miłych koszmarów (12)

368 26 23
                                    

Podeszłam do niego z wielkim grymasem na twarzy. Nie wyglądał on jak wcześniej. Czarna, wysuszona skóra, a na niej szmaty zwane ubraniami. Dokładnie nie znałam daty morderstwa. Wiadomą rzeczą było to, że na pewno minęło kilka tygodni od niego. Wynika to z tego, że ciało już naprawdę zaczęło się rozkładać. Smród panujący w pomieszczeniu był niewyobrażalnie intensywny. Nie wiedziałam jak mogłam wcześniej wytrzymać przebywając w salonie. Wstrzymując oddech ustałam na palcach i zaczęłam wyjmować gwoździe z dłoni trupa. 

 To tak jakby nawiązanie do chrześcijaństwa  gdy szarpnęłam za gwóźdź, ręka opadła wzdłuż ciała.

Przestraszyłam się, gdyż poczułam otarcie dłoni o me ciało. Dostałam wtedy ciarek, które utrzymywały się przez najbliższy czas. 

Wyjmując przedostatni gwóźdź zauważyłam, że zwłoki coraz to bardziej się chwiały. Były one teraz zaczepione o tylko jedną dłoń. Wpatrując się w nią, odskoczyłam po niedługiej chwili. Ciało upadło na ziemię powodując duży huk w całym domu. Zniechęcona widokiem bezwładnego ciała westchnęłam głośno. Nie wiedziałam czy uniosę ciężar dwa razy większy ode mnie. Po prostu złapałam go za nadgarstek i zaczęłam uparcie ciągnąć w stronę piwnicy. Dopiero przypomniałam sobie o jej istnieniu. Wyczerpana ustałam przy jej drzwiach, które były pod schodami. 

 Co ja się męczyć będę  mruknęłam otwierając wszystkie zamki.

Otworzyłam szeroko drzwi i kopnęłam ojca, który zaczął toczyć się po schodach prowadzących do piwnicy. Zapaliłam w niej światło i zeszłam po skrzypiących schodach. Dlatego, że była już moja ulubiona pora roku, a dokładniej jesień to miałam w głowie pewien plan. Podeszłam do drzwiczek od pieca i otworzyłam je na oścież. Z ogromnym uśmiechem na ustach wzięłam połamane ciało i z trudem włożyłam je do pieca. Zabrałam z komody zapałki i otarłam jedną o bok pudełka. Gdy ta się zapaliła to ustałam przed kotłem. Wiedziałam, że to jedyne co mogłam zrobić. Nie był on wart tego, aby pochować go. Bynajmniej nie dla mnie. Ja w tamtym momencie uważałam go za mordercę, dupka i największego drania świata. Na pewno kogoś, kto nie powinien istnieć. 

 Chociaż na coś się przydasz – zaśmiałam się wrzucając pierwszą zapałkę.

Uznałam jednak, że to za mało. Wrzuciłam kolejne dwie, ponieważ 3 to moja szczęśliwa liczba. Zamknęłam drzwiczki i rozejrzałam się po piwnicy. Nigdy w niej nie byłam. Wstęp tutaj był zawsze zabroniony. Teraz zrozumiałam dlaczego. Na dwóch ścianach powieszone były wszelkie nożyki, siekiery, a wśród nich znalazł się nawet pistolet. Zafascynowana tym widokiem, podeszłam bliżej. Zauważyłam na komodzie pas, który widziałam w przeróżnych filmach akcji. Mieli go na sobie ludzie, a w nim znajdowała się zazwyczaj wszelaka broń. 

– To tu nie jest z przypadku  stwierdziłam. – Przyznaj się Ben, że masz z tym coś wspólnego.

Odpowiedzi oczywiście nie uzyskałam. To co napisał na ścianie było jak najbardziej prawdą. Kontakt między nami zanikł. Przerażało mnie to bardziej niż jego obecność. Samotność to mój najgorszy lęk, którego obecnie doświadczam. Dobijał mnie fakt, że nie kontaktował się nawet za pomocą napisów. Co gdy tak naprawdę już nie chciał? Skoro podlał kwiat róży to powinien go pielęgnować. Natomiast on zaniedbuje go, tak samo jak reszta. Zaczynało mnie to martwić.

Otrząsnęłam się i od razu skierowałam ręce w kierunku komody. Wzięłam i przyczepiłam pas w tali. Następnie włożyłam do niego różnego rodzaju noże oraz pistolet. Zrezygnowałam z siekiery, ponieważ jest ona z reguły ciężka, a taka drobna osoba jak ja, nie chciałaby jej dźwigać. Włożyłam jeszcze do niego nóż, który dostałam. Był on dla mnie specjalnie ważny. To przecież przez niego jestem w tym miejscu, a nie innym. Równie dobrze mogłam ignorować go i zostać Lukrecją. Podążałam wtedy za głosem serca, a nie rozsądkiem, którego zawsze słuchałam. 

mój prześladowca | ben drownedWhere stories live. Discover now