby dobrze, ale poczułam, że ktoś chwyta mój nadgarstek. Nie umiałam wytłumaczyć dlaczego wydałam z siebie pisk, który po chwili został powstrzymany czyjąś ręką na moich ustach. Normalnie zachowałabym spokój, jednakże teraz wyrwałam się i podniosłam na dwie nogi z dala od tego kogoś. Nie potrwało to długo, bo już po chwili upadłam i ręką podpierałam się narastającego śniegu.  

mój prześladowca | ben drownedWhere stories live. Discover now